Sylwester 2020 będzie najsmutniejszy w historii? Nie. Polacy nie zamierzają rezygnować z hucznych zabaw
Sylwester 2020 będzie inny niż wszystkie. W tym roku w nocy z 31 grudnia na 1 stycznia obowiązywać będzie zakaz przemieszczania się, a imprezy będzie można robić w nielicznym gronie. Nie wszyscy zamierzają się jednak do tego dostosować.
Po ogłoszeniu kwarantanny narodowej, na podstawie której w nocy z 31 grudnia na 1 stycznia obowiązywać będzie zakaz przemieszczania się, nikt już nie pyta o "domki do wynajęcia". Znajdziemy za to komunikaty: "Witam, chciałbym zostawić gdzieś swoje pieski w nocy z czwartku na piątek. Jest ich sześć. Wrocław"; "Para trzydziestolatków szuka cioci i wujka w Gdańsku"; "Szukamy chętnych do wspólnego odśnieżania między 31.12 a 01.01 Zakopane". Chodzi jednak o to samo.
Tego typu pytania to efekt zainteresowania, jakim domki w górach, na Mazurach czy nad morzem cieszyły się w ostatnim czasie. Właścicielka kilku małych obiektów w często odwiedzanej przez turystów górskiej miejscowości mówi nam wprost: - Miejsc nie miałam ponad miesiąc temu i nikt nie zrezygnował. Podobnie jest wszędzie w okolicy. Obłożenie stuprocentowe, a i tak spodziewamy się, że znajdą się tacy, którzy przyjadą szukać noclegu "w ciemno" i na ostatnią chwilę - słyszymy.
Zainteresowanie akurat wynajmem wolnostojących domków nie wzięło się znikąd. Tegoroczne zakazy spowodowane pandemią koronawirusa sprawiają, że wiele hucznych zabaw, które normalnie miałyby miejsce w miastach, zostało odwołanych. Imprezowicze musieli zapomnieć o imprezach w klubach czy na świeżym powietrzu. W domku bawić się może duża liczba osób i panuje przekonanie, że policja nie sprawdzi, ile naprawdę ich jest. Poza tym oddalenie od innych zabudowań sprawia, że głośna muzyka nikomu nie powinna przeszkadzać. Tak przynajmniej uważają ci, którzy na wyjazd się decydują.
- Organizujemy się w siedem osób. Oficjalnie będziemy sprzątać. Zupełnie nie wierzę w to, że ktoś przyjdzie coś sprawdzić. Takich jak my będą setki, a poza tym policja w górach, robiąc nam problemy, uderzałaby w swoich - słyszymy od Łukasza, który na sylwestra postanowił opuścić Warszawę.
Sprzątanie, odśnieżanie, płatny parking - sposoby na przyciągnięcie turystów w sylwestra 2020
"Sprzątanie" domku letniskowego, o którym wspomniał Łukasz, ma zająć cztery dni, być połączone z noclegiem i kosztować 2,5 tys. złotych. To rzadki przypadek, gdy za wykonywaną usługę płacić będzie "pracownik", a nie "pracodawca", ale w ostatnim czasie takich przykładów znaleźć można było coraz więcej. Inny przypadek to odśnieżanie lub wynajęcie parkingu połączone z noclegiem w apartamencie.
Popyt rośnie, a z nim i ceny. Wspomniane 2,5 tysiąca złotych można uznać wręcz za okazję, bo gdzie indziej ceny potrafią być nawet dwukrotnie wyższe. Myliłby się jednak ten, kto uznałby, że w takim razie górale na tegorocznym sylwestrze zarobią tak jak każdego innego roku. Zyskują właściciele domków, a płaczą restauratorzy.
- Ludzie zachowują się, jakbyśmy byli trędowaci. Jak już przyjeżdżają do domków, to albo w nich siedzą i piją, albo nieśmiało wychodzą na szlak. Do nas nie przychodzi nikt. Boją się mandatów, chociaż jedzenie na wynos można brać legalnie - mówi nam właściciel restauracji w popularnej miejscowości turystycznej. Dla niego sezon jest już stracony. Co więcej, boi się, że wiosną strat nie odrobi i będzie musiał zamknąć swój interes.
Sylwester 2020 w mieście? "Na pewno przyjdzie kilkadziesiąt osób"
Nie wszyscy, którzy chcą się bawić "jak zwykle", zamierzają jednak wyjeżdżać z miasta. Ci, którzy postanowią zostać, będą mogli iść na (nielegalną - red.) imprezę secret location, pod warunkiem, że dowiedzą się, gdzie jest. To imprezy z muzyką elektroniczną odbywające się w opuszczonych fabrykach lub pustostanach. Organizator jednej z nich, prosząc nas o anonimowość, dodaje, że dla niego kwarantanna niczego nie zmienia. - Imprezy były sekretne i półlegalne także przed epidemią - kwituje. Zresztą niełatwo jest się na nie dostać.
Warunkiem jest specjalne zaproszenie i posiadanie aplikacji szyfrującej wiadomości. To dzięki niej można będzie - na kilka godzin przed rozpoczęciem imprezy - otrzymać dokładny adres, pod którym zostanie zorganizowana. Ile osób może wejść na taką imprezę? - Tyle ile przyjdzie, przestrzeń jest duża, nie ma ryzyka, że zapełnimy całą. Koszt to 250 złotych, co niektórych może odstraszać. Na pewno przyjdzie kilkadziesiąt osób - słyszymy.
Co na to wszystko policja? Instrukcja, jaką na sylwestra otrzymają policjanci, nie będzie się różnić od tej, która obowiązywała przez święta. Innymi słowy - funkcjonariusze będą reagować tylko na donosy. Służby porządkowe mają skupić się na kontrolach drogowych i najbardziej rażących przypadkach łamania zakazu zgromadzeń. Oficjalnie w czasie obowiązywania obostrzeń (potrwa do 17 stycznia) gospodarze imprezy mogą zaprosić maksymalnie pięć osób.
Łamanie obostrzeń może sporo kosztować. - Będą mandaty, a co więcej, policja po każdej takiej interwencji może sporządzić wniosek o postępowanie administracyjne, które jest prowadzone przez głównego inspektora czy w ogóle przez inspektoraty sanitarne - ostrzega minister zdrowia Adam Niedzielski.
Zwraca przy tym uwagę, że w postępowaniu administracyjnym wygląda to tak, że "jest wymierzona kara w wysokości do 30 tys. zł i ona w ciągu siedmiu dni jest egzekwowana z konta, a dopiero potem przysługuje możliwość odwołania się do sądu administracyjnego".
Kara finansowa to nie najważniejsza możliwa konsekwencja nieprzestrzegania obostrzeń, na co zwracają uwagę eksperci. - Wirus nie przenosi się od komara i motylka w łóżku tylko z człowieka na człowieka - mówił w rozmowie z WP prof. Krzysztof Simon. Podkreślił, że przez nieodpowiedzialne zachowanie można doprowadzić do czyjejś śmierci.