Świat 2015 po rosyjsku. Pasmo sukcesów polityki zagranicznej Putina i niepewna przyszłość
• Mijający rok był dla Rosji pasmem sukcesów na arenie międzynarodowej
• Kreml miał decydujący głos ws. Ukrainy, Syrii i Iranu
• Kurs Kremla w 2016 r. jest jednak niepewny ze względu na kryzys wewnętrzny
• W przyszłym roku wciąż realne będzie ryzyko konfrontacji militarnej z Zachodem
• Największym wyzwaniem dla Rosji pozostaną Chiny
Rosyjskie think tanki podsumowują politykę Kremla w mijającym roku oraz kreślą prognozy na 2016 r. Minione 12 miesięcy to pasmo sukcesów polityki zagranicznej Władimira Putina, ale także poważne obawy, co do rosyjskich perspektyw w świecie, jaki wyłania się spoza amerykańskiej dominacji. Dla nas najważniejszy jest jednak wniosek, że międzynarodowy kurs Kremla w nadchodzącym roku będzie zależny od rozwoju sytuacji wewnętrznej w Rosji.
Nowy, dziwny świat
Różniąc się w interpretacjach, przedstawiciele tak reprezentatywnych gremiów, jak SWOP (Rady polityki zagranicznej i obronnej) czy magazynu "Rosja w światowej polityce" są zgodni w jednym. Ostatnie ćwierć wieku upłynęło pod znakiem pomyłki badawczej. To, co uznawano za zręby nowego porządku światowego, okazało się przejawem finalnej destrukcji ładu odziedziczonego po zimnej wojnie. Dobitnym potwierdzeniem tej tezy są gorące wydarzenia 2014, a szczególnie 2015 roku. Według rosyjskiego politologa Fiodora Łukjanowa na naszych oczach powstaje "coś nowego". Albo, jak mówi analityk stosunków międzynarodowych Siergiej Karaganow, "tworzy się dziwny świat, niestabilny, dynamiczny, a przez to przerażający". Jak więc odróżnić stare od nowego?
W 2015 r. zakończyła się epoka marzeń o globalnych stosunkach międzynarodowych opartych na soft power, czyli miękkiej sile. Stwierdzenie uderza szczególnie w Europę, jako pomysłodawczynię takiego rodzaju ekspansji. Stary świat wraz z jego instytucjonalnym odbiciem Unią Europejską, pogrąża się w egzystencjalnym kryzysie i należy do największych przegranych mijającego roku. Zaproponowana przez UE koncepcja ponadpaństwowej modernizacji opartej na wymianie kulturowej i handlowej oraz na wszechstronnej formule kompromisu, zderzyła się na Ukrainie z twardą siłą Rosji, co zahamowało europejski marsz na Wschód. Fala migracyjna z Bliskiego i Środkowego Wschodu, ujawniła skalę przywódczego kryzysu w Europie, eliminując ją jako podmiot wpływający na losy świata. Przy tym sama Ukraina przekształciła się w ułomne państwo niezdolne do samodzielnego bytu.
Bliski związek z politycznym obumieraniem Europy ma permanentna niestabilność Bliskiego Wschodu i Północnej Afryki. Według Karaganowa islam od lat poszukiwał adekwatnej odpowiedzi na zachodnie wyzwanie modernizacyjne, które czyniło świat muzułmański wciąż zacofanym. Nie znalazłszy modus vivendi, islam najpierw się zradykalizował, a potem wylał na ulice w postaci Arabskiej Wiosny i Państwa Islamskiego. Obecnie Bliski Wschód przeżywa swoją "Wojnę Trzydziestoletnią" i takie są zdaniem rosyjskiego politologa czasowe perspektywy ustabilizowania regionu. Ale według jakich reguł - wie tylko Allach.
W równie zgodnej opinii rosyjskich ekspertów najpoważniejszymi następstwami, jakie ujawniły się w 2015 r. są wzajemnie zależne procesy - erozji globalnej dominacji USA i wzrostu potęgi Chin. Zmierzch słońca nad Ameryką rozpoczął się w latach 2003-2008, czyli jak to z imperiami bywa, w okresie największej świetności. To wtedy Waszyngton przekonany o swojej sile zaplątał się w regionalne konflikty, trwoniąc miliardy dolarów i potencjał supermocarstwa. Jeśli chodzi o Chiny, to Państwo Środka ma obecnie największe szanse konkurencji z amerykańską dominacją. Sprzyja temu autorytarny system władzy, który pozwala efektywnie wykorzystywać gospodarkę. Nic dziwnego, że Pekin buduje własną wizję Azji, stając się w regionie głównym patronem finansowym i inwestorem zarazem. Nic dziwnego, że chińska ekspansja napotyka wzrastającą reakcję Waszyngtonu, który w szybkim tempie buduje instrumenty geopolityczne i militarne w celu "oblężenia Chin".
Rywalizacja amerykańsko-chińska będzie wyznaczała światową perspektywę w XXI w. Dowody? Tworzenie dwóch megabloków ekonomicznych. Czym innym jest bowiem podpisanie w 2015 r. umowy USA+11, czyli Partnerstwa Transpacyficznego, które wyznacza nowe zasady handlu i inwestycji, pod jawnym protektoratem Pax Americana? Negocjacje nad identyczną umową o Partnerstwie Transatlantyckim (z udziałem UE) zbliżają się powoli do finału. Trudno oprzeć się wrażeniu, że głównym celem obu umów pozostaje rywalizacja z chińską koncepcją Ekonomicznego Pasa Jedwabnego Szlaku, skierowaną i do państw Azji, i do krajów UE. W tym miejscu pora przejść do roli Rosji w budowie nowego świata.
Sukces i samotność
Nie ulega wątpliwości, że Rosja należy do głównych beneficjentów polityki międzynarodowej mijającego roku. W warunkach, gdy o powodzeniu decyduje twarda siła, a świat cofnął się do osiemnastowiecznego koncertu mocarstw, Moskwa czuje się jak ryba w wodzie, wykorzystując jedyny, skuteczny instrument polityki zagranicznej - armię. Oraz, rzecz jasna, zręczną dyplomację, bo oprócz interwencji w Syrii głos Rosji okazał się decydujący w uregulowaniach ukraińskich, syryjskich oraz w jądrowym porozumieniu z Iranem. Z jednej więc strony, grając siłą militarną Moskwa skutecznie złamała amerykański monopol użycia armii do interwencji zagranicznych, a szerzej, przełamała zachodnie prawo moralne do narzucania innym państwom rozwiązań ustrojowych i politycznych.
Z drugiej strony, wykorzystując te same instrumenty Rosja rozpoczęła grę o normalizację stosunków politycznych z tymże Zachodem, zablokowanych po aneksji Krymu. I w obu przypadkach początek był obiecujący, bo Moskwa okazała się niezbędnym partnerem procesów stabilizacyjnych. Zdaniem Łukjanowa: "Rosji udało się w 2015 r. podskoczyć wyżej własnej głowy". Skąd to dziwne porównanie? To proste - potencjał ekonomiczny Rosji, a szczególnie jej niski udział w globalnej gospodarce w żaden sposób nie upoważnia ani do odniesionych sukcesów, ani w ogóle do decydującego udziału w światowej polityce. A tak się stało, co jest bardziej wynikiem udanej reakcji na błędy rywali niż własnego wkładu Rosji. Stawia to przed nią w nadchodzącym roku bardzo poważne wyzwania, a głównym problemem jest zdolność do skonsumowania sukcesów 2015 r. tak, aby nie stały się zwycięstwami pyrrusowymi. W końcu ile razy można posłużyć się armią i dyplomacją wiedząc, że takiej gry nie można kontynuować bez końca.
I tak, jeśli chodzi o Syrię, to strategia normalizacji stosunków z Zachodem poprzez sformowanie wspólnej koalicji antyterrorystycznej nie daje na razie pożądanych rezultatów. Tym bardziej, że Zachód nie wiąże takiej współpracy ze złagodzeniem antyrosyjskich sankcji ekonomicznych. Unia i USA nie widzą także w rosyjskiej obecności na Bliskim Wschodzie powodu do handlu Ukrainą, ani ustalenia stref wpływów na obszarze Wspólnoty Niepodległych Państw, o co Moskwa zabiega od lat.
Co do perspektyw rosyjskich w Syrii, to zdania również są podzielone. Wielu ekspertów opowiada się za jak najszybszym ogłoszeniem osiągnięcia wszystkich celów interwencji i wycofaniem, póki Syria nie stała się drugim Afganistanem. Pewną wskazówką może być niedawna wypowiedź Putina, który stwierdził, że kwestia syryjskich baz dla marynarki wojennej nie jest już priorytetowa ze względu na posiadanie rakiet odpowiedniego zasięgu i precyzji uderzenia. Brzmi jak pole do kompromisu, zatem czy wypowiedź Putina wskazuje na zamiar przehandlowania Baszara al-Asada w zamian za zniesienie sankcji? Jeśli tak, to jedną z przeszkód pozostaje konfrontacja z Turcją, w której stawką jest międzynarodowy prestiż Rosji. Aby wyjść z twarzą, Kreml będzie z pewnością kontynuował strategię wykorzystania słabości UE oraz sytuację przedwyborczą w USA. W administracji waszyngtońskiej coraz częściej dochodzi do sporów, których osią jest rola Moskwy w Syrii i los tamtejszego reżimu.
