Sztuka smoleńska
Katastrofa smoleńska inspiruje artystów już od trzech lat...
Ten obraz smoleński jest hitem internetu - zdjęcia
8 kwietnia telewizyjna Jedynka wyemitowała film dokumentalny "Katastrofa w przestworzach - śmierć prezydenta" zrealizowany na zlecenie National Geographic. Producenci filmu, Alex Bystram i Ed Sayer, oparli się na ustaleniach zawartych zarówno w raporcie rosyjskiego Międzypaństwowego Komitetu Lotniczego (MAK), jak i w raporcie polskiej Komisji Badania Wypadków Lotniczych Lotnictwa Państwowego (tzw. komisji Millera). Politycy PiS chcieli, aby polska dyplomacja interweniowała ws. tego "skandalicznego filmu", gdyż - jak stwierdził Antoni Macierewicz - prezentuje on wyłącznie wersję rosyjską, i to w skrajnym ujęciu.
- Historia na tróję. Bez rewelacji, spodziewałem się czegoś więcej. Dużo powiedziano o winie pilotów, znacznie mniej o roli Rosjan, kontaktach kontrolerów z Moskwą, co przecież miało duży wpływ na bieg wydarzeń 10 kwietnia. Brakuje napięcia, które panowało na wieży i w kabinie pilotów - stwierdził po premierze "Śmierci prezydenta", płk Edmund Klich, były akredytowany przy MAK, były szef Państwowej Komisji Badania Wypadków Lotniczych. W łagodniejszym tonie wypowiadał się Maciej Lasek, następca Edmunda Klicha w PKBWL. - Uważam, że ten film jest bardzo wyważony, wskazuje te same proporcje błędów po obu stronach, co nasz raport - mówił w rozmowie z WP.PL.
10 kwietnia minęły trzy lata od katastrofy samolotu Tu-154M w Smoleńsku, w której zginęli wszyscy pasażerowie - 96 osób, w tym prezydent Lech Kaczyński i jego małżonka. Pasażerowie zmierzali na uroczystości w lesie katyńskim.
(js, neska)
"Anatomia upadku" - dokument Anity Gargas
TVP 1 wyemitowała też dokument "Anatomia upadku", zrealizowany przez Anitę Gargas, który jest - jak stwierdziła jego autorka - efektem śledztwa dziennikarskiego dotyczącego katastrofy smoleńskiej prowadzonego w Rosji, a także na terenie Polski. Film wyprodukowało Niezależne Wydawnictwo Polskie - wydawca "Gazety Polskiej". Eksperci z Komisji Badania Wypadków Lotniczych Lotnictwa Państwowego na łamach tygodnika "Polityka" punktowali błędy, jakie popełniła autorka obrazu i doszli do wniosku, że wypowiedzi cytowanych w nim świadków w gruncie rzeczy potwierdzają wnioski zawarte w raporcie komisji Jerzego Millera.
Z filmu dowiadujemy się na przykład, że świadkowie wypadku widzieli smugę ognia, zanim jeszcze samolot rozbił się o ziemię. - Mały płomień, widoczny od tyłu samolotu, to ogień z komory silnika - tłumaczył Edward Łojek z PKBWL. Eksperci odpowiadali również na zarzut, że zlekceważyli ekspertyzę, która mówi o wybuchu na miejscu katastrofy. W rządowym raporcie słowo "wybuch" zostało zastąpione słowem "pożar".
Gargas jest także autorką innego śledczego filmu dokumentalnego pt. "10.04.10" (premiera 4 kwietnia 2011 r.), który opowiada o pierwszych godzinach po katastrofie smoleńskiej. Był kręcony przez kilka tygodni w Smoleńsku, gdzie autorka starała się dotrzeć do wszystkich istotnych świadków zdarzenia. Niektóre ujęcia w filmie zostały wykonane ukrytą kamerą. W filmie wykorzystano w całości m.in. amatorski film "Samolot płonie" nakręcony telefonem komórkowym tuż po katastrofie oraz jedną z wersji filmu nakręconego przez pracownika TVP, montażystę Sławomira Wiśniewskiego.
W filmie wypowiadają się Jadwiga Kaczyńska, Sławomir Wiśniewski (montażysta TVP, autor zdjęć filmowych nakręconych na miejscu katastrofy tuż po wypadku), Piotr Głod (pracownik kancelarii Prezydenta RP), Krzysztof Zalewski (ekspert lotniczy), Janusz Więckowski (pilot samolotów Tupolew), mjr Andriej Koronczik (pilot, pracownik lotniska Siewiernyj), mieszkańcy Smoleńska oraz osoba przedstawiająca się jako Władimir Safonienko, twierdząca, że jest autorem amatorskiego filmu z miejsca katastrofy, zwanego "Samolot płonie").
Tede rapuje o Smoleńsku
Raper i producent muzyczny Tede kilka miesięcy po katastrofie nagrał utwór pt. "Dokąd idziesz Polsko". "To co dziś widzę tak boli, wiesz co mam na myśli, za chwilę większość zapomni, znów będziemy się dzielić, może postawią gdzieś pomnik by o nich nie zapomnieli, znowu powrócą bariery, powrócą spory i kłótnie, popatrz ten naród jest chory, sorry wiem to okrutne, dziś mają smutek na twarzach, jutro znów się będą obrażać, to ta mentalność tak nasza, przepraszam to mnie przeraża, cały ten naród z bazaru, za chwilę znów będzie w normie, cały ten naród przegrany, skrzywdzonych tak przez historię" - rapował.
