"Tłukli mnie pięściami, kopali i wrzeszczeli: ty zboczeńcu, ty cioto!"
"Pamiętam, że zapytałam mamę, kto to jest pedał, bo chłopcy wołali tak za mną. Od tego czasu mama zabroniła mi nosić do szkoły moją ulubioną lalkę szmaciankę. W trzeciej klasie nawet dziewczyny, widząc, że chłopaki się ze mnie naśmiewają, straciły ochotę na rozmowy ze mną i na zabawę. Bolało!" - pisze. Często wracał ze szkoły zapłakany, jak się okazało, swoim zachowaniem prowokował dzieci do agresji.
Anna Grodzka opisuje, jak dręczyli ją rówieśnicy w szkole: "Krystian wsunął ołówek pod spódnicę mojej szmacianej lalki Ani i charakterystycznie posapując, wsuwał i wysuwał ołówek, dźgając nim lalkę. Gdy chciałam mu ją wyrwać z rąk, Krystian się zamachnął. Za pierwszym razem trafił mnie w ramię, drugi cios był celniejszy - prosto w usta. Poczułam słodkawy smak krwi. Byłam wyższa od Krystiana o pół głowy, w ogóle byłam w klasie najwyższa. Dzięki temu wytrzymałam grad ciosów, aż któryś z napastników podciął mi nogi. Przewróciłam się i wtedy kilku moich kolegów zwaliło się na mnie, tłukąc pięściami, tornistrem, kopiąc... Wrzeszczeli, wymyślając mi niewybrednie: ty zboczeńcu, ty cioto!".
Okres dojrzewania był dramatem. "Hormony grały. Zawsze byłam 'za duża', a teraz stawałam się również coraz bardziej męska. Ani krztyny kobiecości! Porażka! Szczęka poszerzała się z każdym miesiącem. W ramionach też się rozrastałam, co przyprawiało mnie o prawdziwą rozpacz. Na całe tygodnie popadałam w depresję, z której nie miałam się komu zwierzyć. Cierpiałam. Widziała to mama. Ale nawet jej nie umiałam powiedzieć, jak bardzo nienawidzę swojego ciała i powierzchowności. To, jak wyglądałam, było coraz bardziej sprzeczne z moim wyobrażeniem siebie takiej, jaką się akceptowałam. Pojawiły się poranne wzwody, pobrudzone rano ciało i pościel - niepokojące polucje! Byłam sobą zniesmaczona! To był przerażający i smutny dowód, że jednak w jakimś sensie jestem chłopcem. (...) Nienawidziłam swojego ciała coraz bardziej. Porastałam wstrętną sierścią. Czułam się chyba tak, jak czułby się człowiek, który zacząłby porastać łuską. Budziło to we mnie przerażenie! Wstręt! To było najgorsze. Ohydne. Może trudno w to
uwierzyć, ale pamiętam, że już wtedy, może właśnie przede wszystkim wtedy, widok kudłów na moich nogach, rękach czy na piersi przyprawiał mnie niejednokrotnie o mdłości, a zawsze powodował smutek. Kilka razy zgoliłam włosy, ale mama zakazała mi tego. Odgrażała się, że nie da mi następnym razem zwolnienia z lekcji WF-u. Pamiętam, jak kiedyś, mimo zakazu mamy, goliłam włosy na rękach i płakałam. Z rozpaczy, z nienawiści do samej siebie, nacięłam (na szczęście tchórzliwie i płytko) ciało żyletką. Chciałam umrzeć, zniknąć, nie istnieć" - wyznaje. Postanowiła wtedy za wszelką cenę nauczyć się być chłopcem.