W "Mieście Cudów" szykują się na najgorsze. "Prognozy są nieciekawe"
Mieszkańcy miejscowości Bardo - "Miasta Cudów" w województwie dolnośląskim - patrzą w niebo z niepokojem. Władze wprowadziły alarm przeciwpowodziowy i szykują się na najgorszy scenariusz. - W 1997 roku uciekałam z półrocznym dzieckiem na rękach, teraz nie będę tyle czekać - mówi dla Wirtualnej Polski jedna z mieszkanek. Burmistrz opracowuje plan niedzielnej ewakuacji.
Liczące około 2,5 tysiąca mieszkańców Barda nazywane jest "Miastem Cudów". To hasło reklamowe miasta nad Nysą Kłodzką, znanego m.in. uzdrowień i objawieniach Matki Bożej na Górze Kalwarii. Teraz Bardo liczy na kolejny cud w obronie przed powodzią.
Poziom wody w rzece Nysa Kłodzka wzrasta. Od godziny 20:30 w sobotę na terenie miasta i gminy Bardo obowiązuje do odwołania alarm przeciwpowodziowy. Planowane na niedzielę, 14 września, dożynki zostały odwołane. Mieszkańcy i władze przygotowują się na wielką wodę, przerwanie wałów i falę kulminacyjną, spodziewaną właśnie w niedzielę. Służby są w gotowości, przygotowano miejsca noclegowe w przypadku ewakuacji.
Szykują się do ewakuacji mieszkańców
- Po północy woda bardzo szybko szła, 5 centymetrów na 15 minut. Sytuacja ustabilizowała się, niemniej prognozy są nieciekawe. Zbliżamy się do 3 metrów. Na dzisiaj zapowiadane są opady. Fala kulminacyjna jest spodziewana w niedzielę, dlatego przygotowujemy plan ewakuacji. Na pierwszy rzut 29 budynków przy samej rzece - to w wersji optymistycznej. W gorszej - do 50 budynków - mówi dla Wirtualnej Polski Marta Ptasińska, burmistrz miasta i gminy Bardo.
Jak zapowiada burmistrz, będą obserwować, w jaki sposób płynie do nich rzeka z Kłodzka. Po powodzi tysiąclecia z 1997 roku mają już doświadczenie w obronie przed żywiołem. - Mamy przygotowanych 50 miejsc noclegowych w centrum kultury i po 10 w świetlicach. Dziś odbędzie się posiedzenie sztabu kryzysowego. Zwiększamy gotowość. Mam nadzieję, że nie będzie powtórki z 1997 roku. Wydaliśmy ludziom 5 tysięcy worków z piaskiem, mamy jeszcze 3 tysiące pustych worków i 500 napełnionych - dodaje.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Ulewy paraliżują Słowenię. Potężny żywioł zbliża się do Polski
W sobotnią noc woda z górskiego potoku przeszła przez dom starszej mieszkanki Bardo. Na szczęście kobiecie nic się nie stało.
Trwa ładowanie wpisu: facebook
Już raz uciekała z dzieckiem na rękach
- Mieszkam przy samej rzece, pierwszy z domów zagrożonych powodzią. Jest jeszcze droga nad rzeką, która nie jest zalana, ale to kwestia około 15 cm - mówi dla WP jedna z mieszkanek Barda.
Jak opowiada, całe Bardo przygotowuje się do walki z wielką wodą. Park za rzeką został zamknięty. Na ulicach stoją worki z piaskiem. Mieszkańcy opróżnili piwnice w obawie przed zalaniem i czekają na zarządzenie w sprawie ewakuacji. Ci, którzy mieszkają najbliżej rzeki, wywożą dobytek. Po cichu wszyscy liczą jednak, że rzeka ich nie zaleje. Zdają sobie jednak sprawę, że Nysa to rwąca rzeka.
- Cały czas mamy nadzieję. Już w 1997 roku w ostatniej chwili, po uda w wodzie, uciekałam z półrocznym dzieckiem na rękach. Teraz nie mam zamiaru tyle czekać. Jestem zabezpieczona, zrobiliśmy, co mogliśmy. Gdy tylko nadejdzie ten moment, zabieram wszystko i uciekam. Jest ryzyko. Jeśli Nysa rozleje się na ulicę Grunwaldzką, to żaden ponton się nie utrzyma - podkreśla kobieta.
Województwo dolnośląskie, jak i opolskie są na pierwszej linii zagrożenia powodzią. Do godziny 6 rano strażacy interweniowali tam już 650 razy.
Czytaj także: