Szariat w praktyce, czyli "sprawiedliwość" w Państwie Islamskim
Za obrazę Allaha i islamu - śmierć. Za homoseksualizm - zrzucenie z wysokiego budynku. Za cudzołóstwo - ukamienowanie. Za kradzież - amputacja dłoni i stopy. Tak wygląda "sprawiedliwość" według Państwa Islamskiego. Każdy wyrok wykonywany jest publicznie i przyciąga nieprzebrane tłumy gapiów. Pytanie, skąd się tam biorą - i po co.
13.05.2015 | aktual.: 13.05.2015 16:40
W każdym teatrze wojny role są dokładnie rozpisane: jest reżyser, scenarzysta, aktorzy pierwszo- i drugoplanowi, a także cała masa statystów. Nie inaczej jest na Bliskim Wschodzie, gdzie konflikt napędzają dżihadyści z Państwa Islamskiego. Wyróżnia ich natomiast to, że wyjątkowo często odgrywają swoje spektakle: są nimi umieszczane w internecie nagrania z mordowania niewiernych i zdjęcia z publicznych egzekucji tych, którzy ośmielają się łamać bezwzględnie stosowane prawo szariatu, obowiązujące na terenach oderwanych od Syrii i Iraku prawie rok temu.
Jak na teatr przystało, nieodłączną ich częścią jest publiczność, zgromadzona najczęściej na placach, gdzie wykonuje się wyroki śmierci wydane przez szariackie sądy. Każdy taki spektakl gromadzi nieprzebrane tłumy. Pytanie, skąd się tam biorą - i po co.
Surowe prawo
Biurokraci z Państwa Islamskiego nie musieli specjalnie się głowić, by stworzyć kodeks karny "kalifatu". Dla porównania w Polsce potrzeba było do tego 363 artykułów (nie licząc paragrafów i punktów) spisanych na 140 stronach. Dżihadystom wystarczyła jedna kartka formatu A4.
Co innego "plutony egzekucyjne" tego fundamentalistycznego quasi-państwa. Od jego oficjalnego utworzenia pod koniec czerwca ubiegłego roku mają pełne ręce roboty. Tylko w ciągu pierwszych sześciu miesięcy istnienia PI i tylko na terenie Syrii przeprowadzono egzekucje prawie 1,9 tys. osób, w tym prawie 1,2 tys. cywilów. Większość z nich została skazana na śmierć za bluźnierstwo lub zdradę.
A to nie jedyne paragrafy, za które na ziemiach kontrolowanych przez ISIS grozi najwyższy wymiar kary. Oprócz obrazy Allaha i islamu, która plasuje się na czele listy, wyrok śmierci można ściągnąć na siebie także za: apostazję, szpiegostwo na rzecz wroga, zwłaszcza kufarów (niewiernych), cudzołóstwo, morderstwo, a nawet pomówienie i homoseksualizm. Zbrodnia zbrodni jednak nie równa, z czego dżihadystyczni karniści doskonale zdają sobie sprawę, więc i kary są zróżnicowanie.
I tak na przykład za utrzymywanie stosunków homoseksualnych grozi zrzucenie z wysokiego budynku, a za cudzołóstwo - ukamienowanie. Ale tylko wtedy, gdy sprawcy pozostają w związkach małżeńskich. Dla panien i kawalerów przewidziane jest tylko wygnanie, a wcześniej 100 batów. Nieco lżejsza publiczna chłosta (80 batów) czeka też tych przyłapanych (albo tylko oskarżonych) o pomówienie oraz picie alkoholu.
Kodeks karny PI nie precyzuje natomiast, w jaki sposób ma zostać wykonany wyrok śmierci na "zwykłych" mordercach. "Niezwykłych", a więc takich, którzy dopuścili się przy okazji kradzieży, czeka za to na pewno dodatkowo ukrzyżowanie - nie zawsze pośmiertne. To dlatego, że miejscowi dżihadyści za największe przewinienie wobec Allaha i proroka uznają bluźnierstwo, a wobec ludzi - korupcję i rabunek. Gwoli ścisłości trzeba jednak dodać, że za zwykłą kradzież, bez uszczerbku na zdrowiu ofiary, grozi tylko odcięcie prawej dłoni i lewej stopy. Z życiem mogą ujść też ci, którzy terroryzują cywilów - ich czeka jedynie banicja.
Aby sprawiedliwości stało się zadość, wystarczy spełnić jeszcze jeden tylko warunek: wyroki muszą być wykonywane publicznie.
Oko za oko
O to akurat nietrudno, na zdjęciach i nagraniach z egzekucji zawsze widać tłum ludzi. Pytanie tylko, czy to ściągnięci siłą przez żołnierzy dżihadu figuranci, zwiedzeni ciekawością albo żądzą krwawej jatki gapie, czy też bogu ducha winni cywile, których na miejsce egzekucji gna strach przed nowymi władzami. Dr Jarosław Kulbat, psycholog społeczny SWPS uważa, że wszystko po trosze. A nawet więcej - do tej mieszanki motywacji dorzuca jeszcze znany w psychologii motyw katharsis.
- Niektórzy ludzie są przekonani, że poprzez uczestniczenie w takich silnie emocjonujących wydarzeniach są w stanie w sposób symboliczny dać upust agresji. W podejściu psychodynamicznym jej wyładowanie może mieć charakter bezpośredniego ataku na osobę, która zrobiła coś, co nam się nie podoba albo wywołuje naszą frustrację. Ale może mieć też charakter pośredni, kiedy jesteśmy obserwatorami wymierzania sprawiedliwości przez kogoś innego - tłumaczy psycholog społeczny. I dodaje, że znane niemalże od zarania ludzkiej cywilizacji prawo talionu, znane szerzej jako "oko za oko", jest bardzo intuicyjne i opiera się na opisanym w latach 80. przez Melvina Lernera tzw. fenomenie sprawiedliwości społecznej.
- Można go zredukować do prostej tezy: ludzi dobrych spotyka dobro, ludzi złych - powinno spotykać zło. To przekonanie pozwala zachować nadzieję tym, którzy zostali skrzywdzeni albo tym, którzy oczekują, że równowaga dobra i zła zostanie przywrócona - wyjaśnia dr Kulbat.
Z kolei dr hab. Adam Bieniek z Katedry Arabistyki w Instytucie Orientalistyki Uniwersytetu Jagiellońskiego, zwraca uwagę na pewien paradoks: dżihadyści w XXI wieku dosłownie odczytują litery prawa stworzonego na pustyni prawie 1500 lat wcześniej. - Pamiętajmy, że Arabowie to byli koczownicy żyjący na pustyni. Kara więzienia w takich warunkach byłaby niewykonalna. Trzeba było więc stworzyć system, w którym prawo działa szybko, jest odbierane społecznie jako sprawiedliwie i jednocześnie zapewnia odwet na sprawcy, jak i zabezpieczenie dla rodziny poszkodowanego albo jego samego. Stąd obcinanie ręki, biczowanie czy nawet karanie śmiercią. To do dziś rzutuje na całą tradycję prawa szariackiego - wyjaśnia.
Arabista dodaje też, że współcześnie dzięki rytuałom publicznego karania ludzie mogą na własne oczy przekonać się, że prawo jest szybkie i skutecznie. - Publiczne egzekucje zaspokajają doraźną potrzebę poczucia, że prawo działa, a sprawy idą w dobrym kierunku. Na ile jest to złudne, widać na przykładzie Stanów Zjednoczonych, kiedy po kilkunastu latach od stracenia człowieka okazuje się, że był niewinny.