W dniu katastrofy Dominik Grabowski, znany jako Doniu z Ascetoholix, nagrał i umieścił w portalu YouTube utwór pt. "Czarna sobota". "Dramat, tragedia, bezradność wobec przytłaczających informacji o sobotnich wydarzeniach - takie uczucia towarzyszą mi od samego rana, tak samo jak moim znajomym, bliskim i rodzinie. Sobota 10 kwietnia 2010 na zawsze kłaść się będzie cieniem na najnowszą historię Polski" - tłumaczył jego powstanie.
"Utwór powstał spontanicznie, pod wpływem wydarzeń 10 kwietnia, aby przenieść pewien ładunek emocjonalny na muzykę i słowa podczas zwykłej pracy w studiu. Nikt z nas nie potrafił się wtedy odnaleźć w codziennych obowiązkach i zadaniach. Wszyscy myśleliśmy o dramacie rozgrywającym się pod Smoleńskiem" - mówił.
"Solidarni 2010" - najsłynniejszy film o Smoleńsku
Najsłynniejszy film dokumentalny nakręcony tuż po katastrofie polskiego Tu-154 w Smoleńsku, czyli "Solidarni 2010", przez niektórych uznany za kontrowersyjny, był zapisem dyskusji, rozmów prowadzonych podczas żałoby narodowej na Krakowskim Przedmieściu oraz podczas uroczystości pogrzebowych pary prezydenckiej. Zrealizowany przez dokumentalistkę Ewę Stankiewicz oraz publicystę Jana Pospieszalskiego doczekał się kontynuacji - w marcu 2011 r. swoją premierę miał "Krzyż". W 2010 r. powstało Stowarzyszenie Solidarni 2010, którego nazwa nawiązuje do tytułu filmu, którego prezesem została Ewa Stankiewicz.
Dokumentowi zarzucano mu m.in. brak obiektywizmu: selektywne wybieranie wypowiedzi, podpowiadanie rozmówcom, udział aktorów i działaczy politycznych jako anonimowych rozmówców. Niektórzy krytycy filmowi wskazywali jednak na jego walory. W obronie filmu wystąpił m.in. reżyser Artur Żmijewski; jego zdaniem do atutów filmu należą: nieukrywanie przez twórców filmu własnych poglądów, oddanie głosu zwykłym ludziom z ulicy, na ogół lekceważonym przez media, oraz poszukiwanie świeckiego języka wyrażania żałoby.
Rada Etyki Mediów uznała, że Jan Pospieszalski w prowadzonych przez siebie relacjach przeżyć ludzi przychodzących w dniach żałoby pod Pałacem Prezydenckim, wykorzystanych także w filmie, naruszył zapisane w Karcie Etycznej Mediów zasady obiektywizmu, a także szacunku i tolerancji. Odrębne zdanie zgłosiło dwoje członków Rady: Tomasz Bieszczad i Teresa Bochwic. Krytycznie o samym filmie wypowiedziała się Komisja Etyki TVP. Jan Pospieszalski nie zgodził się z zarzutami Rady Etyki Mediów.
Stankiewicz i Pospieszalski nakręcili także "Listę pasażerów". Ten dokument stanowi z kolei zapis rozmów z rodzinami 13 wybranych ofiar katastrofy, choć docelowym zamierzeniem twórców jest nakręcenie wspomnień bliskich wszystkich 96 pasażerów Tu-154. Film wyemitowano w TVP1 w kwietniu 2011 r.
Wybitny artysta wizualny nakręcił dokument o katastrofie
Artur Żmijewski, wybitny artysta wizualny, dyrektor artystyczny "Krytyki Politycznej", kurator 7. Biennale Sztuki Współczesnej w Berlinie również nakręcił dokument o Smoleńsku pt. "Katastrofa" (był wyświetlany m.in. na Biennale w Sao Paulo). Autor "Lekcji śpiewu", "Berka", "Powtórzenia" aranżował swoje wcześniejsze filmy, autentycznych ludzi wprowadzał w wymyśloną sytuację, "Katastrofa" pokazuje prawdziwe wydarzenia: rytuały żałobne na Krakowskim Przedmieściu, kolejkę osób oddających hołd parze prezydenckiej, wojnę o krzyż. Tym razem artysta nie szukał artystycznej formuły dla swojej pracy. - Filmowaliśmy trochę jak dziennikarze, trochę jak antropolodzy. Środki artystyczne w tym przypadku to może taka szczególna uważność, nadwzroczność. I cierpliwość. W pierwszych dniach po katastrofie trudno było przewidzieć, że żałoba skończy się walką o krzyż pod Pałacem Prezydenckim. Po prostu patrzyliśmy, starając się to wszystko rzetelnie i spokojnie zapisać. Zachowywaliśmy się jak dziennikarze, rozmawialiśmy z ludźmi,
pytaliśmy. Nagraliśmy kilkadziesiąt godzin materiału - opowiadał w rozmowie z "Gazetą Wyborczą".
