W Polsce nie mogła zrobić operacji wytworzenia waginy
Póki nie zmieniła dokumentów, ze względu na obowiązujące w Polsce prawo nie mogła zrobić SRS (Sex reassignment surgery) - operacji wytworzenia waginy, dlatego zdecydowała się na operację w Tajlandii. Jako prezeska Trans-Fuzji - fundacji na rzecz osób transpłciowych dostała od HBO propozycję nakręcenia dokumentu o swojej adaptacji do właściwej płci. Zgodziła się i poleciała do Tajlandii z ekipą filmową. Był grudzień 2009 r.
"Kiedy po konsultacjach wróciłam do doktora, dowiedziałam się, że ze względu na mój obecny stan zdrowia odradza mi siedmiogodzinną operację SRS. Zalecił podleczyć się i dopiero wrócić, bo ryzyko, jego zdaniem, było zbyt duże. Byłam bardzo zawiedziona. Istotnym elementem kosztu całego przedsięwzięcia były, opłacone już przecież, podróż i dwutygodniowy pobyt w Tajlandii. Wspólnie z doktorem postanowiliśmy więc, że zabieg obejmie powiększenie piersi i drobną korektę twarzy. Miało się to odbyć w czasie jednego znieczulenia. W ten sposób zostałam skazana przez los na dalszą niepewność co do zasadniczej operacji. Ta niepewność znalazła swój finał mniej więcej dwa lata później, już w Europie" - opowiada.
W 2011 r. Anna Grodzka kandydowała w wyborach do sejmu. Na liście wyborczej Ruchu Palikota w okręgu krakowskim zajęła pierwsze miejsce. Została tym samym pierwszą w Polsce i Europie osobą publicznie ujawniającą swój transseksualizm, którą wybrano do parlamentu na szczeblu krajowym.
Fragmenty autobiografii Anny Grodzkiej "Mam na imię Ania" publikujemy dzięki uprzejmości wydawnictwa W.A.B.
(js)