Ten kij ma jednak, jak zwykle, dwa końce. - Ludzie w tej sytuacji doświadczają ulgi, ale na dłuższą metę prowadzi to nie do wygaszania agresji, ale jej eskalacji - mówi dr Kulbat. - W tym wypadku może to rzeczywiście służyć zbiorowemu rozładowaniu agresji - wyjaśnia z kolei dr Bieniek. I dodaje, że na terenach opanowanych przez PI żyje spora grupa ludzi (choć, jak podkreśla arabista, nie jest to nawet znacząca mniejszość), którzy podzielają poglądy dżihadystów i cieszą się, że wreszcie egzekwuje się to, co jest w ich mniemaniu prawem szariackim. - Tylko że w rzeczywistości nie ma z nim nic wspólnego - zaznacza.
Złudne poczucie bezpieczeństwa
Co istotne, sprawiedliwość w wydaniu dżihadystów PI jest malowana czarno-białymi farbami. Dr Bieniek przypomina, że Bliski Wschód przeszedł szereg eksperymentów socjologicznych: od socjalizmu arabskiego, przez próby wprowadzenia demokracji, po autorytarne reżimy - legitymizowane władzą królewską albo rzeczywiste dyktatury. - W konsekwencji region jest od lat niestabilny politycznie i społecznie, a wśród ludzi panuje przekonanie, że nie mają nic do powiedzenia. I nagle pojawia się ktoś, kto na ich oczach dokonuje aktu sprawiedliwej zemsty na przestępcach, którzy gwałcą zasady, co do których istnieje społeczny konsensus, że powinny być przestrzegane - mówi arabista. Surowe prawo daje ludziom poczucie bezpieczeństwa. Jak jednak podkreśla dr Bieniek - poczucie jest złudne, a bezpieczeństwo tymczasowe.
Przykładów można szukać w latach 90. w Afganistanie, zmęczonym wojną domową między mudżahedinami, która wybuchła po wycofaniu się z kraju Sowietów. Wkraczających do Kabulu talibów witano w 1996 roku jak wybawców. Albo obecnie w Meksyku, gdzie z (przynajmniej początkowym) entuzjazmem przyjmowane jest przejęcie władzy nad miastem, prowincją czy całym stanem przez kartel narkotykowy, głoszący idee własnego mesjanizmu i wyrwania miejscowej ludności z odmętów chaosu i bezprawia. - Lepszy surowy, opresyjny władca, ale który daje złudne poczucie stabilizacji, bezpieczeństwa - konkluduje dr Bieniek.
Nie bez znaczenia jest też to, że propagandziści PI podkręcają u miejscowej ludności trybiki mechanizmu oblężonej twierdzy. - Prawie do mistrzostwa opanowali sztukę posługiwania się mediami, przede wszystkim internetem, dzięki czemu wmawiają ludziom, że wszyscy tylko na nich czyhają - ocenia arabista.
Z relacji niektórych mediów, w tym Al-Dżaziry i Al-Monitora, wynika też, że nierzadko to sami dżihadyści na krwawy spektakl pod karabinami "zapraszają" widzów, zwłaszcza tych, którzy już coś mają na sumieniu. Dzięki temu mogą przekonać się na własne oczy, że łamanie prawa szariatu nie popłaca.
Najlepszy z najgorszych
Która z tych odpowiedzi - tj. ciekawość, strach, przymus czy potrzeba sprawiedliwości - najwierniej oddaje rzeczywiste motywacje jednostek przybywających na publiczne egzekucje, trudno stwierdzić. - To są tylko spekulacje. Żeby je zweryfikować, trzeba by ludzi żyjących na terenach kontrolowanych przez Państwo Islamskie przebadać. Prawdopodobne wydaje się natomiast to, że dla wielu ludzi dojście do władzy fundamentalistów religijnych, mimo wszystkich tego konsekwencji, jest jakąś alternatywą. Dokonując rachunku zysków i strat, dochodzą do wniosku, że teraz jest lepiej - uważa dr Kulbat. Jak bowiem w książce "Państwo Islamskie" zauważa Patrick Cockburn, "wielu sunnitów mieszkających na terenach nowego kalifatu nie lubi nowych władców i żyje w ciągłym lęku przed nimi. Ale jeszcze bardziej boją się oni irackiej armii, szyickich milicji, Kurdów, syryjskich wojsk i bojówek wspierających Asada".
Na korzyść Państwa Islamskiego może w oczach ludności zamieszkujące przejęte przezeń tereny w Iraku i Syrii przemawiać też to, że wypełnia ono lukę, a wręcz wyrwę, jaką w społecznościach lokalnych zostawiły rządy w Damaszku i Bagdadzie: wszechobecna korupcja, nadużycia ze strony władz i funkcjonariuszy policji czy wojska, kulejący system socjalny, powszechna bieda. PI może im się jawić zatem jako surowy, ale sprawiedliwy i dobry pan, który za dobre wynagradza, za złe każe, a w bonusie daje też wikt, opierunek, opiekę medyczną i bezpieczeństwo.
Eksperci nie dają się jednak zwieść. - Te rzekome funkcje socjalne Państwa Islamskiego to wyłącznie propaganda. Dżihadyści ISIS korzystają ze znanego już od czasu formowania się Braci Muzułmańskich mechanizmu pracy u podstaw, to znaczy budowania pozycji nie na sile militarnej, tylko zapewnianiu miejscowej ludności stabilizacji i opieki. Państwo Islamskie absolutnie nie wypełnia tej funkcji. Ale skutecznie przekonuje, że może tak być - mówi arabista UJ.
Co więcej, w tym systemie (quasi)sprawiedliwości wcale nie chodzi o to, żeby przysłowiowego królika złapać, tylko gonić. Dżihadystom spod czarnej bandery PI wcale bowiem nie zależy na tym, by oczyścić społeczeństwo ze zbrodniarzy i pospolitych przestępców i ustanowić pełen spokoju i bezpieczeństwa raj na ziemi. Wprost przeciwnie. Jak wyjaśnia dr Bieniek: - Państwo Islamskie potrzebuje kozłów ofiarnych. Gdyby nagle zabrakło ofiar do stracenia, nie mieliby widocznego znaku, że są i działają.
Mentalne średniowiecze
Działający pod banderą Państwa Islamskiego apologeci współczesnego dżihadu niestrudzenie walczą o oczyszczenie moralne i powrót do korzeni, czyli pierwotnej wykładni prawa szariatu i budowy globalnej ummy (społeczności) muzułmańskiej na wzór państwa stworzonego przez proroka. Jednocześnie na Zachodzie wciąż pokutuje przekonanie, że demokracja i państwo muzułmańskie to oksymoron.
Tymczasem wzorca islamskiej demokracji, która nie byłaby nierozerwalnie związana z szariatem, można szukać, i to nawet w bardzo odległej przeszłości, w czym tak lubują się dżihadyści. - Istnieje precedens: w czasie panowania dynastii Umajjadów w latach 661-749 mieliśmy do czynienia z rozdzieleniem religii i państwa, oba systemy prawne funkcjonowały równolegle. Współcześni fundamentaliści kultywują jednak wzorzec wieków późniejszych, kiedy religia stała się podporą władzy państwowej - wyjaśnia dr Bieniek.
Według europejskich kryteriów - tkwią więc wciąż w średniowieczu. Jest zatem nadzieja, że gdzieś tam na horyzoncie czeka jutrzenka renesansu. Tylko że na razie nie widać nawet jednego jej promienia. Arabista UJ przypomina bowiem smutną konkluzję Bassana Tibiego, autora książki "Fundamentalizm". - Błędem jest uznawanie dżihadystów za działaczy religijnych, którzy dążą do osiągnięcia jakichś celów politycznych. To są politycy, albo wręcz politykierzy, którzy posługują się religią dla zdobycia władzy. Religia jest tylko narzędziem do prania mózgów.
Lead i śródtytuły pochodzą od redakcji.