"Wreszcie postawiono diagnozę"
W 1987 r. trafiła do Centrum Medycznego przy ul. Fieldorfa w Warszawie, gdzie prof. Kazimierz Imieliński i dr Stanisław Dulko przyjmowali osoby transseksualne i starali się im pomóc. Przez półtora roku przechodziła intensywne badania laboratoryjne, spotkania grupowe i indywidualne z psychologami, wypełniała wiele testów i kwestionariuszy psychologicznych. Wreszcie postawiono diagnozę, że jest transseksualistką.
Tajemnicą podzieliła się z przyjaciółką, Elą, która zaproponowała, żeby Ani skompletować odpowiednie ubranie. Choć bała się kompromitacji i śmieszności, zaczęły się pierwsze próby publicznego pojawiania się jako kobieta. Nikt ze znajomych nie domyślał się jednak jej "problemu". "Przyjaciele uważali, że jestem dobrym, czułym ojcem, dobrym mężem, człowiekiem wrażliwym na ludzkie kłopoty, że łatwo znajduję wspólny język z kobietami i lubię z nimi przebywać. (...) Grałam rolę mężczyzny w napisanym przeze mnie przedstawieniu. Gdybym była osobą wierzącą, powiedziałabym: jedynie Bóg wie, ile mnie to kosztowało! Ale przecież problem z moją tożsamością płciową, odmienną od oficjalnie uznanej, to nie było całe moje życie. Rola mężczyzny czy po prostu bycie człowiekiem przynosiło mi oprócz cierpienia także wiele satysfakcji. Może właśnie na tym polega życie? Gdyby nie mój problem, mogłabym powiedzieć, że było ono udane". Po siedmiu
latach pracy została zwolniona z przedsiębiorstwa Alma-Press i rozpoczęła własną działalność gospodarczą - przez wiele lat pracowała w branży wydawniczej, reklamowej i poligraficznej.