"Sytuacja jest tragiczna. Pacjent umiera". Chaos w szpitalu powiatowym
Zadłużenie szpitala w Lubartowie to już 136 mln zł. Lekarze nie dostają pieniędzy, dyrektor zwalnia pracowników administracji. Z drugiej strony krążą plotki o horrendalnych zarobkach poprzedniego zastępcy dyrektora. On sam będzie musiał się też tłumaczyć z rzekomego niszczenia dokumentów w dniu, w którym opuszczał swój gabinet.
30.10.2024 10:09
- Sytuacja jest tragiczna. Pacjent umiera - dyrektor Ewa Mateusiak nie owija w bawełnę. Nowa szefowa szpitala w Lubartowie mianem pacjenta na wtorkowej sesji rady powiatu określiła kierowaną przez siebie od 8 października placówkę.
Na początku tego roku szpital w Lubartowie miał 123 miliony zł długu. Dzisiaj to już 136 mln. W tej sumie są m.in. takie pozycje jak ZUS, któremu szpital jest winny 18 mln zł, Urząd Skarbowy - 6 mln zł, aż 64 miliony to pożyczki i kredyty komercyjne. Kolejne 4 miliony to zaległości wobec pracowników.
Z powodu braku lekarzy nie działa oddział chirurgii ogólnej i pododdział chorób płuc. Ten pierwszy może uda się uruchomić ponownie od 1 listopada. Ale mimo, że to już za trzy dni, to wciąż nie jest to pewne. Z końcem miesiąca pracę skończy również 11 z około 40 ratowników. We wtorek dyrektor szpitala mówiła, że nie wie, dlaczego odchodzą.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Jak relacjonuje starosta lubartowski Jan Sławecki, panaceum poprzedniego dyrektora na polepszenie sytuacji szpitala były nadwykonania kontraktu. Wszystko było dobrze do momentu, aż szpital podliczył wynik półroczny.
- To było szokiem dla wszystkich, również dla mnie. Bo praca, która miała zmniejszyć planowaną stratę, spowodowała to, że zamiast 12 planowanych milionów straty, zobaczyliśmy 20 milionów - tłumaczył we wtorek na sesji starosta.
Rzeczniczka lubelskiego oddział NFZ w odpowiedzi na pytania WP przekonuje, że "Narodowy Fundusz Zdrowia na bieżąco reguluje płatności, które wynikają z umów podpisanych z placówkami medycznymi". Poza tym twierdzi, że NFZ nie ma również żadnych zaległości jeśli chodzi o nadwykonania. Dyrektor szpitala w Lubartowie jest innego zdania.
- SPZOZ ma na tą chwilę niewypłacone środki za nadwykonania w kwocie około 2,5 mln złotych. Są to świadczenia nielimitowane, jak i limitowane. Co do tych pierwszych możemy mieć pewność, że zostaną wypłacone. W październiku szpital dostał płatność za świadczenia nielimitowane w kwocie ponad milion zł za drugi kwartał bieżącego roku - mówiła we wtorek Ewa Mateusiak.
Ogłosił zwolnienie 200 osób i został zwolniony
Kiedy 6 października okazało się, że receptą poprzednika Ewy Mateusiak na dramatyczną sytuację szpitala jest zwolnienie 200 osób, następnego dnia Artur Szczupakowski pożegnał się z pracą. Starosta Jan Sławecki tłumaczy, że nie wiedział o rozpoczęciu realizacji tych planów. Bo odpowiednie pisma poszły już ze szpitala do urzędu pracy.
Wszystko zostało cofnięte, ale Ewa Mateusiak też już zwalnia, chociaż nie grupowo. W ostatni piątek zwolniła kilku pracowników działu kadr i płac, którzy nie zgodzili się odejść za porozumieniem. Powodem była likwidacja całego działu. Jak słyszymy nieoficjalnie, zwolnienia były też w dziale techniczno-inwestycyjnym i na stanowiskach gospodarczych.
- Docierają do mnie rozpaczliwe sygnały, że otrzymuje wypowiedzenie matka, która ma dzieci na utrzymaniu i jest jedynym żywicielem rodziny - zarzucał we wtorek radny Krzysztof Świć.
- Ja nie czerpię satysfakcji z tego, że muszę zwalniać - odpowiadała dyrektor. Zapewniła, że kolejnych zwolnień już nie będzie. A te obecne nie powodują zakłócenia utrzymania kontraktu i zamykania żadnych oddziałów szpitalnych. A to dla szpitala kluczowe, bo powiat stara się, aby zadłużoną po uszy placówkę przejął Szpital Wojskowy w Lublinie. Decyzji MON jeszcze nie ma, ale warunkiem jest działanie wszystkich oddziałów.
Zobacz także
W przypadku działu kadr i płac słyszymy, że to tylko reorganizacja, a pracownicy jednak nie będą zwolnieni, tylko zmienią dział. - Zmienimy tą decyzję. Ten się nie myli, kto nic nie robi - tłumaczyła we wtorek radnym Ewa Mateusiak.