Podkreślał, że stojąc za kamerą nie wybierał rozmówców pod kątem ideologicznym: - Filmuję różne strony konfliktu. Nie dzielę ludzi na oszołomów i na tych mających słuszne poglądy. Żmijewski pytał o krzyż na Krakowskim Przedmieściu, o sposoby upamiętnienia katastrofy, o spisek rosyjski. Pojechał także do Smoleńska i pytał Rosjan, czy spiskują przeciw Polsce.
Wybitna dokumentalistka BBC i jej "W milczeniu"
Wybitna reportażystka, dziennikarka BBC Ewa Ewart jest autorką dwóch siostrzanych filmów dokumentalnych z 2011 r., poświęconych katastrofie - "W milczeniu" (wersja polska) / "Tragedy in Smolensk" (wersja międzynarodowa). Oparte zostały przede wszystkim o wywiady z członkami najbliższej rodziny wybranych ofiar katastrofy. Wersja międzynarodowa, zrealizowana we współpracy z telewizją BBC World News, dodatkowo zawiera wprowadzenie historyczne na temat zbrodni katyńskiej, a także fragmenty pokazujące uroczystości żałobne w Polsce oraz późniejsze spory związane z katastrofą, m.in. wokół krzyża przed Pałacem Prezydenckim. Dotyka również tematu polsko-rosyjskiego sporu na temat odpowiedzialności za katastrofę. Wypowiadają się w nim także politycy: Donald Tusk, Radosław Sikorski i Siergiej Ławrow. W podwójnej roli występuje Jarosław Kaczyński.
"Zobaczyłem zjednoczony naród" (2011) to z kolei film dokumentalny zrealizowany przez Annę Ferens, ukazujący obraz Polski po katastrofie, widziany oczami zagranicznych korespondentów. W ich relacjach powraca tytułowe zadziwienie tym, że Polacy potrafią się tak zjednoczyć. Zwracają oni też uwagę na swoisty paradoks - pod Pałacem Prezydenckim w Warszawie stali ludzie, którzy nie lubili zmarłego prezydenta Lecha Kaczyńskiego, którzy przyznawali, że na niego nie głosowali. Zwracają również uwagę na zmianę wizerunku prezydenta w polskich mediach - serdecznego, uśmiechniętego, bez specjalnie wyłapywanych grymasów i niekorzystnych ujęć.
Kolejny obraz to dokument "List z Polski" w reżyserii Mariusza Pilisa poświęcony Smoleńskowi i wpływom Rosji w Europie Środkowo-Wschodniej. Film miał swoją premierę 25 października 2010 r. w holenderskiej telewizji publicznej VPRO. Żadna z polskich stacji telewizyjnych nie była skłonna do wyświetlenia go na swojej antenie. W filmie przedstawiono m.in. wypowiedzi ekspertów sugerujące, że w śledztwie w sprawie katastrofy mogło dojść do manipulacji materiałem dowodowym oraz wypowiedzi przedstawicieli rodzin niektórych ofiar katastrofy. Autor krytykuje powierzenie Rosjanom pełnej odpowiedzialności za prowadzone dochodzenie, wskazując także na historię stosunków polsko-rosyjskich.
Wierszem walił na odlew w przeciwników zmarłego prezydenta?
Po 10 kwietnia 2010 r. w prasie i internecie zaroiło się od wierszy smoleńskich, pisanych przez debiutantów i mniej znanych poetów, a także przez prozaików, publicystów, satyryków, autorów tekstów piosenek, wreszcie przez anonimowych internautów. To w większości teksty szczególnie emocjonalne, często o charakterze publicystycznym, czasami przeróbki utworów znanych z historii literatury (zwłaszcza "Pogrzebu Prezydenta Narutowicza" Juliana Tuwima). Najsłynniejszym z nich jest utwór "Na śmierć Prezydenta Kaczyńskiego" Marcina Wolskiego dedykowany mediom, w którym jak napisała Miłada Jędrysik, autor wali na odlew w przeciwników zmarłego prezydenta.
Oto jego treść: "Prawdę mając na ustach, a kłamstwo w kieszeni, będąc zgodni ze stadem, z rozumem w konflikcie, dzisiaj lekko pobledli i trochę strapieni, jeśli chcecie coś zrobić, to przynajmniej milczcie!
Nie potrzeba łez waszych, komplementów spóźnionych. Waszej czerni, powagi, szkoda słów, nie ma co, dzisiaj chcemy zapomnieć wszystkie wasze androny, wasze żarty i kpiny wylewane przez szkło.
Bo pamięta poeta, zapamięta też naród wasze jady sączone bez ustanku, dzień w dzień. Bez szacunku dla funkcji, dla symbolu, sztandaru... Karlejecie, pętaki, rośnie zaś Jego cień!
Od Okęcia przez centrum, tętnicami Warszawy, Alejami, Miodową i Krakowskim Przedmieściem jedzie kondukt żałobny, taki skromny, choć krwawy. A kraj czuje - prezydent znowu jest w swoim mieście.
Jego wielkość doceni lud w mądrości zbiorowej. Nie potrzeba milczenia mącić fałszu mdłą nutą. Na kolana, łajdaki, sypać popiół na głowę! Dziś możecie Go uczcić tylko wstydu minutą!".
- Ten wiersz był skierowany przeciwko wąskiej grupie hipokrytów, którzy intensywnie atakowali prezydenta, a potem nagle w czasie żałoby zmienili front. Ciekawe, że nagle tak wiele osób poczuło się jego adresatami. Widać ich intencje nie były czyste - mówił o genezie swojego utworu Wolski w rozmowie z Wirtualną Polską.
Temu filmowi Marian Opania powiedział kategoryczne "nie"
Marcin Wolski jest też współautorem scenariusza fabularnego filmu o katastrofie, którego premiera kinowa planowana jest na 10 kwietnia 2014 r. Film, który na razie funkcjonuje pod roboczym tytułem "Smoleńsk", wyjdzie spod ręki uznanego reżysera Antoniego Krauzego. W rolę śp. Lecha Kaczyńskiego miał się w nim wcielić Marian Opania, aktor jednak radykalnie odciął się od produkcji, choć z reżyserem przyjaźni się od lat, razem też debiutowali - Opania w głównej roli w filmie, a Krauze w swoim debiucie kinowym - "Palcu Bożym". Wystąpi za to na pewno dwójka aktorów znanych z poprzedniego filmu reżysera - "Czarnego Czwartku" - Marta Hanzatko w roli młodej dziennikarski oraz grający jej partnera zawodowego Maciej Półtorak.
Producent Maciej Pawlicki wyjaśnił, że w filmie przyjęta będzie "klasyczna formuła, w której bohater dąży, by odkryć nieznaną, ukrywaną prawdę". - Bohaterka jest dziennikarką, to nawiązanie do najlepszych przykładów z historii kina polskiego i światowego. Film rozpoczyna się od katastrofy we mgle. Później równolegle rozwija się opowieść o prywatnym śledztwie bohaterki, co się w tej mgle wydarzyło oraz Polsce po 10 kwietnia 2010 r., a także retrospekcje z okresu przed katastrofą, łącznie z wizytą prezydenta Kaczyńskiego w Gruzji. Na końcu filmu znajdzie się, ponownie, scena tragedii z 10 kwietnia - opowiadał o scenariuszu producent.
Wszelkie oficjalne próby wyjaśnienia tej katastrofy po prostu się nie składają, zbyt wiele w nich luk. Zamach jest jedną z możliwości, bo jeżeli do niego doszło, to wciąż pozostaje pytanie: kto i jak to zrobił? Na tym etapie film tego nie przesądza - tłumaczył w rozmowie z Wirtualną Polską Marcin Wolski, scenarzysta filmu.
"Prosto z nieba" - pierwszy film o Smoleńsku
Pierwszy film fabularny o katastrofie pt. "Prosto z nieba" nakręcił w 2011 r. reżyser Piotr Matwiejczyk, twórca kina offowego i wielokrotnie nagradzanych filmów "Wstyd", "Beautiful" czy "Homo Father". W "Prosto z nieba" zagrali m.in. Olga Bołądź, Marcin Bosak, Renata Dancewicz, Eryk Lubos, Mirosław Baka, Aleksandra Bednarz.
W rozmowie z Wirtualną Polską reżyser przyznał, że zdecydował się na realizację tego filmu "po tym wszystkim, co miesiącami działo się w mediach". - Oskarżenia, obwinianie się, walka o krzyż, nagonka, która zmieniła się w farsę, skłoniła mnie do refleksji, że w całym zamieszaniu wokół katastrofy zapomnieliśmy o tym, co najważniejsze, czyli o śmierci zwykłych ludzi - mówił Matwiejczyk.
Twierdził, że udało mu się znaleźć klucz do opowiedzenia historii Smoleńska w sposób niebanalny i ciekawy, a przede wszystkim taki, który na nowo nie rozgrzebie ran. Krytycy nie zostawili na nim jednak suchej nitki. "Film Matwiejczyka jest tak zły, że nawet gdyby wszyscy prawicowi radykałowie połączyli się w jeden inteligentny superbyt, nie potrafiliby go obronić " - tak pisał o nim Michał Walkiewicz z portalu filmweb.pl.
"Mgła", "Pogarda" i "Córka", a teraz "Prezydent"
Dokumenty o katastrofie smoleńskiej zrealizowały także Joanna Lichocka i Maria Dłużewska (obie na zdjęciu). "Mgła" z 2011 r. opowiadała o przygotowaniach do wizyty prezydenta Lecha Kaczyńskiego w Katyniu, katastrofie polskiego Tu-154 w Smoleńsku i wydarzeniach do czasu pogrzebu pary prezydenckiej z perspektywy sześciu ówczesnych urzędników Kancelarii Prezydenta (Andrzej Duda, Adam Kwiatkowski, Jakub Opara, Jacek Sasin, Marcin Wierzchowski, Paweł Zołoteńki). Na wniosek klubu PiS pokaz filmu odbył się w sejmie.
