Syryjki płacą seksem za pomoc od organizacji międzynarodowych. To ciemna strona "pomagania na miejscu"
Kobiety poszukujące pomocy humanitarnej w Syrii padają ofiarą przemocy seksualnej. Sprawcami są współpracownicy organizacji międzynarodowych. Polacy wspierający uchodźców w Libanie zdają sobie sprawę z problemu. Robią wszystko, żeby u nich nic takiego się nie stało.
Kobiety i dziewczynki w Syrii są molestowane, porywane, torturowane i zmuszane do seksu w zamian za żywność i inną pomoc. To zjawisko masowe. Według raportu opracowanego przez ONZ często dzieje się tak w miejscach, w których pomocy szukają uchodźcy wewnętrzni, czyli ludzie wygnani z domów przez wojnę, którzy pozostali na terenie kraju. Innymi słowy, współpracownicy organizacji międzynarodowych żerują na najsłabszych, zamiast im pomagać.
Są miejsca, w których kobieta traci reputację tylko dlatego, że zwróci się o wsparcie, bez którego nie przetrwa ani ona, ani jej dzieci. Mężczyźni, niekiedy zatrudniani przez organizacje międzynarodowe, uzależniają wydanie jedzenia i innej pomocy od usług seksualnych. Ofiarami są nawet kilkunastoletnie dziewczynki. Młode kobiety, niekiedy wdowy po mężczyznach zabitych w czasie wojny, tak często są molestowane i atakowane przez mężczyzn, że boją się wychodzić na ulice.
Patologiczny system pomagania
- Tak się dzieje w miejscach, gdzie organizacja nie ma bezpośredniej kontroli nad dystrybucją pomocy – mówi Wirtualnej Polsce dr Wojciech Wilk, prezes Polskiego Centrum Pomocy Międzynarodowej (PCPM), które pomaga syryjskich uchodźcom w Libanie. – To jeden z powodów, dla których nie działamy wewnątrz Syrii.
Ekspert tłumaczy, że większość uchodźców wewnętrznych znajduje się na terenach kontrolowanych przez reżim w Damaszku. Oznacza to, że pomoc z zewnątrz przechodzić musi przez ręce władz, co w praktyce oznacza rozmaite służby bezpieczeństwa i wywiad wojskowy. Funkcjonariusze dopisują do list beneficjentów swoich bliskich i ludzi, na którym im zależy, a równocześnie zyskują metodę nacisku na najbardziej potrzebujących.
Zdaniem Wilka znaczna część pomocy trafiającej do Syrii jest przedmiotem rozmaitych nadużyć. To szara strefa, w której panuje korupcja i przemoc, także seksualna. Utrata kontroli nad pomocą i konieczność zaufania ludziom związanym z reżimem bez możliwości nadzoru powodują, że PCPM nie działa wewnątrz Syrii tylko skupia się na pomocy dla uchodźców w Libanie.
Proste rozwiązania zapobiegają nadużyciom
- Oczywiście mamy też własne procedury zapobiegające nadużyciom – tłumaczy Wilk. – Po pierwsze nasi pracownicy zawsze pracują w parach i pary te się zmieniają, co uniemożliwia krycie się nawzajem. Po drugie ludzie, którym pomagamy zawsze mogą zadzwonić ze skargą na naszą infolinię lub zwrócić się do UNHCR, a pracownicy ONZ natychmiast powiadomią nas o nieprawidłowościach.
PCPM wspiera tysiące uchodźców syryjskich w Libanie wychodząc z założenia, że pomoc na miejscu, blisko kraju, z którego uciekli, jest najskuteczniejsza. Środki pochodzące z funduszy rządowych, od darczyńców prywatnych i z ONZ pomagają pokryć koszty dachu nad głową dla ponad 3 tys. rodzin i przetrwać zimę. PCPM prowadzi także ośrodek medyczny, posiada klinikę mobilną, założyło pięć placów zabaw dla dzieci i wspiera edukację. W ciągu ostatnich sześciu lat organizacja kierowana przez Wojciecha Wilka wydała na pomoc dla uchodźców w Libanie 40 mln złotych, w większość z programu pomocy humanitarnej finansowanego przez MSZ. Na działalność Fundacji PCPM można także przekazać 1 proc. podatku.