Strzelaj w opony! Jak policjanci ulegli mitom z filmów sensacyjnych
Dwie policyjne interwencje - tysiące memów w sieci. Gdyby chodziło o rozrywkę, byłby to rewelacyjny urobek. Chodzi jednak o nasze bezpieczeństwo i profesjonalizm policji. Wtedy to już nie komedia. To horror. Dobrze, że chociaż „instrybutor” ocalał.
Chodzi o akcje, z których film obejrzały w sieci i telewizji miliony ludzi. W Gdańsku, podczas próby zatrzymania samochodu podejrzanego, policjanci oddali 21 strzałów w koła jego auta. Najpierw jednak grzecznie wycofali swój samochód, żeby nie doszło do uszkodzenia.
Z kolei w Rymaniu w Zachodniopomorskiem funkcjonariusze zagrzewani przez gapiów okrzykami: "Strzelaj w opony, strzelaj w opony. Tylko nie w instrybutor” (krzyczący tak nazywał dystrybutor paliwa)", ulegli presji i ostrzelali bmw.
Chwilę wcześniej prowadząca je kobieta (była pod wpływem narkotyków) wjechała samochodem do środka stacji benzynowej.
Obie akcje łączy wstydliwy dla policji finał - padły strzały, ale desperaci odjechali z piskiem opon.
Internet szybko wydał wyrok: "Odebrać broń ofermom, skoro z kilku metrów nie trafiają w koła". "W Stanach tacy szaleńcy zostaliby podziurawieni kulami, a policjanci nagrodzeni medalami za eliminację patusów".
Przynajmniej po akcji w Gdańsku policjantom spadł może nie kamień, ale kamyczek z serca - kiedy znaleźli wreszcie samochód poszukiwanego, w oponach były dziury po kulach. Czyli trafienie było!
Bardziej wstydliwy dla funkcjonariuszy był finał akcji w Rymaniu. Katarzyna A. ostrzelanym bmw przejechała jeszcze około 40 km. Pościgu nie było. Gdy ochłonęła, zgłosiła się do komisariatu w Kołobrzegu.
Mit z filmów. Strzał w oponę zatrzyma samochód
Czy policjanci zasłużyli na krytykę? To oczywiste. Ktoś im musiał powiedzieć, że mają postępować tak, a nie inaczej. Trudno przecież uwierzyć, że działali nie według zaleceń, a na podstawie wiary w filmowy mit, że trafiając z pistoletu w oponę, można zatrzymać ścigane auto.
- Otóż nie można. To byłby niesamowity fart - kręci głową prof. Jerzy Ejsmont z Politechniki Gdańskiej.
Profesor to jeden z najlepszych polskich ekspertów od balistyki, czyli nauki o tym, jak „latają” wystrzelone kule i kiedy trafiają one w cel, a kiedy trafić nie mają prawa.
Na strzelnicy w Gdańsku w ramach eksperymentów naukowych i szkoleń jednostek specjalnych naukowiec zniszczył kilkadziesiąt samochodów, strzelając do nich z różnych rodzajów broni.
Wyrok prof. Ejsmonta: - Jeśli ktoś mówi policjantom, że należy strzelać po oponach, to należy to zmienić. Jest to szkodliwy mit z filmów sensacyjnych.
A mit pojawia się w wielu obrazach. W "07 zgłoś się" porucznikowi Borewiczowi wystarczył jeden strzał i nawet auto amerykańskiego gangstera Cappuccino stawało z piskiem opon i w tumanach kurzu. Bandyci grzeczniutko wychodzili z rączkami w górze.
W "Zabij mnie glino" kapitan Popczyk rozkazuje: "wal mu po oponach" i milicjant Jachimowski serią z pistoletu maszynowego Rak doprowadza do wypadku i wybuchu auta gangsterów.
Według prof. Ejsmonta cała ta filmowa edukacja jest nic niewarta. Prawdę mówił tylko Brudny Harry, tłumacząc, że wybrał rewolwer kalibru .44 Magnum, bo kule z mniejszej trzydziestki ósemki ześlizgiwały się z szyb samochodu. A do samochodów z bandziorami Harry uwielbiał przecież strzelać.
- Po trafieniu w oponę pocisk pistoletowy kalibru 9 mm zrobi dziurę, ale najczęściej jej nie rozerwie. Otwór będzie podobny jak od gwoździa, a powietrze ujdzie z koła dopiero po kilku minutach – wyjaśnia prof. Ejsmont.
- Przy nowszym typie opon wyposażonych w gumę samouszczelniającą dziura może się nawet zasklepić. Przestępca nawet nie poczuje, że auto gorzej się prowadzi. Na oponach typu run flat może odjechać na wiele kilometrów. Na gołych felgach też odjedzie – dodaje naukowiec.
Już wiemy – w opony strzelać nie należy. To może w silnik?