W tym samym roku swoją premierę miała "Pogarda". Maria Dłużewska wyreżyserowała także film "Córka" (2012). - Marta Kaczyńska, pakując do kartonów przedmioty swoich rodziców - drobne, zdawałoby się nieważne rzeczy - szkicuje ich bardzo osobisty, pełen miłości portret - mówiła Dłużewska o tym dokumencie. Z szacunków Tomasza Sakiewicza, redaktora naczelnego "Gazety Polskiej" wynika, że film "Mgła" mogło obejrzeć łącznie nawet 5 milionów widzów.
Prapremiera najnowszego filmu Joanny Lichockiej i Jarosława Rybickiego odbyła się 8 kwietnia. "Prezydent" jest poświęcony tragicznie zmarłemu Lechowi Kaczyńskiemu. Opowiada o okresie prezydentury, wyraźnie uwypuklając polityczne tradycje, jakim był wierny Lech Kaczyński.
"Smoleńsk Puzzle" nie do ułożenia
1,5 tys. puzzli ze zdjęciem wraku Tu-154 M - to artystyczny projekt Jacka Adamasa, rzeźbiarza i autora instalacji, który określa się jako "obywatel artysta". Puzzli nie da się ułożyć - wszystkie kawałki są białe. - Ten kolor to nawiązanie do białej plamy, niewyjaśnionej historii ze Smoleńska - tłumaczył artysta.
Puzzle ze zdjęciem rozbitego tupolewa wykonał dla galerii działającej przy wrocławskiej ASP. Zaprezentował ją także w bytomskim Centrum Sztuki Współczesnej "Kronika".
- Puzzle kojarzą mi się z trudem, potrzebnym do ich ułożenia, a także z faktem, że niektóre elementy zawsze giną - mówił artysta portalowi gazeta.pl. Jak dodaje, puzzlami chce zwrócić uwagę na grę toczącą się wokół sprawy. - To jest bardzo tragiczna historia, ale drugą tragedią jest to, co się dzieje wokół samolotu. To kompromituje nasz kraj - mówił.
Swoją inicjatywę promuje też za pomocą busa, którym przemierza Polskę. Na jego jednym boku są "smoleńskie puzzle", a drugim - prace, których autorami są Adam Grudzień i Tomasz Musiał, nawiązujące m.in. do Telewizji Trwam. Zdjęcia z akcji Adamas zamieszcza na Facebooku. Znaleźć tam można również zdjęcie innej instalacji sprzed kilku miesięcy - przed budynkiem olsztyńskiego IPN postawił litery układające się w napis "TU SK 154 M".
Instalacja "TU SK 154 M" została zaprezentowana także na wystawie "Thymos. Sztuka gniewu" w Centrum Sztuki Współczesnej w Toruniu, która wzbudziła spore kontrowersje. Jej kurator nie ukrywał, że jest przeciwnikiem działań podejmowanych przez obecny rząd w sprawie katastrofy smoleńskiej. Znalazły się na niej także nieocenzurowane teledyski Behemotha i dokument Jana Pospieszalskiego "Krzyż". Autor wystawy - Kazimierz Piotrowski - twierdzi, że celowo prowokuje. - Lezę tam celowo, biorę na siebie ciosy, chcę ciosy otrzymywać. To nie tylko wzmocni i zahartuje. Domagam się tego od tych, którzy siedzą w ukryciu - wyznawał.
Ten plakat zrobił furorę pod krzyżem
Trójmiejski artysta plastyk i muzyk, wykładowca w Akademii Sztuk Pięknych w Gdańsku Jacek Staniszewski w "odruchu serca" bezpośrednio po tragedii przygotował plakat upamiętniający katastrofę w Smoleńsku. W rozmowie z Wirtualną Polską podkreślał, że jest apolityczny i żadne z ugrupowań politycznych nie jest reprezentantem jego poglądów, a jego praca powstała z pobudek czysto artystycznych.
- Moją obsesją jest plakat społeczny. Jak się coś zdarzy, chcę to przekazać dalej. Reaguję jak dziennikarz czy fotoreporter. Wobec tej tragedii nikt nie pozostał obojętny, mówi się o przerażającej klamrze spinającej te dwa wydarzenia - wojenną zbrodnię w Katyniu i katastrofę z ostatnich dni. Dlatego chciałem pokazać też mistycyzm tego miejsca - tłumaczył w rozmowie z "Gazetą Wyborczą".
Plakat powstał w bardzo krótkim czasie, artysta nie chciał, żeby był za bardzo wypracowany, ale maksymalnie prosty. - Samolot dla grafika wygląda jak latający krzyż, to skojarzenie samo się nasuwa. Zastanawiałem się, czy nie wprowadzić jeszcze czerwieni, która dopełniłaby czerń i biel, kojarzyła się z barwami narodowymi. Ostatecznie zdecydowałem się na tę formę, wydaje mi się, że najlepiej oddaje tę sytuację - mówił.
Praca nad plakatem była formą odreagowania tragicznych wiadomości, Staniszewski chciał żeby jak najszybciej trafił na ulicę. Tak się stało, jednak nie w takiej formie, jak sobie tego życzył. - Mam obiekcje do przeszłego przytulania się do tej pracy z pobudek czysto politycznych. Mówię tu o protestach PiS pod krzyżem na Krakowskim Przedmieściu, w relacjach z tych "spektakli" widziałem, że zagarnięto moją pracę na swój własny frakcyjny użytek - mówił w rozmowie z WP.PL. Innym razem podkreślał, że jego praca mówi o szacunku dla ludzi. - Tyle głębokich słów teraz pada, mi chodziło o moment zatrzymania, zwrócenie uwagi człowieka na ulicy. Niedawno usłyszałem, jak Barack Obama powiedział: W takich chwilach jesteśmy Polakami. Takie gesty są znaczące i bardzo potrzebne teraz - mówił.
Oficjalny pomnik "całkiem udany"
Jedyny jak dotąd "oficjalny" pomnik ofiar katastrofy smoleńskiej został odsłonięty 10 listopada 2010 r. na Cmentarzu Wojskowym na Powązkach w Warszawie. Został zaprojektowany przez artystę rzeźbiarza Marka Moderaua. "Całkiem udany, taki architektoniczny, powiedziałbym 'na miejscu'" - oceniał jego formę prof. Waldemar Baraniewski z Zakładu Historii Sztuki Nowoczesnej, IHS UW.
Pomnik znajduje się w tzw. Kwaterze Smoleńskiej Cmentarza Wojskowego na Powązkach, u wylotu alei Profesorskiej. Główny element monumentu to dwa żelbetowe prostopadłościany z okładzinami z białego kamienia. Oba prostopadłościany są umieszczone względem siebie w sposób, który sugeruje przełamanie jednej bryły, zapadającej się w ziemię. W miejscu "przełamania", na bocznej ścianie jednego z prostopadłościanów, znajduje się lista 96 ofiar katastrofy w Smoleńsku, a po przeciwnej stronie, na bocznej ścianie drugiego prostopadłościanu, napis: "PAMIĘCI 96 OFIAR KATASTROFY LOTNICZEJ POD SMOLEŃSKIEM 10 KWIETNIA 2010 ODDALI ŻYCIE W SŁUŻBIE OJCZYZNY W DRODZE NA OBCHODY 70 ROCZNICY ZBRODNI KATYŃSKIEJ".
Integralną częścią pomnika są nagrobki 28 ofiar katastrofy pochowanych w Kwaterze Smoleńskiej. Pomnik wzbudził kontrowersje przed jego odsłonięciem; część rodzin ofiar katastrofy uznała go za pozbawiony walorów estetycznych i niepotrzebny. Beata Gosiewska, wdowa po Przemysławie Gosiewskim, pochowanym w Kwaterze Smoleńskiej Cmentarza Wojskowego na Powązkach, stwierdziła, iż to pomnik władz, a nie ofiar katastrofy.
Tak będzie wyglądał pomnik w Smoleńsku
Właściwy pomnik, który ma stanąć w Smoleńsku miał być gotowy na trzecią rocznicę katastrofy. Jak jednak wyjaśnił minister kultury Bogdan Zdrojewski teren, na którym ma stanąć nie jest dostępny "do wykonywania żadnych czynności, w tym budowania pomnika".
- Mogę stwierdzić tylko tyle, że strona polska jest gotowa do tego, aby ten pomnik był gotowy. Zrobiliśmy wszystkie czynności, które są związane zarówno z uzyskaniem praw autorskich, nadzorem architektonicznym, z zamówieniem ogromnej ilości kamienia ze Szwecji - kamień jest zarezerwowany - zapewnił minister.
Oceniając działania strony rosyjskiej w sprawie pomnika, Zdrojewski uznał, że wspólne ustalenia są przez nią "dość dobrze przestrzegane". - Nie mamy w zapisach czy protokołach informacji takich, które byłyby dziś kwestionowane przez stronę rosyjską, one są podtrzymywane. Mamy kłopot z terminem, ale ten termin nie był zapisany w porozumieniu - zastrzegł Zdrojewski.
Międzynarodowy konkurs na pomnik w hołdzie ofiarom katastrofy smoleńskiej rozstrzygnięto 30 marca 2012 r. Symboliczne wskazanie lokalizacji monumentu przez przedstawicieli rodzin ofiar i członków polskiej delegacji rządowej odbyło się 10 kwietnia w Smoleńsku, w drugą rocznicę katastrofy.
Zwycięski projekt autorstwa rzeźbiarza Andrzeja Sołygi, architekta Dariusza Śmiechowskiego i grafika Dariusza Komorka to wysoki na dwa metry mur, na którym znajdą się nazwiska ofiar katastrofy. W murze będzie szczelina, przez którą widoczny będzie plac, a na nim platforma z granitu.
Na zdjęciu: przewodniczący sądu konkursowego prof. Adam Myjak przy zwycięskim projekcie.
Kontrowersyjny pomnik tupolewa. "Kicz, żenada, kompletny syf"
Tymczasem powstają inne mniej lub bardziej udane monumenty. O tym widocznym na zdjęciu Janusz Palikot mówił, że to: "kicz, żenada, kompletny syf, kółka od Poloneza, betonowe skrzydła, które nigdy nie polecą, bezguście całkowite", a Janina Paradowska na swoim blogu ironicznie polecała, by pomysł rozwijać i by tupolew jak krasnal znalazł się w każdym domu i zagrodzie. "Pomysł można twórczo rozwijać, produkując na przykład miniaturki sprzedawane na odpustach w wersji do domu czy tak jak dziś sprzedaje się na przydrożnych targowiskach koguty, krasnale czy sarenki jako ozdoby ogrodowe" - pisała publicystka "Polityki", która początkowo myślała, że pomnik to "jakiś żart, albo instalacja nowoczesnego performera, która wkrótce spotka się ze społecznym protestem o szarganie świętości i naruszenie uczuć".
To tylko niektóre reakcje na 10-metrową makietę tupolewa z żelbetonu ze zdjęciem pary prezydenckiej, która w ubiegłym roku została odsłonięta w Kałkowie w woj. świętokrzyskim. Pomnik jest pomalowany na biało i czerwono, w oknach wiszą portrety osób związanych z sanktuarium w Kałkowie, które 10 kwietnia 2010 r. zginęły pod Smoleńskiem. W drzwiach umieszczono zdjęcie Lecha Kaczyńskiego z żoną, w oknach m.in. Ryszarda Kaczorowskiego Przemysława Gosiewskiego, Anny Walentynowicz i Janusza Kurtyki.
Kontrowersyjny pomnik w Gdańsku
13 listopada 2010 r. w gdańskiej Bazylice Mariackiej, w kaplicy Św. Doroty, odsłonięto z kolei pomnik ku czci ofiar katastrofy smoleńskiej autorstwa Andrzeja Renesa (jest również autorem pomnika Marii i Lecha Kaczyńskich, który ma zostać ustawiony w tym roku w centrum Radomia).
Sześciometrowy monument zbudowano z inicjatywy metropolity gdańskiego, abp. Sławoja Leszka Głódzia. Monument stanął w kaplicy Św. Doroty, w której znajduje się już m.in. sarkofag Macieja Płażyńskiego. Pomnik ma kształt "wachlarza" utworzonego z granitowych, czarnych płyt, na których zostały wypisane imiona i nazwiska wszystkich osób, które zginęły pod Smoleńskiem 10 kwietnia. Monument wieńczy wykonana z brązu figura Chrystusa Zmartwychwstałego.
Odsłonięcia pomnika dokonali przedstawiciele rodzin ofiar katastrofy smoleńskiej: Elżbieta Płażyńska, Maria Karweta oraz Barbara Cichocka. - Pomniki zawsze powstają z potrzeby serca. To epitafium z czarnego granitu, te nazwiska wypisane na płytach, a nad nimi Chrystus, to znak zwycięstwa nad śmiercią. Myślę, że ta czytelna chrześcijańska symbolika będzie fundamentem, który dźwignie naszą wielką tęsknotę - mówiła w imieniu rodzin Elżbieta Płażyńska.
Estetyczny koszmar?
Pomnik, zaprojektowany przez warszawskiego rzeźbiarza Andrzeja Renesa, wzbudził dużo kontrowersji w środowisku historyków sztuki. W lokalnym dodatku do "Gazety Wyborczej" historyk sztuki z Uniwersytetu Gdańskiego dr Jacek Friedrich nazwał monument "estetycznym koszmarem" i złożył dymisję z funkcji szefa Wojewódzkiej Rady Ochrony Zabytków w Gdańsku.
Renes jest także autorem pomnika Kardynała Stefana Wyszyńskiego w Warszawie, Prezydenta Stefana Starzyńskiego w Warszawie, Księdza Ignacego Skorupki w Warszawie oraz Praskiej Kapeli Podwórkowej w Warszawie.
To był hit sieci
Ten obraz zrobił furorę w sieci. Krzyczące z przerażenia, latające w powietrzu postacie pośród płomieni, z wyrywającymi się z piersi sercami, a w środku szachownica prezydenckiego tupolewa. Zbigniew M. Dowgiałło, malarz tzw. nowej ekspresji, który brał udział w ruchu niezależnym lat 80., wywołał sensację. Jego "Smoleńsk" można było oglądać w kościele pw. Niepokalanego Poczęcia NMP na warszawskich Bielanach, a następnie na wystawie "Nowa sztuka narodowa" w Muzeum Sztuki Nowoczesnej.
- Miałem wizję tego, co się stało 10 kwietnia i mój obraz jest jej odbiciem. Ta tragedia nie była przypadkowa - tłumaczy w rozmowie z Wirtualną Polską artysta, który głęboko przeżył katastrofę sprzed trzech lat. Wstrząśnięty przez kilka miesięcy nie mógł malować. Nad "Smoleńskiem" pracował pół roku. - To były dla mnie tak wielkie emocje, że podczas malowania drżały mi ręce, co widać na obrazie, w niektórych miejscach kreska jest chwiejna - opowiadał Dowgiałło. Obraz powstał we właściwej dla artysty ostrej kolorystyce. Malarz artystyczne inspiracje czerpie z Włoch czasów renesansu i baroku, zwłaszcza z malarstwa weneckiego.
