PolskaSzpak, czyli weryfikacja Komorowskiego

Szpak, czyli weryfikacja Komorowskiego

Jeśli Bronisław Komorowski chciałby dziś zapomnieć o inwigilacji Sikorskiego i ludzi ze środowisk antykomunistycznych lub nie pamięta o swojej roli w nadzorowaniu działań WSI, może powinien zwrócić się do wojskowych przyjaciół o odświeżenie pamięci? Ich wiedza o Komorowskim nadal ma swoją cenę.

Szpak, czyli weryfikacja Komorowskiego
Źródło zdjęć: © AKPA

02.03.2010 | aktual.: 04.03.2010 08:45

Gdy w 1992 r. Wojskowe Służby Informacyjne rozpoczęły działania przeciwko Radosławowi Sikorskiemu, wiceministrowi obrony narodowej w rządzie Jana Olszewskiego, Sprawa Operacyjnego Rozpracowania otrzymała kryptonim „SZPAK”.

Pluskwy w chobielińskim dworku

Dokładna data wszczęcia sprawy nie jest znana, choć pierwsze zachowane notatki pochodzą z maja 1992 r. Zawarte w nich informacje o zajęciach zawodowych i kontaktach towarzyskich Sikorskiego uzyskano ze „źródeł osobowych”. Podano nawet sumę rachunku za połączenia telefoniczne z początku maja 1992 r., a autor tego dokumentu (prawdopodobnie płk Lonca) podkreślił wręcz, że są to „dane operacyjne”. Jako powód wszczęcia SOR „SZPAK” podano, iż Sikorski jest „zaangażowany w działalność polityczną ugrupowań stawiających sobie za cel osłabienie struktury i spoistość wojska, osłabienie autorytetu Zwierzchnika Sił Zbrojnych i kierownictwa MON. W perspektywie podporządkowania Sił Zbrojnych określonym celom politycznym „Szpak” szczególnie zaciekle atakuje Wojskowe Służby Informacyjne, podważając ich cele i zadania, chce paraliżować działania WSI”. Prawdziwy motyw działań ludzi WSW/WSI był oczywisty – ówczesny wiceminister ON Sikorski oraz rząd Olszewskiego zmierzali do sojuszu z NATO.

Można powiedzieć, że WSI nie miało za co kochać Sikorskiego i założenie sprawy operacyjnego rozpracowania leżało w interesie ówczesnego układu. Przez trzy lata na podsłuchu były telefony Sikorskiego, m.in. linia w miejscu zamieszkania. „Pluskwy” założono również w chobielińskim dworku. Sprawa miała zostać zakończona w 1995 r. Jakie materiały zebrano, czego dowiedziano się o kontaktach Sikorskiego, o jego przeszłości – nie wiemy, ponieważ teczka SOR „SZPAK” jest niekompletna. Pułkownik Lonca w czasie wysłuchania przed Komisją Weryfikacyjną WSI stwierdził, że: „Teczka sprawy »SZPAK« była grubsza, jej część została zniszczona bądź wyłączona ze sprawy”.

W 1992 r., już po upadku rządu Jana Olszewskiego, w znanym artykule w angielskiej gazecie „Spectator” Sikorski tak pisał o swoich doświadczeniach z wojskowymi służbami: „WSI były ostatnią funkcjonującą organizacją komunistyczną, która mogła przejąć kontrolę nad krajem, gdyby ze Wschodu znów zaczęły wiać chłodniejsze wiatry. Jeszcze długo po puczu w Związku Radzieckim polscy szefowie WSI wciąż myśleli, że ich czas może nadejść. [...] Obecni i byli oficerowie WSI mieli mieszkania i zagraniczne konta bankowe, prowadzili operacje przemytu broni, mieli własne źródła dochodu i własne kontakty na Wschodzie i na Zachodzie. W ciągu kilku ostatnich miesięcy komunizmu sprzedawali swe tajemnice każdemu, kto gotów był zapłacić”.

„Swój” człowiek

Te wyznania wywołały wówczas w Polsce prawdziwą burzę. Głównym krytykiem Sikorskiego był wiceminister obrony narodowej w rządach Mazowieckiego, Bieleckiego i Suchockiej – Bronisław Komorowski. W wywiadzie dla „Gazety Wyborczej” z lipca 1992 r. twierdził m.in: „Gdyby zapytać, jakie zmiany ekipa Sikorskiego przeprowadziła w MON, to się okaże, że sprowadzają się one do kilku hałaśliwych posunięć personalnych. [...] Minister skarżył się, że był podsłuchiwany. To śmieszne chwalić się przed zachodnim czytelnikiem, że było się podsłuchiwanym przez własnych podwładnych. Takie fakty się sprawdza, a winnych bierze za łeb. [...] Zarzut współpracy z obcym wywiadem to ciężkie oskarżenie. Takich oskarżeń nie można wygłaszać publicznie, jeśli się nie ma niezbitych dowodów. Podtrzymywanie przez Sikorskiego tych zarzutów dzisiaj, po odejściu z ministerstwa, jest próbą usprawiedliwienia własnej nieudolności”.

Dziś potencjalny kandydat Platformy na prezydenta Bronisław Komorowski próbuje przekonywać opinię publiczną, że nie miał nic wspólnego z inwigilacją Sikorskiego. Trudno wierzyć słowom marszałka Sejmu. Z kilku powodów.

Jako wiceminister obrony narodowej Komorowski odpowiadał za kontrwywiad wojskowy – czyli formalnie nadzorował WSI. Pełnił tę funkcję przed i po Sikorskim – który wiceministrem był zaledwie przez 100 dni. Można się zastanawiać, dlaczego Komorowski – nauczyciel historii w Niższym Seminarium Duchownym w Niepokalanowie, dyrektor gabinetu ministra ds. współpracy z organizacjami politycznymi i stowarzyszeniami – został nagle oddelegowany na tak odpowiedzialne i trudne stanowisko? Co zdecydowało, że poczuł w sobie przypływ zainteresowań i pasji związanych z wojskiem?

Ważne jest, że już od początku swojej pracy w ministerstwie musiał cieszyć się niezwykłym zaufaniem oficerów WSW. Do takiego wniosku możemy dojść choćby na podstawie pisma procesowego Krzysztofa Wyszkowskiego z 28 grudnia 2006 r., złożonego w toku procesu przed Sądem Okręgowym w Gdańsku, w sprawie Wałęsa versus Wyszkowski. Jest to wniosek o powołanie na świadka Bronisława Komorowskiego „na okoliczność współpracy Lecha Wałęsy z SB. Jako wiceminister ON poinformował mnie, po pierwszej turze wyborów prezydenckich w r. 1990, że otrzymał z WSI szczegółowe informacje w sprawie zawartości tzw. czarnej teczki Tymińskiego, czyli dokumentów potwierdzających współpracę Lecha Wałęsy z SB” – pisał Wyszkowski. Nowy wiceminister ON był zatem dla ludzi z wojskowego kontrwywiadu człowiekiem godnym zaufania, skoro dzielono się z nim tak szczególną wiedzą. Jak wiemy, słynną „czarną teczkę” Tymińskiego z materiałami obciążającymi Wałęsę miało przygotować WSW.

Na celowniku kontrwywiadu wojskowego

Do jednej z najważniejszych decyzji personalnych Komorowskiego z początków lat 90. należy nominacja płk. Lucjana Jaworskiego – byłego szefa Zarządu WSW – na stanowisko szefa kontrwywiadu wojskowego. Pułkownik Jaworski to postać doskonale znana z Raportu z Weryfikacji WSI. Ale nie tylko.

W latach 80. Jaworski odznaczał się szczególną gorliwością w zwalczaniu opozycji, niszczył prasę podziemną, rozpracowując m.in. „Wiadomości”, „Głos Wolny”, „Tygodnik Wojenny”, „Nową” czy „Robotnika”. Ścigał współpracujących z opozycją filmowców, rozpracowywał Ryszarda Bugaja, tropił „obce pochodzenie” członków opozycji, zakładał podsłuchy, werbował agenturę. To na skutek jego działań w więzieniu znalazła się m.in. Hanna Rozwadowska, kierująca logistyką „Wiadomości”. Przykład Jaworskiego jest o tyle ważny, że potwierdza doskonale dziś udokumentowaną tezę, iż wojskowe służby PRL zajmowały się głównie walką z opozycją polityczną, a głównym wrogiem kontrwywiadu wojskowego byli cywile, drukujący i rozpowszechniający niezależną prasę. Działania WSW w okresie lat 80., wbrew opinii forsowanej przez oficerów tej służby, skierowane były wyłącznie przeciwko własnemu społeczeństwu i obejmowały zakres właściwy dla policji politycznej PRL. Stanowisko, jakie Komorowski powierzył płk. Jaworskiemu, pozwoliło temu oficerowi
prowadzić w latach 1991–1993 działania operacyjne, skierowane przeciwko środowiskom opozycji niepodległościowej oraz rządowi Jana Olszewskiego. Nazwisko Jaworskiego pojawia się w wielu miejscach Raportu z Weryfikacji WSI – zawsze tam, gdzie dochodzi do zwalczania przeciwników układu „okrągłostołowego”. Znajdziemy go zatem podczas rozpracowywania stowarzyszeń wojskowych, postulujących przeprowadzenie zmian w armii, czy w działaniach inwigilacyjnych wobec dziennikarzy i polityków związanych z Porozumieniem Centrum i ugrupowaniami niepodległościowymi. To płk Jaworski stał na czele wyspecjalizowanej grupy oficerów WSW/WSI, zajmujących się zwalczaniem tych środowisk w początkach lat 90. On też osobiście nadzorował SOR „SZPAK”.

Pełnił nadzór nad kontrwywiadem

Cała operacja przebiegała w ramach doktryny politycznej bezpieczeństwa państwa, sformułowanej przez byłych funkcjonariuszy SB i WSW oraz wykonujących ich polecenia polityków Unii Wolności. Najlepiej określił ją kierujący specjalnym zespołem operacyjnym UOP płk Jan Lesiak, który w swoim raporcie – zatwierdzonym przez ówczesnego ministra spraw wewnętrznych Andrzeja Milczanowskiego – pisał, że „konieczność podjęcia działań dezintegracyjnych wobec partii takich jak Ruch dla Rzeczpospolitej, Ruch Chrześcijańsko-Narodowy, Porozumienie Centrum i Ruch III Rzeczpospolitej wynika stąd, że dążą one do zrealizowania programu opartego na zasadach antykomunistycznych, lustracji i dekomunizacji”. Działania przeciwko Sikorskiemu były zatem częścią akcji, zmierzającej do obalenia rządu Jana Olszewskiego.

Czy Komorowski mógł o nich nie wiedzieć?

Pułkownik Jaworski siedem lat temu podzielił się z dziennikarzem lewicowego „Tygodnika Przegląd” wspomnieniami na temat współpracy z wiceministrem Komorowskim. Nie ukrywał, że wszystkie decyzje uzgadniał ze swoim zwierzchnikiem. „Pełnił nadzór nad kontrwywiadem” – przypomniał Jaworski. – „Więc wszystkie problemy kadrowe z nim uzgadniałem. Traktowałem to jako polityczną weryfikację”.

Tę weryfikację przeszli wówczas: płk Aleksander Lichocki (szef Zarządu I Szefostwa WSW) i ppłk Leszek Tobiasz (przyjaciel płk Jaworskiego) – przyjęci przez wiceministra Komorowskiego do kontrwywiadu. Obaj byli ludźmi do zadań specjalnych, zajmując się w PRL prześladowaniem opozycji niepodległościowej i Kościoła. Obaj okazali się przydatni dla „solidarnościowego” ministra. Ich związki z Komorowskim przetrwały długą próbę czasu, o czym mogliśmy się przekonać w 2008 r., podczas zorganizowanej przez „czerwonych” pułkowników prowokacji, znanej jako afera marszałkowa.

Aleksander Ścios
cogito.salon24.pl

Źródło artykułu:WP Wiadomości
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)