Szczyt Turcja-UE. Ekspert PISM: Unia stoi przed dramatycznym dylematem
• W Brukseli trwa szczyt UE-Turcja ws. kryzysu migracyjnego
• PAP opisywał je jako "spotkanie ostatniej szansy" przed wiosennymi migracjami
• Czy szczyt przyniesie przełomowe decyzje?
• Ekspert: z Ankarą trzeba współpracować, ale to "cudownie" nie rozwiąże problemu
• Poważnym dylematem dla Unii są jednak coraz większe zapędy autorytarne Turcji
• Ankara jest oskarżana o łamanie zasad demokracji i tłumienie wolności słowa
WP: Czy spodziewa się Pan po dzisiejszym szczycie Turcja-UE jakichś przełomowych decyzji, które realnie mogą pomóc w zażegnaniu kryzysu migracyjnego i zamknięciu tzw. szlaku bałkańskiego? I co mogłoby być, w Pana ocenie, takim efektywnym posunięciem?
Konrad Zasztowt, ekspert Polskiego Instytutu Spraw Międzynarodowych:Taki szczyt unijno-turecki ws. kryzysu migracyjnego miał już też miejsce jesienią ubiegłego roku. Państwa UE, zwłaszcza Niemcy, pokładały i nadal pokładają duże nadzieje w tym, że Ankara będzie mogła pomóc w rozwiązaniu kryzysu migracyjnego, który jest niesamowicie poważnym problemem dla dalszej egzystencji UE. Jednak w moim przekonaniu wiara w Turcję jako partnera, który w jakiś cudowny sposób rozwiąże ten problem, jest przesadna. Z Ankarą oczywiście trzeba współpracować i dobrze, że takie spotkania na wysokim szczeblu mają miejsce. Można się spodziewać, że jakieś pozytywne rozwiązania będą omówione i przyjęte, ale to na pewno nie powstrzyma całkowicie dalszych potoków imigrantów, najwyżej je zmniejszy.
WP: Skoro więc sama Turcja nie wystarczy, by zatrzymać potoki imigrantów, co jest do tego konieczne?
Trzeba spojrzeć na źródło tego problemu, czyli konflikt syryjski. Choć, oczywiście, ci uchodźcy i migranci przybywają z różnych kierunków, nie tylko z Syrii. To, co się jednak dzieje w tej chwili w tym kraju, czyli rekonkwista wojsk Baszara al-Asada na północy Syrii zamieszkanej przez sunnitów, obawiających się represji ze strony reżimu, to jest przyczyna wzmożonego ruchu na odcinku syryjsko-tureckim i coraz większej liczby uchodźców. Do tego dochodzi też czynnik "sezonu na migracje", bo on się zaczyna wiosną, kiedy warunki pogodowe na to pozwalają. Ale to właśnie w kwestii źródła problemu, wojny w Syrii, państwa UE powinni się starać wypracować jakieś wspólne stanowisko z Turcją. Takie próby już były, ale raczej trudno mówić na razie o jakiejś koordynacji.
WP: Jak już Pan wcześniej wspomniał, w listopadzie ub. roku ustalono plan działania między UE i Turcją - Ankara ma uszczelniać swoje granice, a w zamian przyspieszony zostanie jej proces akcesyjny do UE, padły też obietnice złagodzenia kwestii wizowych dla tureckich obywateli. Jak Pan ocenia dotychczasową realizację tych ustaleń?
Ankara otrzymała też obietnicę, że dostanie 3 mld euro na rozwiązanie problemów uchodźców w samej Turcji, bo tam ich liczba sięga 3 mln. I rzeczywiście takie środki finansowe są Turcji potrzebne, by zapewnić tym ludziom jakąś możliwość pracy, dzieciom uchodźców dostęp do szkół czy nawet tak podstawowe rzeczy, jak żywność. Z drugiej strony przesadna jest wiara, że to powstrzyma tych ludzi przed dalszymi próbami migracji w stronę UE.
WP: Europa liczy, że napływ imigrantów można zmniejszyć przez szybkie odsyłanie z Grecji do Turcji osób, które nie dostaną azylu. Według danych przekazanych przez Polską Agencję Prasową w ubiegłym tygodniu Ankara przyjęła 300 takich imigrantów. Tymczasem do Grecji średnio trafia dziennie 2-3 tys. uciekinierów - jak podaje z kolei Reuters. Turcja będzie skłonna przyjmować z powrotem większą liczbę takich osób?
To jest największa nadzieja po stronie unijnej - na skuteczne działanie procedur readmisji. Ta kwestia jest w tej chwili negocjowana. Oczywiście, należy dążyć do takiego porozumienia, ale i Turcja oczekuje, że część uchodźców, którzy przebywają teraz na jej terytorium, jednak trafi w sposób legalny do państw unijnych. O tym się mniej mówi, bo to jest mniej atrakcyjny dla społeczeństw państw unijnych element tych negocjacji.
WP: Czy to, że Unia będzie przyjmowała więcej uchodźców bezpośrednio z Turcji, będzie jedynym warunkiem, jaki Ankara może postawić w zamian za zgodę na readmisję imigrantów? Czego będzie zażądać w zamian?
Oczywiście nie. Są też warunki natury politycznej. Turcja liczy na to, że jej proces akcesyjny do UE ruszy z miejsca i rzeczywiście po stronie unijnej są obietnice, że kolejne kilka rozdziałów akcesyjnych ma w tej chwili być otwartych. Drugą sprawą jest ruch bezwizowy dla obywateli tureckich i tutaj Unia też jest skłonna przyznać im takie prawo. Z całego dramatu (imigracyjnego - red.) wynikają więc także korzyści dla Turcji.
WP: Tureckie władze ostro rozprawiają się z Kurdami na południu kraju, ostatnio przejęły kontrolę nad opozycyjną gazetę i ścigają setki osób podejrzanych o krytykę prezydenta i rządu - czy Bruksela nie "zaprzedaje duszy", próbując uporać się z masowym napływem imigrantów przez ustępstwa na rzecz kraju, który jest coraz bardziej krytykowany za łamanie demokratycznych wartości?
To jest dramatyczny dylemat, przed którym stoi Unia Europejska. Z jednej strony konieczność współpracy z Turcją, bo mimo tego, że - jak podkreślałem - Ankara w cudowny sposób nie rozwiąże problemu uchodźców, jednak jest niezbędnym partnerem do prób radzenia sobie z tym kryzysem. Z drugiej, to nagłe otwarcie Unii na Turcję, powrót do negocjacji akcesyjnych, które stały w miejscu przez kilka lat, i obietnica zniesienia wiz dla obywateli tureckich pojawiają się w momencie, gdy rząd turecki zdecydowanie odchodzi od europejskich, demokratycznych wartości. Problem naruszania praw człowieka i wolności słowa istniał w Turcji od lat, ale obecna skala represji wobec dziennikarzy opozycyjnych czy nawet osób, które wyrażają jakąkolwiek krytyczną wobec rządu opinię w mediach społecznościowych jest bez precedensu. Pojawia się pytanie, co może zrobić UE? Powinna wywierać presję (na Ankarę - red.) i jasno mówić, że nie toleruje takich praktyk i je potępia. Można liczyć, że w długim okresie, dzięki zacieśnieniu więzi między
UE a Turcją pozwoli to wpływać Unii na rząd w Ankarze i powstrzymywać jego tendencje autorytarne. Jednak w tej chwili jest mało prawdopodobne, by tureckie władze jakoś specjalnie przejmowały się apelami polityków UE.
WP: Czy można liczyć, że dzisiaj na spotkaniu przedstawicieli UE i Turcji padną takie apele, słowa krytyki wobec postępowania Ankary?
Ten temat powinien się pojawić, ale czy tak się stanie - obawiam się, że nie. Priorytetem jest obecnie gaszenie pożaru związanego z problemem migracyjnym i w związku z tym politycy unijni raczej będą unikać podejmowania drażliwych tematów, które mogłyby zaszkodzić negocjacjom w tej sprawie.
WP: Mówił Pan, że Turcja w cudowny sposób nie rozwiąże kryzysu imigracyjnego. Ale jakie widzi Pan alternatywne rozwiązania dla powstrzymania fali imigrantów, która nadciąga właśnie z Turcji, głównie w stronę i tak już obciążonej Grecji, i która wiosną najpewniej będzie jeszcze większa?
Przemyt imigrantów to przede wszystkim wielki biznes dla tych, którzy oferują przewóz ludzi z Turcji na jakieś greckie wyspy. I z tego rodzaju przestępczym procederem trzeba walczyć. Potrzebna jest koordynacja działań Turcji, UE, ale także NATO, które rozpoczęło właśnie misję patrolową na Morzu Egejskim. Wspólne wysiłki mogą przynieść pozytywne rezultaty, co nie znaczy, że ten problem zostanie rozwiązany w ciągu kilku miesięcy.