Planeta Pruszków
Wielu gangsterów, pragnących zalegalizować swoje zyski z przestępczości, inwestowało w nocne kluby. Najsłynniejszy z nich to otwarta w 1997 roku Planeta, własność "Masy". Takiej dyskoteki nie było ani w Polsce, ani w tej części Europy - niemal każda impreza stanowiła tam wydarzenie towarzyskie, a o wejście do środka często trzeba było staczać boje.
Sława Planety przekroczyła granice kraju - w 1998 roku w brytyjskim dzienniku "The Independent" ukazał się reportaż z tego miejsca. Autor tekstu, Richard Ehrlich, pisał: "Dostanie się do lokalu przypomina przejście przez wszystkie zabezpieczenia na lotniskach, tyle że jest jeszcze groźniej. Umięśnieni bramkarze, wyglądający jak wyrzeźbieni z granitu i nauczeni nigdy się nie uśmiechać, sprawdzają, czy goście przypadkiem nie wnoszą ze sobą broni (...) Kiedy w końcu wkraczam do środka, spostrzegam na blacie baru kieliszki ustawione w trójkąt. Zupełnie jakby to były kule bilardowe. (...) Szklany trójkąt zostaje napełniony polskim 96 proc. spirytusem i podpalony. Kieliszki i bar stają w ogniu. Gdy płomienie zaczynają dogasać, sięgam po słomkę i spijam to, co pozostało na blacie, mówiąc swojemu superego "dobranoc".
"Czy jest już jasne, o jakim typie lokalu mówimy? Tak, o jaskini rozpusty, do której chciał wejść prawie każdy i dla nikogo nie było to powodem do zażenowania. Warszawa końca lat 90., podobnie jak pół zamożniejszego świata, chciała się bawić i Pruszków zorganizował dla niej rozrywkę na miarę Londynu, Nowego Jorku, a nawet - Moskwy. Dyskoteka przyciągała jak magnes piękne kobiety - i te, które występowały na scenie, i te, które odgrywały swoje role na zapleczach" - opowiada o swoim przybytku świadek koronny.