Tajemnice Anny Grodzkiej
Wstrząsająca historia posłanki Anny
"Mam na imię Ania" - wstrząsająca historia posłanki Twojego Ruchu
Poznaj wstrząsającą historię Anny Grodzkiej, pierwszej transseksualnej posłanki w polskim sejmie, która urodziła się jako Krzysztof! Swoją trudną drogę do tego, by być w pełni kobietą (proces zmiany płci formalnie zakończył się w 2010 r., kiedy miała 56 lat) opisuje w autobiografii pt. "Mam na imię Ania", która właśnie ukazała się nakładem wydawnictwa W.A.B. Tylko w Wirtualnej Polsce publikujemy jej sensacyjne fragmenty!
Kłopoty Krzysztofa, który czuł się Anią zaczęły się już w dzieciństwie. "Byłam dziwnym chłopcem. Mama wiedziała, że dziwnym. Załamywała ręce, kupując mi wypłakaną w sklepie skakankę. Kochała mnie nawet bardziej niż Święty Mikołaj, którego prosiłam w liście o lalkę, a on przyniósł mi pod choinkę hokejowe łyżwy i kilka ołowianych żołnierzyków. Kiedy zaczęłam chodzić do szkoły podstawowej, mój świat stał się znacznie większy, znacznie mniej bezpieczny i mniej przyjazny. Trzeba było dopasować się do wymagań i norm grupy. A ja byłam inna. Już w drugiej klasie przekonałam się, że nie pasuję do chłopców, i nie umiałam sobie z tym poradzić" - opisuje. Szybko dowiedziała się, że jest "dziwnym chłopcem", "lebiegą", "lalusiem", "mazgajem", "babą" i "babskim królem", bo bawił się z dziewczynkami.
W jej rodzinnym domu panowała dyscyplina, ojciec Józef był oficerem Wojska Polskiego, był wymagający i stanowczy. Nie lubił długich włosów u chłopców i było to powodem scysji między nimi. Kiedy miała kilkanaście lat, pod koniec lat 60., przeczytała w podręczniku seksuologii, że istnieje coś takiego jak transseksualność, ale zjawisko to wymienione było w rzędzie razem z: koprofilią (zjadanie odchodów), sakrofagią (zjadanie trupów), nekrofilią (stosunki seksualne z nieboszczykami) oraz obok takich "potworności", jak: masochizm, homoseksualizm, fetyszyzm. "Brrr! Jako dziecko po takiej dawce 'wiedzy' byłam przerażona, że jestem osobą chorą, odszczepieńcem, człowiekiem godnym pogardy. Trudno się zatem dziwić, że miałam problem z akceptacją siebie samej takiej, jaka naprawdę byłam" - wyznaje.
Ubolewa, że wielu ludzi, którzy nie mają wiedzy wykraczającej poza te - jak je określa - zabobony sprzed 50 lat, traktują osoby transpłciowe jak chore czy zboczone, co jest przyczyną wykluczenia i dyskryminacji. Zwraca uwagę, że błędne myślenie polega też na przykładaniu stereotypowych męskich i żeńskich ról społecznych do konkretnych osób i ocenianiu ich na tej podstawie. Podkreśla, że ludzie są tak różnorodni, że nie mieszczą się w schematach i uproszczeniach. "Czujemy się albo kobietą, albo mężczyzną, bo tacy się rodzimy. I nie ma to związku z typem osobowości, charakterem, genitaliami czy temperamentem" - podkreśla.
(js)