- Pani dyrektor wprowadziła ogromny chaos. Nie wiem, jaki jest tego cel - zarzuca jednak pracownik szpitala chcący zachować anonimowość.
Dodaje, że jego zdaniem zwolnienia są tylko po to, aby szpital mógł dostać kilkanaście milionów kredytu z parabanku na podtrzymanie bieżącej działalności. - Szpitalowi brakuje pieniędzy na pensje, właściwie przede wszystkim na to, żeby zaspokoić roszczenia lekarzy - mówi nasz informator.
Dyrektor przyznała we wtorek, że szpital rzeczywiście stara się o 12-13 milionów kolejnego kredytu, m.in. na zaległe wynagrodzenia. - Jeśli nie zapłacimy lekarzom, to złożą wypowiedzenia, oddziały nie będą miały obsługi, więc będziemy musieli je zawiesić - tłumaczyła Ewa Mateusiak.
Jednych zwalniają, a inni zarabiają potężne kwoty
Zwalnianych pracowników bulwersuje to, że oni tracą pracę, a tymczasem lekarze zarabiają nawet po kilkadziesiąt tysięcy złotych miesięcznie. Temat zupełnie przypadkowo zbiegł się z doniesieniami o wysokich wynagrodzeniach lekarzy, o czym mówiła ministra zdrowia Izabela Leszczyna.
Opozycyjny radny powiatowy wskazuje na drastyczny jego zdaniem przykład dotychczasowego zastępcy dyr. ds. medycznych. - Doszły mnie słuchy, że zarabiał w Lubartowie ponad 100 tysięcy złotych miesięcznie. Chciałbym wiedzieć, czy to jest prawda - pyta radny Krzysztof Świć w rozmowie z WP. Ale sam zainteresowany Piotr Chęć zaprzecza takiej kwocie. - Absolutnie, to brednia - odpowiada.
Jak dodaje, jego wynagrodzenie składało się z kontraktu menedżerskiego na pełnienie stanowiska zastępcy dyrektora, którego wysokości nie może ujawnić. W przypadku kontraktów na oddziałach dostawał zaś 20 proc. od wypracowanych procedur i 180 zł za godzinę dyżuru w oddziale ratunkowym oraz 150 zł za godzinę w oddziale chorób wewnętrznych. Przyznaje, że w najlepszym miesiącu zarobił w szpitalu w Lubartowie około 80 tysięcy złotych brutto. To zaś znacznie więcej niż jego szef, czyli dyrektor naczelny szpitala. Artur Szczupakowski odchodząc z pracy 16 października napisał w swoim oświadczeniu, że zarobił w tym roku na etacie 171 tys. zł. Nowa dyrektor naczelna dostaje zaś 19 900 zł miesięcznie.
Piotr Chęć sam przyznaje w rozmowie z WP, że czasami wystawiał dwie faktury za pełnienie dyżurów w tym samym czasie, na dwóch różnych oddziałach.
- Jeżeli pracowałem tu i tu, to wystawiałem tu i tu, zgodnie z zawartymi kontraktami – przyznaje Piotr Chęć.
- Ale jak pan był w jednym miejscu, to w drugim pan nie był - dopytuję.
- Ale w medycynie płacimy za "gotowość do" - odpowiada lekarz, tłumacząc, że to normalny system stosowany w całej Polsce, a nie tylko w jego przypadku. Przekonuje, że jego wynagrodzenie wynikało z tego, że w polskim systemie ochrony zdrowia po prostu brakuje lekarzy.
- To wynagrodzenie wpłynęło do mnie dlatego, że nikt inny z lekarzy nie był zainteresowany pracą, więc żeby zapełnić ciągłość świadczenia usług, to ktoś musiał to wykonać. A ja nie uważam, że powinno się pracować za darmo - mówi Piotr Chęć.
Policja w szpitalu, starosta wyrywa dokumenty
Były zastępca dyrektora będzie musiał się tłumaczyć z jeszcze jednej sytuacji, do której doszło w chwili, kiedy opróżniał swój gabinet w szpitalu. Jeden z członków zarządu powiatu został zaalarmowany, że niszczone są dokumenty. Przyjechał na miejsce, doszło do swego rodzaju szarpaniny.
- To była segregacja dokumentów, bo po zakończeniu pracy naskładały się różne dokumenty i trzeba było je posegregować - tłumaczy Piotr Chęć. - Starosta wyrwał mi to z rąk, przyjechała policja i to przejęła - dodaje.
- Tutaj już jest postępowanie prokuratorskie w tej sprawie - powiedział we wtorek starosta lubartowski Jan Sławecki. Dodał, że część dokumentów została już zniszczona. - Ale być może ktoś je odtworzy. Te ścinki zostały zabezpieczone - dodał starosta.
Paweł Buczkowski, dziennikarz Wirtualnej Polski
Napisz do autora: pawel.buczkowski@grupawp.pl
Czytaj także: