ŚwiatSynowie Noworosji - nowe elity Donbasu bogacą się na przemycie, korupcji i grabieży

Synowie Noworosji - nowe elity Donbasu bogacą się na przemycie, korupcji i grabieży

Kijów nazywa ich terrorystami, Moskwa - patriotami Ukrainy, a Władimir Putin - prostymi traktorzystami. Kim są nowe elity prorosyjskiego Donbasu?

Synowie Noworosji - nowe elity Donbasu bogacą się na przemycie, korupcji i grabieży
Źródło zdjęć: © AFP | MENAHEM KAHANA
Robert Cheda

16.04.2015 | aktual.: 16.04.2015 06:41

Po Kosowie, Naddniestrzu, Abchazji oraz Osetii Południowej w Europie wybuchają kolejne państwopodobne twory. Lub raczej kolejne szare strefy, bo tak zwane republiki - doniecka i ługańska - wiernie powtarzają schemat poprzedników. W poradzieckiej strefie rośnie więc WNP-2, czyli wspólnota nieuznawanych państw, ale myli się ten, kto sądzi, że nie jest to problem Polski i Europy. Wbrew głoszonym rewolucyjnym hasłom samostanowienia oraz prawa i sprawiedliwości, Donbas przekształcił się w kryminalny tygiel, w którym nowe elity żyją z wojny oraz rabunku wszystkiego, co ma jakąkolwiek wartość.

Nie ma w tym nic zaskakującego, bo wzorzec władzy, kojarzonej z bezkarnością i gwałtem, przyszedł z Moskwy. Identyczny kanon narzuciła także kijowska władza i ukraińscy oligarchowie. Jeśli były prezydent Wiktor Janukowycz miał w rezydencji złoty bochenek chleba, to jak mają rozumieć swoją rolę ludzie ze społecznych nizin, z których los nagle uczynił elity władzy, choćby marionetkowej? Burzliwe etapy historii kreowały swoich Hitlerów i Stalinów, przyjrzyjmy się zatem ich odpowiednikom doby rynków finansowych i poradzieckiego kapitalizmu.

Plejada

Przegląd warto zacząć od person pomniejszych, ale za to głośnych medialnie z powodu rzekomych "bojowych" wyczynów, którym tyle miejsca poświęcają rosyjskie media. To one kreują nowych bohaterów, dlatego do telewizyjnego słownika weszły przydomki - waleczni i legendarni. Na przykład Nikołaj Kozicyn, ataman band dońskich kozaków. Karierę rozpoczął jeszcze w ZSRR, jako nadzorca więzienny. Z tej racji ukończył nawet specjalną szkołę MSW, ale w zawodowej praktyce zgubiło go zamiłowanie do pieniędzy i alkoholu. Stale degradowany z powodu pijaństwa i łapówkarstwa, zakończył karierę w służbie konwojowej. Za to gdy rozpadł się ZSRR, Kozicyn walczył w Abchazji i Czeczenii. Był widziany także w b. Jugosławii i to w towarzystwie samego Slobodana Miloszewicza.

Użyteczny dla Kremla bez dwóch zdań, awansował w kozackiej hierarchii do stopnia odpowiadającego generalskiemu. W Donbasie dowodził kozackimi formacjami wsławionymi grabieżami i maruderstwem. Jeden z podwładnych mówi o nim tak: jak był niepiśmiennym roztropkiem, takim pozostał, co nie przeszkadzało mu zgromadzić na ukraińskiej wojnie fortuny. Kozicyn zajął ługańskie kopalnie antracytu i według kijowskich szacunków zarobił na jego "eksporcie" do Rosji 30 mln dolarów.

