Szpile, haki, cięte riposty. Pierwsza bitwa Jakiego i Trzaskowskiego
Wbijanie szpil, wypominanie pochodzenia, sprawdzanie, kto z członków rodziny jest zatrudniony w urzędach i gdzie. Walka na haki. Wyścig na najbardziej ciętą ripostę w mediach społecznościowych. Tak wygląda start kampanii prezydenckiej w Warszawie.
Wyścig na „warszawskość” – tak były dziennikarz Michał Majewski nazwał to, co dzieje się w ostatnich kilkunastu godzinach po oficjalnym ogłoszeniu przez Jarosława Kaczyńskiego, że kandydatem PiS w wyborach prezydenckich w Warszawie będzie Patryk Jaki. Polityk z Opola.
Rafał Trzaskowski – który w ostatnich wyborach parlamentarnych startował z Krakowa – wypomina Patrykowi Jakiemu, że jako „namiestnik” musi dopiero nauczyć się Warszawy. Że nie jest stąd. Dlatego ma być z założenia kandydatem gorszym. Tak interpretują wypowiedzi Trzaskowskiego politycy PiS, fani Jakiego i życzliwe mu media.
To dało pretekst Jakiemu do stworzenia podziału: on, człowiek spod opolskiego bloku, który karierę zrobił w Warszawie uczciwą, ciężką pracą, broni kilkuset tysięcy „słoików” przed Trzaskowskim jako tym, który reprezentuje wyłącznie „warszawkę”, elity. – Chcę stanąć w obronie wszystkich ludzi, którzy mieszkają w Warszawie, ale się tu nie urodzili. Wszyscy ludzie tu mieszkający mają prawo nazywać się warszawiakami. Rafał Trzaskowski nie musi uczyć ich, jak żyć. Ja nie będę dzielił ludzi na żadne kategorie – powiedział w czwartek rano Jaki pod swoim mieszkaniem w warszawskim Aninie.
Ten przekaz komentatorzy uznali za skuteczny i celny. „Jaki zaorał”, „Jaki w punkt”, „Trzaskowski zmiażdżony w jednym zdaniu” – tego typu wpisy pojawiały się na Twitterze po briefingu kandydata PiS.
Swoje dołożył inny kandydat na prezydenta Warszawy, popularny w mieście aktywista Jan Śpiewak: „Rafał Trzaskowski lubi wytykać innym, że nie są z Warszawy, ale sam niecałe 3 lata temu przekonywał, że będzie robił wszystko dla Krakowa. Nie udało mu się zrealizować swoich obietnic. Mimo solennych zapewnień, ówczesny kandydat na posła z Krakowa, nie poświecił na działania dla niego nawet całej kadencji, a dziś przekonuje, że w jego sercu jest tylko Warszawa. Tym żałośniej brzmią jego zarzuty o niewarszawskie pochodzenie. Czy człowiek, któremu zapału wystarcza na tak krótko jest wiarygodny? A może Warszawa jest również trampoliną gdzieś wyżej?” – napisał na Facebooku szef stowarzyszenia Wolne Miasto Warszawa.
Będzie gorąco, będę zasuwał
Jak owe zarzuty o wytykanie innym „niewarszawskości” odbiera sam Trzaskowski? – To nie ja tworzę podziały, tylko Patryk Jaki. To on nakręca tego typu historię. Ja jedynie staram się podkreślić to, iż jest on po prostu partyjnym namiestnikiem, który będzie słuchał tylko i wyłącznie swojego prezesa i realizował jego doktryny – mówi WP kandydat PO. Z przekąsem dodaje, iż „gratuluje Jakiemu, że w końcu chce się nauczyć Warszawy”. Śpiewakowi wypomina, że „od dawna mówi językiem PiS”, dlatego jego atakami się nie przejmuje.
Polityczni komentatorzy chwalili w piątek ruch Jakiego: przypominali, iż kampanijne aktywności o świcie były znakiem rozpoznawczym kampanii Andrzeja Dudy z 2015 r. Tyle że kandydat PiS nie rozdawał ludziom kawy, na briefingu po 7 rano odpowiedział po prostu na zarzuty Trzaskowskiego.
Kandydat PO w rozmowie z WP studzi te zachwyty nad wiceministrem sprawiedliwości. Trzaskowski podkreśla, że odbył już 80 spotkań z mieszkańcami w Warszawie, a to dopiero początek. Nawet w najbliższych dniach – jak zapowiada – nie będzie chwili wytchnienia.
Polityk podkreśla, że prawdziwa aktywność zacznie się dopiero po długim weekendzie - kiedy warszawiacy wrócą z majówki. Tyle że kandydat PO i tak – jak mówi WP – ma „mnóstwo roboty w najbliższych dniach”. – 2 i 3 maja będę zasuwał, w środę jest Dzień Flagi, rozstrzygany będzie także budżet unijny, prawdopodobnie powiązany z kwestią przestrzegania praworządności. Będzie gorąco – zapowiada Trzaskowski. 2 maja polityk będzie rozdawał flagi w stolicy, celebrując ten dzień razem z mieszkańcami.
Armia Jakiego w natarciu
W piątek kandydaci prowadzili ostry spór na Twitterze. Żywa i szybka wymiana zdań, cięte riposty, ironia, dystans po obu stronach, mniej lub bardziej wyrafinowane złośliwości. Działo się. Wielu wskazuje, iż to Jaki jak dotąd wygrywa w tym „bezpośrednim” starciu (cudzysłów stąd, że polem walki jak na razie jest mimo wszystko portal społecznościowy, a nie „żywa” debata).
Jaki góruje nad kandydatem PO jeszcze w czymś: ma oddaną rzeszę fanów na Twitterze. Każdy jego wpis jest momentalnie masowo podawany dalej, „lajkowany”, komentowany.
Internauci jednak nie tylko chwalą Jakiego i przekazują jego złote myśli w świat. Robią też - rzecz jasna, niezależnie od kandydata PiS - tzw. czarny PR, który ma uderzać w Trzaskowskiego. Już zaczęło się wygrzebywanie „haków” na kandydata PO, choć często są to odgrzewane kotlety. Na przykład zarzut, iż Trzaskowskiego dyskwalifikować ma rzekomo fakt, że jego żona pracuje w warszawskim ratuszu. A ratusz to wiadomo: siedlisko zła i patologii. Gniazdo reprywatyzacyjnych szerszeni.
Oskarżenia o nepotyzm
Kandydata PO pytamy o zarzuty, jakie są mu stawiane w związku z tym, iż jego małżonka zatrudniona jest w stołecznym urzędzie – w biurze promocji miasta. Trzaskowski się uśmiecha. – Odpowiedź na te zarzuty jest bardzo prosta: moja żona zaczęła pracować w ratuszu zanim mi się w ogóle duża polityka zamarzyła! Więc jeśli ktoś komuś rzekomo załatwiał pracę, to moja żona mnie – żartuje polityk PO. Dodaje, że w momencie, gdy jego małżonka zaczynała pracę w ratuszu, on był wykładowcą akademickim. To był 2007 r.
Żona kandydata PO na prezydenta stolicy - jako główny specjalista - zajmuje się m.in. koordynacją przygotowań miasta do udziału w międzynarodowych targach inwestycyjnych oraz współpracą z warszawskimi startupami. Co się stanie z jej karierą, gdy Trzaskowski zostanie prezydentem?
– Nie będzie mogła tam pracować. Nie zamierzam wprowadzać standardów PiS i być przełożonym i pracodawcą własnej żony. Ona bardzo lubi swoją pracę i, jak się należy domyślać, nie jest zachwycona taką perspektywą. Rozmawiamy o tym – mówił kilka miesięcy temu kandydat PO.
Dziś sam wytyka załatwianie pracy „swoim” przez Patryka Jakiego. – Przy takiej skali nepotyzmu, którą wiceminister Jaki funduje w Opolu, śmieszne byłoby, aby zarzucał mi on, iż moja małżonka pracuje w ratuszu. Absurd. Ja w ratuszu nikogo nie znałem, moja żona wzięła udział w uczciwym konkursie na stanowisko, które obecnie zajmuje – tłumaczy ze spokojem Trzaskowski.
Abstrahując od zasadności stawianych sobie zarzutów przez obu kandydatów, pewne jest jedno: kampania prezydencka w Warszawie będzie najciekawszym politycznym starciem od lat. Piątek pokazał to dobitnie, mimo iż na razie mieliśmy do czynienia jedynie ze starciem znad klawiatur i smartfonów.
Aż strach sprawdzić, co wydarzyło się na Twitterze w czasie pisania tego tekstu…
*Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl