"Sueddeutsche Zeitung": służby sprawdzą, czy Rosjanie nie prowadzą systematycznej destabilizacji Niemiec
• Berlin zarzuca Moskwie forsowanie tendencyjnych materiałów o Niemczech
• Według "Sueddeutsche Zeitung" sprawę ma zbadać niemiecki wywiad
• "SZ" opisuje, że Rosjanie mogą wpływać na opinię publiczną w Niemczech
• "Chcemy dowiedzieć się, czy te działania są realizacją konkretnego planu"
Działania wywiadu zagranicznego BND i Urzędu Ochrony Konstytucji będzie koordynował odpowiedzialny za służby sekretarz stanu w urzędzie kanclerskim Klaus-Dieter Fritsche - informuje "Sueddeutsche Zeitung".
Niemieckie służby mają wyjaśnić, czy "groteskowa przesada" w materiałach dziennikarskich dotyczących Niemiec w rosyjskich mediach jest elementem strategicznego planu, którego celem ma być osłabienie kanclerz Angeli Merkel. - Chcemy dowiedzieć się, czy te działania są realizacją konkretnego planu - twierdzi cytowane przez "SZ" źródło w niemieckich siłach bezpieczeństwa.
- W pojedynczych przypadkach mamy jak najbardziej do czynienia z tendencyjnymi relacjami - powiedziała zastępczyni rzecznika rządu Christiane Wirtz zastrzegając, że nie może komentować "operacyjnych szczegółów pracy służb wywiadowczych".
Eksperci ds. Rosji są przekonani, że kampanie rosyjskich mediów nie są pojedynczymi wybrykami, lecz "elementem systematycznej destabilizacji Niemiec, które były dotąd stabilnym filarem w zachodniej wspólnocie". "Kto chce wprowadzić w Europie nowe porządki, ten musi uderzyć w Niemcy i niemiecką kanclerz" - piszą autorzy materiału, Stefan Kornelius i Georg Mascolo.
Przedmiotem dochodzenia mają być też ewentualne powiązania Kremla z niemiecką skrajną prawicą. "Takie powiązania istnieją we Francji i na Węgrzech" - twierdzi "SZ" i dodaje, że "trudno sobie wyobrazić, aby akurat w Niemczech było inaczej".
Rosyjskie służby wpływają na opinię Zachodu?
Autorzy piszą, że metodą najczęściej stosowaną przez rosyjską propagandę jest informowanie o incydentach bez podania dowodów. Po napaściach na kobiety w sylwestra w Kolonii rosyjskie media obarczały odpowiedzialnością za zajścia amerykańską CIA. Komentatorzy porównywali kolońskie wydarzenia z pogromem Żydów dokonanym w listopadzie 1938 roku przez niemieckich nazistów.
W innym materiale autorzy twierdzili, że niemieckie władze kierują do ośrodków dla uchodźców czeskie prostytutki, aby za ich pośrednictwem szerzyć choroby weneryczne wśród Czechów, co miało być formą kary za odmowę przyjęcia przez Pragę uchodźców.
"SZ" przypomina, że w czasach zimnej wojny zarówno KGB, jak i wschodnioniemiecka Stasi usiłowały kompromitować zachodnich polityków w rodzaju Franza Josefa Straussa czy Ronalda Reagana, a także osobistości takie jak papież Jan Paweł II. "Rosyjskie służby kontynuują tę tradycję, uważając dezinformację za element wojny hybrydowej" - piszą autorzy. Ich zdaniem rosyjskie służby dysponują obecnie większymi możliwościami wpływania na opinię Zachodu; stacje telewizyjne Sputnik i RT nadają po niemiecku, a internet szczególnie nadaje się do rozpowszechniania informacji.
Zdaniem "SZ" klasycznym przykładem rosyjskiej dezinformacji był niedawny przypadek 13-letniej dziewczynki z Berlina pochodzącej z rodziny o korzeniach rosyjskich. W styczniu nastolatka zaginęła, a po odnalezieniu się twierdziła, że została uprowadzona i zgwałcona przez "cudzoziemców o południowym wyglądzie". Rosyjskie media nagłośniły ten temat, oskarżając niemieckie władze o tuszowanie skandalu. W obronie "naszej Lizy" stanął minister spraw zagranicznych Siergiej Ławrow, publicznie domagając się od Berlina wyjaśnień. Szybko okazało się, że dziewczynka z powodu kłopotów w szkole ukrywała się w mieszkaniu kolegi, a uprowadzenie i gwałt zmyśliła.