Szturm na stolicę ISIS. Upadek miasta stworzy więcej problemów niż rozwiąże
Arabscy i kurdyjscy bojownicy wspierani przez Amerykanów doszli do murów starego miasta w Rakkce, stolicy Państwa Islamskiego. Wielu terrorystów uciekło z miasta i wróciło do domów w Europie. Każdy z nich stanowi zagrożenie. Polska też nie jest bezpieczna.
13.06.2017 | aktual.: 13.06.2017 15:41
Rakka, gdzie fanatycy islamscy zatykali głowy wrogów na płotach, atakowana jest od wschodu i zachodu. Nacierające oddziały Syryjskich Sił Demokratycznych (SDF) wspierają samoloty koalicji utworzonej przez Waszyngton. Okolice miasta ostrzeliwuje artyleria amerykańskiej piechoty morskiej. W szturmie na jedną z dzielnic stolicy ISIS uczestniczyli nawet rangersi, którzy według niepotwierdzonych źródeł, w ciągu kilku zaledwie godzin mieli zabić blisko 90 islamistów.
Kilkuosobowa, polska Grupa Zadaniowa "Gniew Eufratu", walczy na zachód od Rakki. Dowódcy wojsk koalicyjnych oceniają, że miasta, w którym nadal może przebywać nawet 150 tys. cywilów, broni 3 do 4 tys. islamistów. Koalicja nie zamyka okrążenia dając islamistom możliwość wyjścia z miasta i ograniczenia ofiar wśród cywilów. Z Rakki i okolicznych miejscowości uciekają mieszkańcy, dla których amerykańskie bomby i pociski zawierające biały fosfór są równie niebezpieczne jak islamscyh faanatycy.
Najważniejsi dowódcy i główne siły ISIS już miały wycofać się z Rakki. Ostatnią twierdzą islamistów w Syrii ma być odcinek Doliny Eufratu na południowy-wschód od miasta Deir ez-Zor. To nie tylko obszar najważniejszych, syryjskich złóż ropy naftowej, ale także strategiczny teren, o który już rozpoczął się wyścig między Iranem i Rosją a USA i sojusznikami Zachodu. Jego wynik będzie miał wielki wpływ na przyszłość Bliskiego Wschodu.
Koniec fizycznego kalifatu
W obliczu ataków z ziemi i powietrza islamiści nie utrzymają ani ostatnich dzielnic irackiego Mosulu, ani Rakki. Przez dłuższy czas będą mogli bronić się w rejonie pogranicza syryjsko–iracko-jordańskiego, ale z marzeniami o państwie mogą się pożegnać.
Początkowo, widząc zbliżający się koniec, islamiści próbowali przenieść się do Libii. Na szczęście Zachód interweniował zaskakująco szybko i zdecydowanie. Zaprzyjaźnione milicje ze wsparciem m.in. Francuzów i Amerykanów zniweczyły te plany. Inną, potencjalną bazą mógłby być Jemen, ale tam trwa wojna między koalicją z Arabią Saudyjską na czele a wspieranymi przez Iran rebeliantami.
Z kolei perspektywa przeniesienia siedziby Państwa Islamskiego do Nigerii, Somalii czy innego państwa w Afryce jest bardzo mało atrakcyjna nawet dla islamskich fanatyków. Dlatego też od jakiegoś czasu propaganda ISIS ponownie kładzie nacisk na ideę "wirtualnego kalifatu".
Islamiści wracają do domów w Europie
Radykalna ideologia jest realnym zagrożeniem dla Europy. Teraz dodatkowo na Stary Kontynent wracają zaprawieni w bojach islamiści, którzy umieją posługiwać się bronią i materiałami wybuchowymi. Szacuje się, że do Iraku i Syrii wyjechało ok. 5 tys. Europejczyków. Najwięcej wśród nich jest obywateli Francji i Wielkiej Brytanii.
Część "zagranicznych bojowników" zginęła. Nieoficjalne mówi się nawet, że zadanie likwidacji terrorystów otrzymali specjalsi z kilku krajów, działający na terenie kontrolowanym przez ISIS. Tylko do Wielkiej Brytanii wróciło już ok. 400 ekstremistów, z czego połowa mieszka w okolicach stolicy. Po zamachu na moście London Bridge burmistrz Londynu Sadiq Khan przyznał, że pod kontrolą władz znajduje się tylko jeden z ok. 200 byłych bojowników ISIS, którzy żyją w mieście. Każdy islamista wracający z Bliskiego Wschodu stanowi potencjalne zagrożenie.
Nowe pole konfliktu amerykańsko - rosyjskiego
Rosnąca groźba ze strony terrorystów to tylko jedna z konsekwencji rozpadu kalifatu. Południowo-wschodnia Syria staje się teatrem zmagań pomiędzy USA i jej sojusznikami a wojskami syryjskimi i wspierającymi je Irańczykami i Rosjanami. Gra toczy się o utworzenie szyickiego półksiężyca od Iranu przez Irak, aż po wybrzeże Morza Śródziemnego. Nie przypadkiem bojownicy libańskiego Hezbollahu świętowali spotkanie na granicy syryjsko – irakijskiej z członkami szyickich milicji z Bagdadu. Nad wszystkim czuwał generał Ghasem Solejmani z Korpusu Strażników Rewolucji Islamskiej.
Syryjczycy przeprowadzili zaskakujący rajd, docierając do granicy z Irakiem i praktycznie odcinając Amerykanów, Jordańczyków i wspieranych przez nich opozycjonistów od terenów, gdzie rozstrzygnie się przyszłość regionu. Wokół głównej amerykańskiej bazy w tym rejonie dochodzi do starć.
Po raz pierwszy żołnierze koalicji byli celem ataku irańskiego drona. Z kolei amerykańskie samoloty bombardowały wojska syryjskie. Moskwa ostrzegła USA, żeby takie ataki już się nie powtarzały. Oprócz rosyjskiego lotnictwa także doradcy z wojsk lądowych, a nawet siły specjalne, mają wspierać wojska syryjskie w tym rejonie.
Państwo Islamskie jeszcze nie upadło, ale los fizycznego kalifatu jest już przesądzony. Niestety nie oznacza to ani bliskiego końca wojny na Bliskim Wschodzie, ani końca zagrożenia terrorystycznego. Słowa polityków przekonujących, że trzeba nauczyć się z tym żyć, na pierwszy rzut oka oburzają, ale mogą być prawdziwe. Z terroryzmem trzeba walczyć wszelkimi dostępnymi środkami, a radykałów nie wolno tolerować. Równocześnie trzeba mieć jednak świadomość, że groźba terroru może nam towarzyszyć przez długie lata.