Kozicyn to tylko przykład rosyjskiego syna Ukrainy, pomagającego w braterskim porywie budować Russkij Mir i napełniającego przy okazji własną kabzę. Wybitny, choć daleko nie jedyny. Innym ludowym bohaterem jest Arsenij Pawłow, ps. Motorola. Urodził się w rosyjskiej republice Komi, służbę wojskową odbył w jednostce łączności, skąd i dźwięczny przydomek. Wraz z własnym oddziałem "Sparta" wsławił się na Ukrainie okrutnym postępowaniem z wziętymi do niewoli obrońcami donieckiego lotniska. Ostatnio przyznał się do zabójstwa 15 jeńców, mówiąc dziennikarzom: chcę, to zabijam! Jest także bohaterem wojennego love story, wykreowanego przez rosyjskie media, które na żywo relacjonowały jego ślub w Doniecku. Nic nie szkodzi, że został przy okazji bigamistą, bo w Komi ma już żonę i dziecko. W chwilach wolnych od zabijania jeńców zajmuje się grabieżą banków. Upodobał sobie oddziały Banku Inicjatyw Finansowych, skąd regularnie rabuje depozyty walutowe.

Kolejny bohater to neofaszysta Aleksiej Milczakow, który do wybuchu wojny był głównie zaprawionym w ustawkach kibolem petersburskiego klubu piłkarskiego Zenit. I psychopatą z powołania. W rosyjskim internecie zasłynął filmem, na którym zakatował psiego szczeniaka, po czym go zjadł. Po tym bohaterskim wyczynie został kontraktowym żołnierzem pskowskiej dywizji spadochronowej, skąd udał się prosto na zasłużony ukraiński "urlop". Obecnie pod pseudonimem Fritz alias Serb dowodzi najemnym rosyjskim najemnym oddziałem "Rusicz", znanym z okrucieństwa. Do ulubionych rozrywek Fritza należy pozowanie do zdjęć na tle trupów ukraińskich żołnierzy.

W chwilach wolnych od wyzwalania Noworosji, wataha "Rusicz" zajmuje się kontrabandą narkotyków, ale o tym nieco później, bo najbardziej skuteczni okazali się jednak kaukascy najemnicy z batalionu "Wostok". Oczywiście skuteczni w kryminalnej działalności, bo związani klanowymi więzami krwi, szybko wzięli się za wymuszenia. Tzw. rodzina osetyjska "chroni" handel na miejscowych targach i rynkach, za niewielki, bo wynoszący 20 proc. udział w obrotach.

Rodzina czeczeńska grasuje dla odmiany na drogach, pobierając haracz. Na nieśmiałe pytania lokalnej milicji, Czeczeni odpowiadają, że są kontrwywiadem Lietuczaja Mysz (Nietoperz), nie są więc, jak widać, pozbawieni kaukaskiego poczucia humoru. "Wostok" "wyciąga" w ten sposób dziennie sumę odpowiadającą 1,2 mln dolarów. Pewnie dlatego miejscowi dziennikarze uważają, że najlepszą walutą w Donbasie jest obecnie karabin AK-74, który można okazać w razie podobnych perypetii. A gdzie w tej historii miejsce dla rodzonych synów ukraińskiej ziemi? Spokojnie, są tacy i nie mają się czego wstydzić.

Aleksander Chodakowski był szefem donieckich antyterrorystów z osławionej formacji Berkut. Walczył dzielnie z Majdanem, więc nic dziwnego, że po kobiecemu obraził się na Kijów. Wraz z podwładnymi i byłymi milicjantami zrzeszonymi w organizacji "Opłot" przeszedł na stronę separatystów. Obecnie Chodakowski jest sekretarzem rady bezpieczeństwa republiki donieckiej i podporą rządów. W czasie gangsterskich porachunków odebrał byłemu już ministrowi spraw wewnętrznych Olegowi Berezie kosztowności warte 3 mln dolarów. Chodakowski przejął także w posiadanie sieć stacji paliwowych "Wschodnie Zasoby", przez którą jest dystrybuowane rosyjskie paliwo. Jest autorem cennika wojskowych usług dla ludności, czyli różnego rodzaju haraczy za wystawienie dokumentów niezbędnych do życia. Choć nowym szefem lokalnego MSW został były sierżant drogówki, zwolniony dwa lata temu za napad na emeryta, to właśnie Chodakowski kontroluje lokalną milicję, która w prawie pełnym składzie przeszła na stronę separatystów. A wraz z nią wszystkie
korupcyjne schematy.

Generalnie, jako że czasy niespokojne, to wszyscy przywódcy uzbrojonych band grabią, ile i co się da, pod pretekstem mobilizacyjnych potrzeb. Do najpilniejszych należą prywatne samochody, telewizory, komputery i telefony, a także wille i mieszkania. Z tym że taka działalność to naprawdę drobnostka, pora zatem przyjrzeć się prawdziwym grubym rybom.

Premier Zacharczenko

Pomińmy pierwszych władców Donbasu, którzy na rozkaz z Moskwy powrócili już do Rosji. Choć właściwie można wspomnieć o Aleksandrze Borodaju - pierwszym "ludowym gubernatorze" Doniecka, który zainicjował prorosyjskie zamieszki. Na rozmowę z dziennikarką "Nowej Gaziety" umówił się w ekskluzywnym moskiewskim klubie, dokąd dojechał Porsche Cayenne. Ten typ samochodu jest oznaką statusu w separatystycznych republikach i wśród rosyjskich najemników - rzec by można, że "kto nie jeździ porsche ten frajer".

Tak więc, Borodaj nie widzi nic złego w tym, że rosyjskim patriotom zapłacono dobrze za wykonaną na Ukrainie robotę, choć dodaje, że sam był już majętny, a teraz jest jeszcze bardziej. Ale już Igor Girkin alias Striełkow, oficer FSB, bez którego nie doszłoby do walk zbrojnych w Donbasie, przed ukraińskimi występami nie miał pieniędzy, aby zapłacić za obiad w lepszej knajpie. Teraz żona chodzi w drogich futrach, a sam Girkin skromnie, jak na oficera przystało, jeździ sportowym mercedesem i żyje w apartamentowcu. I tak już jest - podsumowuje filozoficznie Borodaj - dając do zrozumienia, że ojczyzna Rosja nie zapomina o swoich bohaterach.

Wracając do obecnych elit Donbasu, to na rozkaz Putina miejsce rosyjskich najemników zajęli najemnicy miejscowi. W marionetkowych wyborach do marionetkowych władz premierem republiki donieckiej został Aleksander Zacharczenko. Ma 38 lat i wyrósł w rodzinie donieckich górników. Według "The New Times" skończył technikum elektromechaniczne, a następnie pracował w kopalni. Co prawda krótko, bo założył własny biznes, a potem był kierownikiem miejskiego targowiska.

Jego ambicje sięgały znacznie wyżej, dlatego po ukończeniu szkoły milicyjnej zajął się przemytem towarów z Rosji. Jako były milicjant, został członkiem "Opłotu", z którym okupował rok temu budynek donieckiej administracji. Premierem został dzięki kremlowskiemu kuratorowi Noworosji - Władysławowi Surkowowi. Oczywiście na prośbę Rinata Achmetowa, który potrzebował lokalnego gwaranta swoich interesów. Wiadomo już, że Zacharczence nie można odmówić politycznej smykałki i zdecydowania, z jakim podporządkował sobie lokalnych watażków. Dziś jego państewko ma armię liczącą 18 tys. żołnierzy i policję złożoną z 16 tys. bojówkarzy. Oczywiście nie jest żadnym samodzielnym graczem, bo jego zadaniem jest ochrona majątku Achmetowa oraz Siergieja Taruty i Dmitrija Firtasza, którzy w konflikcie grają na dwie strony. W zamian premier dostał wolną rękę w tzw. polityce podatkowej, a Moskwa zezwoliła mu na przejęcie majątku jednego z synów Janukowycza.

Aby jednak Zacharczence nie przewróciło się w głowie, jest dokładnie kontrolowany przez rosyjską FSB. Funkcjonariusze z delegatury tej służby w Naddniestrzu, kontrolują aparat bezpieczeństwa republiki, a z tej racji również potoki kontrabandy idącej w obie strony. Z Rosji płyną paliwo, broń i narkotyki. W odwrotną stronę - złom metalowy i tłuczeń szklany, których w strefie wojny jest pod dostatkiem. Nie tylko z rozbitego uzbrojenia, ale z rozbieranych fabryk.

Jak podliczyli eksperci, z 82 kopalń Donbasu funkcjonuje 11, wyposażenie reszty jest cięte i wyprzedawane do Rosji na złom. Pod kuratelą FSB płynie za wschodnią granicę także wyposażenie fabryk niezbędnych dla przemysłu obronnego. Jak podliczył ukraiński prezydent Petro Poroszenko, w ten sposób z Donbasu wywieziono 27 proc. przemysłu. Sam Zacharczenko nie afiszuje się milionowymi dochodami z tego procederu, poza faktem zajęcia rozkosznej willi w centrum Doniecka. Ale już jego przyboczny oligarcha Władimir Struk nie zna umiaru. Podobnie jak jego dzieci, które spokojnie żyją w "banderowskiej" stolicy ukraińskiej "junty". Córka jest właścicielką kijowskiego klubu fitness i ekskluzywnego baru, jeżdżąc oczywiście Porsche Cayenne. Młodszy syn na stołeczny uniwersytet dojeżdża skromnym Lexusem. Nie inaczej wygląda życie elit w bratnim Ługańsku.

Kompania Wagnera

Wśród obserwatorów ukraińskiego konfliktu panuje opinia, że krwawe czystki separatystycznych watażków dokonane przez rosyjskie siły specjalne, służyły politycznej i wojskowej integracji marionetkowych tworów. To prawda, choć niecała. Faktycznie w październiku 2014 r. Igor Płotnicki - premier republiki ługańskiej - rządził tylko w Ługańsku. Obecnie rozciągnął władzę do granicy z Rosją.

Płotnicki to kadrowy oficer armii radzieckiej w stopniu majora artylerii. Po rozpadzie ZSRR miał kilka drobnych firm, ale biznes kulał, dlatego przeszedł na państwowy garnuszek i pracował jako inspektor urzędu ochrony konsumenta. Pracował tak skutecznie, że zainteresował prokuraturę, która postawiła Płotnickiemu 10 zarzutów łapówkarskich. A potem, tak jak w przypadku Zacharczenki, fortuna zatoczyła koło. I to bardzo efektownie, bo dziś Płotnicki jest właścicielem sieci supermarketów ATB, przemianowanych w "Narodnyje" - Ludowe.

Przez 50 sklepów przechodzi gros humanitarnych i komercyjnych dostaw z Rosji, na których premier udanie spekuluje. Ponadto stał się właścicielem sieci sklepów Epicentrum z materiałami budowlanymi, na które, jak nietrudno zgadnąć, jest ogromne zapotrzebowanie. W skład imperium wchodzą także zakład spirytusowy oraz kantory walutowe. A także znana już z sąsiedniej republiki wyprzedaż bezpańskiego, czyli ukraińskiego majątku narodowego do Rosji. Ważnym punktem w dochodach pozostaje handel węglem, a raczej jego kontrabanda na nieogrzewaną Ukrainę. Płotnicki czerpie też zyski z dystrybucji rosyjskich paliw i opłacają mu się najemnicy kontrolujący mały i średni biznes. Według miejscowych dziennikarzy nowa władza wyśrubowała również stawki akcyzowe i inne podatki, a ich ściągalność pod lufami kałasznikowów jest prawie doskonała.

W biznesową strukturę wszedł oczywiście handel jeńcami oraz bronią. I to jest właśnie druga część prawdy o przyczynach gangsterskich czystek, z tym że ktoś musiał Płotnickiemu solidnie pomóc i to nie bezinteresownie. Tym kimś - według ukraińskich dziennikarzy śledczych - jest specnaz rosyjskiego MSW, który dosłownie rozstrzelał kilku watażków i rozgromił ich oddziały. Dowódcą jest prawdopodobnie płk Jewgienij Wagner, dotychczas odpowiedzialny za pacyfikacje Dagestanu i Inguszetii. W Donbasie oddział likwidacyjny z racji bezwzględności i skuteczności, zyskał miano "prywatnej kompanii Wagnera".

Ofiarą porachunków padł m.in. ataman Kozicyn, który stracił biznes węglowy, ale w przeciwieństwie do Aleksandra Biednowa, ps. Batman, zachował życie. Bo nie o węgiel tu chodzi, tylko o narkotyki. Jak twierdzi radio Swoboda, jeszcze przed wojną przez rosyjsko-ukraińską granicę na Ługańszczyźnie prowadził jeden z kanałów tzw. jedwabnego szlaku, czyli przemytu narkotyków ze Środkowej Azji do Europy. Konflikt na Ukrainie, a raczej anarchia watażki Batmana, który opanował kluczowy dla tranzytu rejon karsnodonski, zablokowały rytm dostaw. Dlatego Biednow wraz ochroną wpadł w zasadzkę "kompanii Wagnera" i spłonął w samochodzie.

W ten sposób rosyjskie MSW, które "kryszuje" (chroni) ługański kanał przemytu, odbudowało system, a jego gwarantem stał się Płotnicki, wdzięczny za władzę i dochody. Z tym że w opinii radio Swoboda nie jest to wyłącznie narkotykowy biznes, tylko nowy wymiar wojny hybrydowej. Dostępność narkotyków w regionach separatystycznych ma służyć uzależnieniu "mięsa armatniego", które taniej opłacać amfetaminą niż dolarami. Z drugiej strony, narkotykami ma zostać zalana cała Ukraina, o czym świadczy obecny dwukrotny spadek cen heroiny w zachodnich obwodach.

Druga strona medalu

Nie ulega wątpliwości, że szare strefy w Donbasie będą destabilizować Europę swoimi kryminalnymi wyczynami. I nie tylko, bo marionetkowe republiki znajdują się w stanie katastrofy humanitarnej, której ofiarami są mieszkańcy Donbasu - i za którą zapłaci cały kontynent. Ale już obecnie owoce swojej polityki zbiera Rosja. Rosyjscy synowie Ukrainy, którzy powrócili do rodzinnej podmoskiewskiej osady, rozstrzelali po pijanemu dwóch policjantów.

Można powiedzieć - to tylko incydent - ale w granicznym obwodzie rostowskim takie zachowanie zdeprawowanych wojną najemników stało się normą. Tak samo jak handel bronią, bo w ciągu kwartału miejscowa policja skonfiskowała 150 AK-74, tysiące sztuk amunicji i 20 kg materiałów wybuchowych. Pytanie brzmi, ilu transakcjom nie zapobiegła? - a te według "Nowej Gaziety" idą w dziesiątki. Bezprawie kwitnie również na anektowanym Krymie, gdzie 500 firm zmieniło ostatnio właścicieli. W drodze administracyjnego oraz kryminalnego przymusu, na korzyść osób związanych z nowymi elitami władzy.

Dziennikarze tego samego tytułu twierdzą, że miejsce dotychczasowej mafii donieckiej zajmuje rosyjska przestępczość, której przykładem jest grupa wysoko postawionych biurokratów oraz funkcjonariuszy FSB. Jeżdżących oczywiście Porsche Cayenne.

W wątpliwych transakcjach krymskimi nieruchomościami zaświecił także główny motocyklista Putina, czyli Aleksander Załdostanow, ps. Chirurg, planujący pokazowy przejazd przez Polskę. Sądzi się z dotychczasowym właścicielem o atrakcyjny grunt na zboczach góry Gosfort w Sewastopolu, gdzie motocyklowy gang "Nocne Wilki" prowadził corocznie prokremlowskie show. A ponieważ w jednym ze zjazdów uczestniczył sam Putin, to Chirurg uważa się już za wygranego. Dyspozycyjny wymiar sprawiedliwości nie odmówi przecież skromnego wynagrodzenia prawdziwemu rosyjskiemu patriocie.

W ogóle, jak w chwili szczerości przyznał "legendarny i bohaterski" watażka Aleksiej Mozgowoj (oddział "Prizrak" - Widmo), wszystko, co dzieje się na Ukrainie i wokół niej, to tylko "czysty biznes, na którym zarabiamy".

Źródło artykułu:WP Wiadomości
Zobacz także
Komentarze (247)