Szkoły prowadzone przez rodziców ratunkiem dla oświaty?
Szkoła prowadzona przez rodziców to nie
tylko desperacki ratunek przed likwidacją. To lepsze nauczanie i
więcej pieniędzy. Pierwsi zrozumieli to włodarze Krakowa, którzy
na wielką skalę będą namawiać ludzi do przejmowania placówek. Inne
miasta się przyglądają - czytamy w "Metrze".
Jak dziś wygląda polska szkoła? Ogólny, pewnie trochę krzywdzący obraz jest taki, że to obdrapane korytarze, obskurne łazienki, małe sale i brak hal sportowych. Co drugiej placówce w kraju przydałby się remont. Efekty ostatnio były aż nadto widoczne - kolejne samorządy ogłaszały listę szkół do likwidacji.
Często dopiero w obliczu likwidacji zawiązują się stowarzyszenia rodziców, które chcą dalej prowadzić szkołę. Ale coraz więcej samorządów chce przekazywać placówki zanim zaczną się kłopoty. W Krakowie powstał specjalny program "Nasza szkoła".
W tej chwili na oświatę przeznaczamy ponad 40% budżetu miasta - mówi przewodniczący krakowskiego klubu PO w radzie miasta, jeden z pomysłodawców programu, Paweł Sularz. Najlepiej oddać szkołę komuś, kto nie będzie marnował pieniędzy - uważa.
Miasto chce więc, by szkoły były zarządzane przez prywatne osoby np. stowarzyszenia zawiązane przez nauczycieli czy rodziców. Władze Krakowa wszystkim chętnym chcą pomagać w prawnych aspektach przedsięwzięcia, czy opracowaniu statutu szkoły, biznesplanu itp. Takie placówki będą nadzorowane przez samorząd i kuratorium. Obowiązkowy program nauczania będzie identyczny, jak w szkołach publicznych. Pieniądze, które miasta i gminy dostają z państwa na jednego ucznia - przekażą do takich placówek.
Jak podaje "Metro", w tym kierunku poszła już oświata na całym świecie np. w Anglii, gdzie szkół społecznych jest już więcej, niż publicznych. (PAP)