Syn wiceministra finansów szefem spółki w zbrojeniówce. Nadzoruje ważny kontrakt
To syn wiceministra finansów Mariana Banasia pilnuje zrealizowania największego kontraktu na umundurowanie dla polskiej armii. Jakub Banaś we wrześniu dostał posadę prezesa w państwowej spółce Maskpol, która jest częścią Polskiej Grupy Zbrojeniowej.
21.11.2018 | aktual.: 22.11.2018 10:23
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
- Tak, jestem synem Mariana Banasia. Proszę o nie łączenie tych wątków. Jestem menadżerem z kilkunastoletnim doświadczeniem zawodowym, również w obszarze zarządzania projektowego. Mam doświadczenie z branży zbrojeniowej- komentuje Jakub Banaś w rozmowie z Wirtualną Polską. - Do zarządu Maskpolu zostałem powołany przez Radę Nadzorczą, po wygraniu konkursu i obecnie realizuję postawione przede mną zadania, czego przykładem jest m.in. wygrany przetarg na dostawę mundurów o wartości 80 mln zł - dodaje.
39-letni Jakub Banaś biznesem zajmował jeszcze podczas studiów prawniczych, krótko pracował w kancelarii prawnej, potem założył spółkę zajmującą się doradztwem biznesowym. W listopadzie 2017 roku został dyrektorem, a po 4 miesiącach doradcą w Polskiej Grupie Zbrojeniowej. We wrześniu PGZ poinformowała, że awans Jakuba Banasia na prezesa firmy Maskpol to "początek zmian mających na celu uzdrowienie sytuacji w polskim przemyśle zbrojeniowym".
Jednak właśnie rodzinne powiązania i zaskakującą karierę w państwowej spółce syna Mariana Banasia krytykują skonfliktowani z wiceministrem finansów pracownicy służb celnych i skarbowych. Ci sami, którzy wytropili niejasności w jego oświadczeniach majątkowych. Podkreślają, że "młody Banaś" otrzymał stanowisko po usunięciu poprzedniego zarządu państwowej firmy Maskpol w Konieczkach, niedaleko Częstochowy.
Dobra zmiana w mundurach
Cokolwiek by nie sądzić o kompetencjach, Jakub Banaś dostał zadanie, od którego z daleka czuć polityką. Maskpol ma uratować polską armię, która cierpi na brak mundurów. Chodzi o posprzątanie bałaganu, jaki powstał po odwołanym szefie MON Antonim Macierewiczu. Dwa lata temu polityk wstrzymał przetargi na mundury dla wojska. Zrobił to w swoim stylu, czyli podjął decyzję pobudzony doniesieniami o nowym wzorze umundurowania o kryptonimie "lampart". W armii zamawiającej regularnie 250 tys. kompletów, powstała luka. Już podczas manewrów Dragon 2017 wyciekły zdjęcia, pokazujące naszych żołnierzy w dziurawych spodniach a nawet w dresach.
Ostatecznie prawie 150 tys. kompletów umundurowania wojskowi zamówili bez przetargu. Zrealizowanie zamówienia wartego prawie 80 mln zł powierzono firmie Maskpol, znanej dotąd głównie z produkcji kamizelek kuloodpornych, hełmów, i masek przeciw-gazowanych. Producent nie wyrobił się z dostarczeniem mundurów przeznaczonych na chłodniejsze pory roku. Maskpol przekazał ich zaledwie 12,5 tys. sztuk, tymczasem żołnierze powinni ich mieć 30 tys. Po tych informacjach zarząd Maskpolu został odwołany. "Wywalili ich" - napisała Gazeta Kłobucka.
Nowy prezes podkreśla, że jego sukcesem jest zlecenie szycia mundurów polskim podwykonawcom, w tym zakładom pracy chronionej „Elremet” i „Wybrzeże”. Materiał na mundury również jest produkowany w Polsce. Według Jakuba Banasia 30 lat tamu praktycznie rozbito przemysł odzieżowy w Polsce. Przekonuje, że jeśli kontrakt warty 80 mln trafia do polskich firm i podwykonawców to podatki i ZUS zostają w Polsce, a całość wpisuje się w plan premiera Morawieckiego dotyczący odbudowy polskiego przemysłu.
Przypomnijmy, że w 2014 roku przetarg na 160 tys. mundurów dla wojska wygrała zagraniczna firma, proponująca w przetargu zaledwie 40 mln zł. Tajemnicą "taniości" było zlecenie produkcji w Chinach. Metka "made in China" była powszechnie krytykowana w wojsku.
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl