To był hit sieci
Ten obraz zrobił furorę w sieci. Krzyczące z przerażenia, latające w powietrzu postacie pośród płomieni, z wyrywającymi się z piersi sercami, a w środku szachownica prezydenckiego tupolewa. Zbigniew M. Dowgiałło, malarz tzw. nowej ekspresji, który brał udział w ruchu niezależnym lat 80., wywołał sensację. Jego "Smoleńsk" można było oglądać w kościele pw. Niepokalanego Poczęcia NMP na warszawskich Bielanach, a następnie na wystawie "Nowa sztuka narodowa" w Muzeum Sztuki Nowoczesnej.
- Miałem wizję tego, co się stało 10 kwietnia i mój obraz jest jej odbiciem. Ta tragedia nie była przypadkowa - tłumaczy w rozmowie z Wirtualną Polską artysta, który głęboko przeżył katastrofę sprzed trzech lat. Wstrząśnięty przez kilka miesięcy nie mógł malować. Nad "Smoleńskiem" pracował pół roku. - To były dla mnie tak wielkie emocje, że podczas malowania drżały mi ręce, co widać na obrazie, w niektórych miejscach kreska jest chwiejna - opowiadał Dowgiałło. Obraz powstał we właściwej dla artysty ostrej kolorystyce. Malarz artystyczne inspiracje czerpie z Włoch czasów renesansu i baroku, zwłaszcza z malarstwa weneckiego.
Jak mówi, w "Smoleńsku" nawiązał do dzieł Tintoretta, El Greca, Tycjana, "Sądu Ostatecznego" Michała Anioła a także "Krzyku" Edwarda Muncha, zwielokrotnionego na całym obrazie. - Według logiki światłocienia, obraz dzieli się na część górną i dolną. Osoby na górze idą do nieba, bo pasażerowie prezydenckiego samolotu lecieli na mszę, więc w momencie śmierci znajdowali się w stanie łaski uświęcającej. Te na dole jeszcze umierają. Postacie unoszą się na obłokach, które drżą od straszliwej siły eksplozji - opowiadał.