Świadek: szef ABW kazał podwładnym sprawdzać podsłuchy
Pracując w PTC Krzysztof Bondaryk polecił podwładnym sprawdzić służbowym sprzętem, czy był podsłuch u pewnego mecenasa ze wschodniej Polski - zeznał w sądzie b. członek
zarządu PTC Ryszard Pospieszyński.
04.12.2008 | aktual.: 04.12.2008 16:40
Zeznawał on w procesie, jaki znany adwokat Wojciech Brochwicz wytoczył "Rzeczpospolitej" za podanie, jakoby obecny szef ABW Krzysztof Bondaryk - gdy w 2007 r. pracował w Polskiej Telefonii Cyfrowej, operatora Ery GSM - sprawdzał służbowym sprzętem pomieszczenia Brochwicza (obaj byli wiceszefami MSWiA w rządzie Jerzego Buzka)
.
Zeznając przed Sądem Okręgowym w Warszawie jako świadek pozwanych, Pospieszyński przyznał, że w 2005 r. - jako członek zarządu kwestionowanego przez część właścicieli PTC - złożył doniesienie na Bondaryka. Pisał w nim, że Bondaryk miał bezprawnie wejść w posiadanie informacji o zleceniach służb specjalnych wobec PTC co do podsłuchów oraz że miał polecić sprawdzanie służbowym sprzętem, czy był podsłuch u pewnego adwokata.
Pospieszyński zeznał, że o poleceniu sprawdzania pracownicy Bondaryka poinformowali go, bo "obawiali się, że są zmuszani do łamania prawa". Świadek dodał, że nie wie nic o tym, by polecenie Bondaryka dotyczyło też Brochwicza. Pospieszyński przyznał, że śledztwo w całej sprawie umorzono.
Sąd - na wniosek pozwanych - zwrócił się już o akta tego śledztwa, ale ich nie dostał, bo ma je Rzecznik Praw Obywatelskich. Sędzia Sylwia Łuczak postanowiła znów wystąpić w tej sprawie do RPO, prosząc o "pilną odpowiedź".
Tajne śledztwo umorzono, bo prokuratorzy nie dopatrzyli się przestępstwa. Media pisały, że Bondaryk kazał za pomocą sprzętu Ery sprawdzać, czy nie jest podsłuchiwany jego znajomy mec. Władysław H. W październiku Sąd Okręgowy w Łomży uniewinnił m.in. H. w procesie w sprawie korupcji wśród prawników.
Cała sprawa była jedną z przyczyn obiekcji prezydenta Lecha Kaczyńskiego wobec kandydatury Bondaryka na szefa ABW. Ostatecznie premier Tusk powołał Bondaryka.
Brochwicz żąda od "Rz" przeprosin i wpłaty 20 tys. zł na cel społeczny (gazetę pozwał w innym procesie także sam Bondaryk). Brochwicz uważa, że nieprawdziwe artykuły "Rz" podważyły jego wiarygodność jako adwokata. - Klienci zastanawiają się czy mogą szczerze rozmawiać z obrońcą oskarżanym o kumoterskie relacje z Bondarykiem i wykorzystywanie świadczeń, za które trzeba dużo płacić - powiedział. Zaprzeczył, by Bondaryk lub ktokolwiek inny sprawdzał jego biura.
Pozwani wnoszą o oddalenie powództwa, powołując się na prawdziwość podanych faktów. - Były podstawy, by to napisać; dziennikarz uzyskał informacje od osób, których nie może ujawnić - powiedziała reprezentująca pozwanych mec. Barbara Kondracka.
Brochwicz powiedział, że toczy się śledztwo z doniesienia obecnych władz ABW w sprawie bezprawnej inwigilacji go za czasów PiS; ma on status pokrzywdzonego. "Rz" twierdzi, że podsłuch założono Brochwiczowi z powodu podejrzenia, że popełnił przestępstwo przeciw wyborom "doprowadzając do wycofania się w 2005 r. z walki o prezydenturę Włodzimierza Cimoszewicza".
To Brochwicz skontaktował Annę Jarucką z szefem sejmowej komisji śledczej Konstantym Miodowiczem; przed komisją Jarucka bezpodstawnie oskarżyła Cimoszewicza o sfałszowanie oświadczenia majątkowego (ma ona proces karny, m.in za posłużenie się tym fałszywym dokumentem).
48-letni Brochwicz (działacz opozycji w PRL) był w pierwszej połowie lat 90. wiceszefem kontrwywiadu Urzędu Ochrony Państwa; uczestniczył w wyjeździe do Moskwy w sprawie moskiewskiej pożyczki dla PZPR, zatrzymywał oficera WP - niemieckiego szpiega. Był też ekspertem PO, członkiem Rady Programowej tej partii. Jest m.in. pełnomocnikiem Janusza Kaczmarka, b. szefa MASWiA podejrzanego o fałszywe zeznania ws. przecieku z akcji CBA w resorcie rolnictwa w lipcu 2007 r.