Uwielbiał dziadka, służył do mszy
Lato mały Andrzej spędzał w Starym Sączu, rodzinnym mieście ojca. - Dawano mi tam wolność. Pół dnia spędzałem poza domem. Tylko nad Dunajec nie wolno mi było chodzić - wspominał Duda. Podczas pobytów w Starym Sączu kontynuował rodzinną tradycję służenia do mszy świętej u sióstr klarysek. Wcześniej ministrantami byli tam jego ojciec i wujkowie. Na długie spacery zabierał go dziadek Alojzy. - Chodzili na jarmarki - zdradzała ciotka, Zofia Obrzud.
Andrzej, najstarszy wnuk Alojzego, uwielbiał opowieści dziadka. Alojzy Duda był prostym człowiekiem, ale oczytanym i interesującym się polityką. - Zawsze był ten sam rytuał: najpierw idziemy do kościoła, potem do sklepu po chleb, a na rynku dziadek kupował biały ser - wspominał Andrzej Duda. - W domu dziadek kroił grube pajdy tego chleba, ser pokrojony w kosteczkę wrzucał do kubka, zalewał świeżą śmietaną i tak sobie jadł...
Na Sądecczyźnie przyszły polityk pomagał w żniwach i w codziennych obowiązkach, ale także psocił. - Przed domem rosła agawa. Mama, czyli babcia Andrzeja, starannie ją pielęgnowała, ale pewnego dnia Andrzej znalazł gdzieś nożyk i pościnał ją z każdej strony. Mama była w szoku, jak to zobaczyła, ale na szczęście agawa wkrótce odżyła - opowiadała Zofia Obrzud.