Jak mówi, w "Smoleńsku" nawiązał do dzieł Tintoretta, El Greca, Tycjana, "Sądu Ostatecznego" Michała Anioła a także "Krzyku" Edwarda Muncha, zwielokrotnionego na całym obrazie. - Według logiki światłocienia, obraz dzieli się na część górną i dolną. Osoby na górze idą do nieba, bo pasażerowie prezydenckiego samolotu lecieli na mszę, więc w momencie śmierci znajdowali się w stanie łaski uświęcającej. Te na dole jeszcze umierają. Postacie unoszą się na obłokach, które drżą od straszliwej siły eksplozji - opowiadał.
"Ten obraz ma już swoich wyznawców"
Dlaczego Dowgiałło nie namalował wizerunków ofiar katastrofy, ale młodych i pięknych ludzi? - To przedstawienia symboliczne. Przecież np. w Piecie Michała Anioła Matka Boska powinna mieć ok. 50 lat, a wygląda na 15 - mówił. - Obraz ma już swoich wyznawców. To wielkie dzieło - przekonywał malarz. Jego orędownikiem był m.in. publicysta katolicki Tomasz Terlikowski. "Dowgiałło namalował ludzi z wyrwanymi sercami. I w gruncie rzeczy wielu, bardzo wielu Polaków miało takie właśnie odczucie 10 kwietnia i w dniach następnych" - napisał w portalu Fronda.pl.
Internauci byli podzieleni w jego odbiorze. Nie brakowało głosów krytycznych: "Ale kicz! Brakuje tam tylko Lorda Vadera", "Nadaje się na okładkę komiksu o inwazji kosmitów". "Po to namalował, aby w niektórych durnych głowach pobudzić myślenie (np. obraz 'Krzyk' też jest obrazem brzydkim, ale jest bardzo ceniony na świecie)", "Podobno żyjemy w wolnym kraju! Ludzie, gdzie wasza tolerancja? Mamy chyba prawo do pisania, rysowania, malowania w ogóle tworzenia tego, co czujemy! Czy kogoś obraził, znieważył Dowgiałło?", "Rewelacyjne dzieło! uznanie dla efektu wznoszenia się dusz ku niebu, zwłaszcza malujące się na twarzach szczęście i błogostan. Gratuluję odwagi i trwajmy w pasji - pisali inni.
"Artystyczną i patriotyczną reakcją'' na katastrofę z 10 kwietnia 2010 r. był z kolei obraz "Hołd smoleński", na którym widać było wrak tupolewa, tłumy pielgrzymujących, krzyż spod Pałacu Prezydenckiego, klęczącego Jarosława Kaczyńskiego, Wawel, nad którego murami zawisło oblicze Piłsudskiego oraz - ponad tym wszystkim - korowód zmarłych w katastrofie unoszący się na świetlistych obłokach. Namalował je autor ukrywający się pod pseudonimem Stanisław Koziełło-Wolski. Za pomocą nieistniejącej już strony internetowej obraz można było kupić w wersji papierowej - tańszej i na płótnie, w wersji droższej.
- Pierwsza myśl o malowaniu katastrofy aż mnie zmroziła swą śmiałością. (...) Ale pokusa namalowania obrazu, który w symboliczny sposób oddałby cześć tamtym ludziom i ich ofierze była tak duża, że złapałem za pędzel - powiedział Stanisław Koziełło-Wolski w rozmowie z samym sobą.
Smoleńsk tematem sztuki abstrakcyjnej
Smoleńsk zainspirował także wybitnego malarza, performera i teoretyka sztuki, członka historycznej Gruppy Włodzimierza Pawlaka. W ubiegłym roku galeria Propaganda wystawiła cykl jego obrazów pt. "Anatomia samolotu", które stworzył pod wpływem wydarzeń z 10 kwietnia 2010 r. Katastrofa smoleńska stała się pretekstem do poszukiwań odpowiedzi na pytanie, czy sztuka współczesna, a przede wszystkim malarstwo abstrakcyjne, może rezonować wydarzenia polityczne i funkcjonować w społecznym kontekście.
Cykl geometrycznych obrazów, które można również nazwać "analizą przystawalności trójkątów", jest rozwijającą się opowieścią, a jednak oddala się od wszelkiego rodzaju narracji.
Eksplozja trójkątów na obrazie o Smoleńsku
Pierwszy z obrazów przedstawia białą sylwetkę samolotu na czerwonym tle. Jego forma została zgeometryzowana, sprowadzona do prostego szkicu przywołującego na myśl papierową zabawkę dziecka, figurę origami. Cała kompozycja stanowi mocny znak. Jest to też, nie pierwsza u Pawlaka, wariacja na temat barw narodowych. Wyseparowany trójkąt samolotu na kolejnych obrazach zostaje powielony, zamknięty w siatki âtablic dydaktycznych". Figura geometryczna staje się jednym z elementów układanki.
Eksplozja trójkątów cichnie na mniejszych płótnach, które budzą skojarzenia ze zbliżeniem filmowym, są jak wniknięcie w strukturę poszczególnych klatek-tablic. Wyprowadzenie obszernego cyklu prac z jednej figury - trójkąta - kontrastuje z feerią użytych barw. Obrazy dosłownie wibrują kolorami, chwytają spojrzenie w pułapkę odważnych zestawień.
(js, neska)