"Ta godzina trwała wiecznie". Polka o ataku nożownika na Wyspach
- To była tragedia, mam traumę do tej pory - mówi w rozmowie z WP pani Karolina Kaminska, właścicielka salonu solarium w Southport w Anglii, gdzie w poniedziałek miał miejsce atak nożownika. Polka opowiedziała też o zamieszkach, jakie wybuchły w miejscu zdarzenia.
W poniedziałek rano w Southport w Anglii nożownik zaatakował małe dzieci, które uczestniczyły w letnich zajęciach tańca. W wyniku napaści zginęły trzy dziewczynki w wieku sześciu, siedmiu i dziewięciu lat. Ośmioro innych dzieci wciąż pozostaje rannych, w tym pięcioro - ciężko. Oprócz najmłodszych obrażenia odniosły również dwie kobiety - nauczycielki - które próbowały ochronić dzieci. Domniemany napastnik - 17-latek, został aresztowany.
"Nagle pojawił się helikopter"
- Gdy to się działo, byłam w moim salonie, dziesięć minut spacerem od miejsca zdarzenia. Przyszłam w poniedziałek do pracy, otworzyłam salon jak zawsze, nagle pojawił się helikopter nad moim salonem i krążył pięć - dziesięć minut. Stwierdziłam, że coś poważnego musi się dziać, ale myślałam, że to raczej jakiś wypadek samochodowy - przekazuje pani Karolina.
Jak wyjaśnia, sprawdziła wtedy grupę na Facebooku, na której komunikuje się społeczność Southport i tam zauważyła pierwszy komentarz, w którym znalazła się informacja o ataku nożownika. Wówczas pisano o sześciorgu rannych dzieciach.
- Pisali, że nie wiadomo, gdzie jest sprawca, żeby zamykać okna, drzwi - podaje pani Karolina, dodając, że po tych informacjach szybko zamknęła się w salonie i przez godzinę siedziała tam sama. - Ja byłam bezpieczna, ale bałam się, co będzie, jeśli on zacznie dźgać ludzi na ulicy, a ja nie będę w stanie im pomóc. Ta godzina trwała wiecznie - przekazuje pani Karolina.
Jak podkreśla, nie chce myśleć, jak czują się osoby, które były świadkami tych zdarzeń. - Ja nie mogę dojść do siebie, bo od razu przychodzi mi do głowy myśl: "ja piłam kawę, a w tym momencie dzieci koło mnie były mordowane. Czemu tak się wydarzyło?" - mówi.
Pani Karolina przekazuje, że obawiała się nawet wyjść za budynek do samochodu. - My dopiero potem się dowiedzieliśmy, że nożownik został złapany w tym budynku, myśleliśmy, że on gdzieś chodzi po ulicach i dźga ludzi jak popadnie - dodaje.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Szok po ataku w Southport
Jak wyjaśnia nasza rozmówczyni, z powodu stresu nie pamięta dokładnie drogi z salonu do domu. - Całą drogę słyszałam w głowie ten helikopter - mówi. Od poniedziałku nie była w stanie dotrzeć do pracy.
Na miejscu jednak są jej pracownice. - Dziewczyny boją się w ogóle wychodzić na miasto, do sklepu, do pracy. Ja sama boję się jechać do salonu - przekazuje.
Pracownice pani Karoliny wybrały się we wtorek na wieczorne czuwanie, które zorganizowano w centrum miasta. - Było założenie, że wszyscy jako społeczność Southport spotykamy się w centrum miasta, oddajemy cześć ofiarom tragedii. Była minuta ciszy, był ksiądz, byli pracownicy urzędu miasta, to był bardzo emocjonalny moment.
Potem mieszkańcy umówili się na pokojowy protest. Mieli przejść ulicą, na której odbywały się zajęcia taneczne i gdzie doszło do ataku nożownika.
- To miała być forma pokojowa, a obróciło się to w zupełnie inną stronę tylko dlatego, że przyjechali do nas ludzie z zewnątrz, z English Defence League - mówi pani Karolina.
"Nie ma to nic wspólnego z ludźmi z Southport"
Policja hrabstwa Merseyside przekazuje, że we wtorek wieczorem kilkaset osób uczestniczyło w Southport w żałobnym czuwaniu. Część z nich - prawdopodobnie sympatyków skrajnie prawicowej grupy English Defence League - obrzuciła kamieniami miejscowy meczet i zaatakowała policjantów. W wyniku starć rannych zostało kilkudziesięciu funkcjonariuszy, z których wielu trafiło do szpitali.
Według policji zamieszki były inspirowane krążącymi po sieci doniesieniami na temat tożsamości zatrzymanego nastolatka, jakoby miał on być muzułmaninem. Policja zwracała uwagę, że "istnieje wiele spekulacji i hipotez na temat statusu 17-latka, który obecnie przebywa w areszcie policyjnym, a niektórzy wykorzystują to, aby wywołać przemoc i nieporządek na ulicach".
- Nie ma to nic wspólnego z ludźmi z Southport, którzy przeżywają straszną tragedię. My wszyscy, mimo że nie są to nasze dzieci, nawet osoby, które nie są powiązane z rodzinami ofiar, czujemy w środku taki sam ból. Nie możemy dojść do siebie po tej tragedii i jako społeczność Southport ludzie w życiu nie wyszliby na ulicę, żeby atakować policję, meczet - mówi pani Karolina i dodaje: - Wczoraj zrobili nam kolejną tragedię, osobom, które mają złamane serca po tym, co się stało.
- Dzisiaj od rana wszyscy, cała społeczność Southport się zebrała i sprzątają po nich wszystkie ulice. Przyjechały firmy, które za darmo oferują swoje usługi naprawy okien, odbudowują płoty, ciężarówka ma zebrać gruz. Wszyscy pokazują, że my w tej całej tragedii jesteśmy dalej razem - podkreśla pani Karolina.
- Zamieszki trwały do nocy, jest wielu rannych policjantów, ludzie mają poniszczone prywatne samochody. Nikt nie wiedział, co się dzieje, przecież my byśmy czegoś takiego nie zrobili - zwraca uwagę nasza rozmówczyni.
Zapytana o to, jak wcześniej czuła się w Southport, przekazuje, że "to bardzo spokojne miasto". - Nigdy w życiu coś takiego nie miało miejsca, zawsze było spokojnie, ja nigdy się tam nie bałam. Mam salon 10 lat, w centrum miasta i nigdy nie miałam żadnego incydentu. Nigdy nic złego się u nas nie działo - podsumowuje pani Karolina.
Przeczytaj też: