Szczepienia w Polsce. Stan epidemii miał zostać wycofany. Ale nie ma na to szans
Polski rząd jest przerażony niechęcią Polaków do szczepień i ma ogromny dylemat, co zrobić po wakacjach. Wprowadzić obostrzenia dla niezaszczepionych? Szykować się na lockdown? Pewne jest jedno - przejście ze stanu epidemii do stanu zagrożenia epidemicznego jest na razie wykluczone. A taki wariant - jak dowiedziała się Wirtualna Polska - rząd rozważał jeszcze kilka tygodni temu.
17.07.2021 06:47
Druga połowa maja. Posiedzenie Rządowego Zespołu Zarządzania Kryzysowego. Przedstawiciele polskich władz ustalają plany działań państwa na okres wakacji. Rozważają, jakie obostrzenia poluzować, jakie pozostawić, a jakie znieść całkowicie. Sytuacja pandemiczna w Polsce ulega znacznej poprawie, nieźle idzie narodowy program szczepień. Liczba zakażonych COVID-19 spada, wolnych miejsc w szpitalach przybywa, a nastroje społeczne - po wiosennej, trzeciej fali pandemii - szybują.
Jak dowiaduje się WP, to właśnie w tamtym momencie - w drugiej połowie maja - rząd zaczął rozważać, czy to dobry moment, by zdecydować o przejściu ze stanu epidemii - który został wprowadzony w Polsce 20 marca ubiegłego roku - do stanu zagrożenia epidemicznego.
Co by to zmieniło? Najkrócej rzecz ujmując: dużo większe poluzowanie obostrzeń, a docelowo - niemal całkowite ich zniesienie.
Rząd dał sobie czas z podjęciem decyzji do czerwca. Jak słyszymy, polskie władze uzależniały to od kilku kluczowych czynników, a najważniejszym z nich był stan wyszczepienia populacji w Polsce i w krajach europejskich.
- W rządzie było sporo nadziei, ale w ciągu kilku tygodni trzeba było zweryfikować wszystkie zamierzenia. Rzeczywistość okazała się brutalna - wariant Delta rozwija się w innych krajach, nie wiadomo, jak szybko rozwinie się u nas, a poziom zaszczepionej populacji jest dużo niższy, niż oczekiwano - przyznają nasze źródła w PiS.
Zdecydowano: przejścia ze stanu epidemii do stanu zagrożenia epidemicznego nie będzie. Na razie. Rząd bowiem już szykuje się na czwartą falę pandemii.
Każdy wybór niekorzystny dla PiS
Przedstawicieli polskich władz targają dziś dylematy: wprowadzić po wakacjach ograniczenia dla niezaszczepionych, tak jak robią to już dziś Francja czy Grecja? Wprowadzić obowiązkowe szczepienia? Czy zrezygnować z oby dwu wariantów i pogodzić się z myślą o kolejnych lockdownach w związku z nadciągającą czwartą falą COVID-19, o której wprost mówi minister zdrowia Adam Niedzielski?
Jakiejkolwiek decyzji nie podjąłby dziś rząd, każde rozwiązanie - również (a może przede wszystkim) z punktu widzenia politycznego - będzie dla władzy niekorzystne. - Wywarcie przez PiS presji na niezaszczepionych to uderzenie we własny elektorat. To wśród wyborców PiS jest najwięcej niezaszczepionych. Główny problem PiS jest taki, że czego nie zrobi, to straci - uważa prof. Antoni Dudek, politolog UKSW.
Według eksperta również jesienne lockdowny będą problemem dla władzy. Bo uderzą przede wszystkim w regiony, które stoją za PiS. To kolejny dylemat władzy: ponowne zamknięcie gospodarki może wywołać frustrację przede wszystkim u osób zaszczepionych.
Szczepienia w Polsce. Rząd nie chce sięgać po kij. Frustracja narasta
Dziś stan rzeczy jest taki: rząd nie planuje wprowadzenia ograniczeń dla niezaszczepionych. Zdaniem przedstawicieli władz wywołałoby to bunt społeczny, z którym PiS mógłby sobie nie poradzić. - Rozpętałaby się w kraju rewolucja. Jedyną metodą jest zachęcać i jeszcze raz zachęcać - mówi Wirtualnej Polsce członek Rady Medycznej przy premierze prof. Krzysztof Simon.
Po wtóre: rząd absolutnie wyklucza przymusowe szczepienia obywateli. W tej sprawie nie toczą się żadne poważne dyskusje.
Jest tylko jeden wyjątek: medycy. Rada Medyczna przy premierze namawia rząd, by wprowadzić obligatoryjne szczepienia dla wszystkich pracowników ochrony zdrowia. Decyzje w tej sprawie póki co nie zapadły, niemniej rozwiązanie to leży na stole i jest poważnie brane pod uwagę.