Największym wyzwaniem 2016 r. pozostaną Chiny. Po grudniowej wizycie premiera Dmitrija Miedwiediewa w Pekinie, tamtejsza prasa partyjna dopuściła się chyba zamierzonego afrontu wobec rosyjskiego partnera strategicznego. Oceniła bowiem, że Rosja znalazła się w ciężkim kryzysie strukturalnym oraz gospodarczym, a co najważniejsze winę za to ponoszą kremlowskie elity, które nie są zdolne do zmodernizowania kraju. Taki głos współbrzmi z opiniami kremlowskich think thanków, które twierdzą, że zapowiadany szumnie zwrot Rosji w stronę nowego centrum świata - Azji, to na razie figura retoryczna. Ale także przestępstwo wobec własnego społeczeństwa, bowiem zamyka się okno rosyjskich możliwości i za chwilę Moskwa utraci zdolności do wynegocjowania korzystnych warunków współpracy z Chinami. Nie tylko na obszarze byłego ZSRR, czyli republikach Azji Środkowej, ale także na własnym terytorium - Syberii i na Dalekim Wschodzie. A to rodzi pytanie o rosyjski potencjał gospodarczy i polityczny w 2016 r.
Samotna i skazana
Dylematy polityki zagranicznej stojące przed Rosją podsumowuje wojskowy analityk Rusłan Puchow: "W nadchodzącym roku Władimir Putin będzie balansował na cienkiej linie, pomiędzy zapobieżeniem militarnej konfrontacji z Zachodem (Ukraina, Syria, Turcja) a obroną rosyjskich interesów". Biorąc przy tym pod uwagę ekonomiczne możliwości kraju - jakkolwiek sankcje ekonomiczne nie przyniosły spodziewanego rezultatu, bo nie doprowadziły do kryzysu finansowego i bankowego, to w Rosję uderzyły ogromne spadki cen ropy naftowej na światowych rynkach. A to ujawniło z całą siłą zacofanie surowcowej gospodarki. Wprawdzie wydatki wojskowe 2015 r. wzrosły o 11 mld dolarów i program przezbrojenia armii do 2020 r. nie jest zagrożony, to kondycja gospodarki i społeczeństwa jest coraz gorsza.
Kolejne spadki cen ropy pustoszą Fundusz Rezerwowy z lat surowcowej prosperity w tempie oznaczającym poważne problemy finansowe już pod koniec 2016 r. Sytuacja staje się na tyle dramatyczna, że skonsolidowane dotąd wokół Putina elity ulegają podziałom, a ich oznaką są diametralnie różne podejścia do modernizacji gospodarki i sposobów wyjścia z kryzysu. Na tym tle coraz powszechniejsze są opinie, że sukcesy polityki zagranicznej, jeśli nie są namiastką niezbędnych reform, to na pewno przysłaniają żywotne problemy wewnętrzne Rosji.
Kraj trzeba modernizować i to szybko, inaczej Rosja utraci wpływ na rozwój wydarzeń międzynarodowych i przestanie się liczyć jako światowy gracz XXI w. Pierwsze skutki odczuje już w nadchodzącym roku, stojąc przed obliczem porażek międzynarodowych wynikających z własnej słabości. O tym, że jest to najostrzejszy problem, przemawia najdobitniej wypowiedź lojalnego doradcy Kremla Siergieja Karaganowa: "Nie chcę w żaden sposób wzywać do rewolucji, ale Rosja potrzebuje zmiany elit niezdolnych do dokonania pilnych reform". Politolog także przestrzega Kreml przed triumfalizmem z powodu niepowodzeń europejskich, bo Rosja traci tym samym najpoważniejszy impuls modernizacyjny i strategiczny cel westernizacji, wyznaczony jeszcze przez cara Piotra I.
Z kolei Łukjanow wzywa do wypracowania zrównoważonej strategii polityki zagranicznej, która nie będzie zależna jedynie od dyplomatycznej i militarnej reakcji na błędy konkurentów. Wszystko wskazuje, że kierunki międzynarodowej aktywności Rosji w nadchodzącym roku, wyznaczą nie tyle światowe trendy, ile rozwój sytuacji w samej Rosji. Trudno zatem przewidzieć, jak kwestia stabilności społecznej, od której uzależniony jest dobrobyt oligarchicznych elit i władza samego Putina, wpłynie na skłonność do użycia siły wewnątrz i poza granicami Rosji. W oparciu o wydarzenia lat 2014-15 można jednak pokusić się o prognozę, że w przypadku braku reform, pokusa zastąpienia chleba igrzyskami będzie tylko rosła. I nie jest to optymistyczna wizja świata 2016.ru.