Kolejny fakt: rząd jest przerażony tym, jak duża część Polaków unika szczepień. Frustracji nie ukrywa sam pełnomocnik ds. programu szczepień i szef Kancelarii Premiera Michał Dworczyk, który wprost przyznał, że "naturalne zasoby osób przekonanych do szczepień niemal całkowicie się wyczerpały".
Stąd zapewne dramatyczna decyzja o odsprzedaniu przez polski rząd nawet 50 mln (!) dawek szczepionek, o czym - po raz pierwszy w Wirtualnej Polsce - powiedział w czwartek prezes Agencji Rezerw Materiałowych Michał Kuczmierowski.
Niektórzy przedstawiciele administracji państwowej nie tracą jednak nadziei. I wciąż wierzą, że po wakacjach liczba chętnych, by się zaszczepić, wzrośnie. - To, co najbardziej działa na ludzi, to strach. Jeśli faktycznie kolejna fala będzie najbardziej agresywna i będzie mocno atakowała osoby starsze i te z poważnymi schorzeniami, to wtedy być może przyjdzie refleksja - powiedziała nam jedna z osób z otoczenia Kancelarii Premiera.
Jak słyszymy, nieskuteczne okazały się póki co rządowe zachęty finansowe (loterie). Oczekiwanych rezultatów nie przyniosła także szeroko zakrojona kampania proszczepieniowa z udziałem znanych przedstawicieli świata sportu czy branży rozrywkowej. Rząd po prostu przestał mieć wpływ na postawy społeczne części obywateli. - Metoda marchewki nie zadziałała. A kija nikt nie chce używać - mówi nam polityk z rządu.
Szczepienia w Polsce. Odporność stadna poza zasięgiem
Po kij postanowił za to sięgnąć prezydent Francji Emmanuel Macron. To właśnie on - jako pierwszy przywódca europejskiego kraju - zdecydował się na wprowadzenie drastycznych ograniczeń dla osób, które nie zaszczepiły się przeciw COVID-19. W ten sposób Macron chce ich zachęcić do szczepień.
Ruch ten okazał się skuteczny - punkty szczepień we Francji pękają w szwach. Czy podobne zasady powinno się wprowadzić w Polsce?
- Oczekiwałbym czytelnego, zdecydowanego wystąpienia ze strony polskich władz. Takiego, jakie miał Macron we Francji. Jeśli Polacy nie są przekonani do szczepień, to szczepienia powinny być obligatoryjne. Musimy wprowadzić zasadę: wejścia na imprezy, do restauracji, do pociągu, do tramwaju - tylko z paszportem covidowym. To jest konieczne - nawet kosztem czasowego i częściowego ograniczenia wolności. Inaczej tej wojny nie wygramy - powiedział nam Aleksander Kwaśniewski w programie "Tłit" Wirtualnej Polski.
Z byłym prezydentem zgadza się prezes Ogólnopolskiej Grupy Badawczej Łukasz Pawłowski. - To jest kierunek, który w Polsce może zadziałać. W innym razie skończy się na maksymalnie 55 proc. zaszczepionej populacji. Tylko forma przymusu połączona z ograniczeniami może zadziałać. Tylko co zrobi rząd, gdy tylko 60 proc. wyborców PiS się zaszczepiło? Nakładanie ograniczeń na swoich wyborców politycznie może okazać się ryzykowne - twierdzi Pawłowski.
- Rząd mniej więcej od miesiąca-dwóch powinien wiedzieć, że odporności stadnej nie uda się zbudować. A przynajmniej nie na podstawie obecnych zasad - dodaje prezes OGB.
Instytut Badań Zmian Społecznych należący do OGB zbadał, jak szczepią się wyborcy poszczególnych partii politycznych. Rezultat? Najwięcej zaszczepionych co najmniej jedną dawką - wedle badań IBZS przeprowadzonych na przełomie czerwca i lipca - jest wśród wyborców Koalicji Obywatelskiej (81 proc.). Wyborcy Lewicy zaszczepili się w 75 proc. PSL - 74 proc., Polski 2050 - 71 proc., a PiS - 61 proc. Najmniej zaszczepionych jest wśród wyborców Konfederacji - tylko co czwarty z nich zdecydował się na wkłucie antycovidowego preparatu.
Jak wyglądają rządowe statystyki na dzień 15 lipca w Polsce? Odsetek populacji całkowicie zaszczepiony - 42 proc. Odsetek zaszczepiony pierwszą dawką - 4,5 proc.
To fatalne liczby, które spędzają sen z oczu rządzących.