Pamiętacie pewnie, jak w filmie "Helikopter w ogniu" komandos z Delta Force strzela z karabinka w silnik samochodu terenówki współpracownika somalijskiego despoty, gen. Aidida? Auto bryzga olejem i staje jak wryte.
Prof. Ejsmont podkreśla, że w tym filmie scenarzysta też nazmyślał. Taki efekt dają karabiny o najbardziej demolujących kalibrach np. .338 Lapua Magnum z pociskiem o energii 6,5 tys. dżuli albo .50 BMG 13-18 tys. dżuli. One robią w silniku dziurę, ale nawet i tu jest pewne „ale”…
- Gdy strzelaliśmy z takiej amunicji, to chrzęściło, rzęziło, ale silnik pracował dalej przez wiele minut. Takie strzelanie raczej nie przyniesie natychmiastowego rezultatu. Zablokowanie silnika to kwestia przypadku, trafienia w jakiś wrażliwy element - mówi dalej profesor.
Większość policjantów nosi przy pasie walthera P99, produkowanego na licencji w fabryce w Radomiu. Kryminalni posługują się zazwyczaj glockiem 17 lub 19. Tym pistoletom trudno cokolwiek zarzucić. Są dobrym standardem w służbach. Strzelają pociskami kalibru 9 mm, typowa amunicja ma energię 600 dżuli. Jest zbyt słaba, aby rozbić blok silnika.
Trafienie we wrażliwą elektronikę ukrytą pod maską auta to loteria. Snajper z karabinem mógłby unieruchomić pojazd strzałem w koło. Zazwyczaj pęka wówczas tarcza hamulcowa lub bęben hamulca, co blokuje koło.
Efekty doświadczeń z samochodami prof. Ejsmont opisał w książce pt. "Balistyka dla snajperów".
Dochodzi w niej do prostego wniosku: w przypadku pędzącego auta jego najbardziej wrażliwym elementem jest siedzący w środku kierowca. No, ale nikt nie będzie strzelał przecież do pani Katarzyny, która z budynku stacji zrobiła sobie garaż.
Czy należało strzelać do uciekających kierowców?
Według ekspertów, z którymi rozmawialiśmy, obie akcje – ta w Gdańsku i ta w Rymaniu - były przeprowadzone fatalnie.
Biorąc pod uwagę wszystkie okoliczności: zarzuty wobec podejrzanych, miejsce, ryzyko związane z obecnością przypadkowych ludzi, nie kwalifikowały się one do użycia broni.
Największym „sukcesem” policjantów było to, że nikt nie został ranny lub zabity od rykoszetu.
- Dla mnie to jest niczym zwykła awantura z kobietą, która wymierza karę swojemu partnerowi. Owszem wjazd autem do stacji wygląda spektakularnie, ale to tylko zniszczenie mienia, przestępstwo ścigane na wniosek pokrzywdzonego. Gdyby w sądzie kobieta powołała się na silne wzburzenie, kara byłaby łagodna, najwyżej zapłaciłaby za rozbite drzwi - komentuje emerytowany policjant z ponad 20-letnim stażem w oddziałach prewencji.
Według niego, policjanci poddali się presji mężczyzny wrzeszczącego "Strzelaj w opony!”.
Dramatyczna akcja na stacji benzynowej w Rymaniu
"Widzę tu dramat"
Kluczowy moment interwencji zaczyna się po 50 sekundzie filmu. Kiedy bmw staje na chwilę w miejscu, policjant strzela w koła z odległości kilku metrów, a każdy strzał przymierza.
- W koła? Przecież wiadomo, że jak podejrzana wdepnie gaz, to odjedzie nawet bez opon, krzesząc iskry na asfalcie. Zabrakło tu zimnej krwi i doświadczenia - ocenia były policjant.
- Był czas, aby doskoczyć i z bliska strzelić przez boczną szybę w kierunku tylnego siedzenia. Tak, żeby zatrzymywany poczuł odłamki szyb na skórze, huk w uszach. Po takim „bum” większość uczestników awantur wytacza się z auta z brązową plamą na spodniach - dodaje.
- Te filmy pokazują strzelaniny bez wystarczającego powodu, bo policjantów nie nauczono innych sposobów wymuszenia posłuchu. Część opinii publicznej powie: słusznie, że policja strzela. Ja widzę dramat niedoświadczonych funkcjonariuszy - podsumowuje.
Po akcji w Rymaniu wobec policjantów trwa postępowanie wyjaśniające. Nie są zawieszeni. Wydział kontroli sprawdzi zasadność użycia broni oraz sposób przeprowadzenia interwencji.
Końcowy wynik nie wróży dobrze Katarzynie A. - pojawiły się nowe zarzuty podkreślające grozę sytuacji. Chodzi między innymi o stworzenie zagrożenia utraty zdrowia życia poprzez uszkodzenie konstrukcji budynku stacji i potrącenie policjanta lusterkiem.
Nie mniej krytycznie oceniana jest akcja w Gdańsku. 21 strzałów, a przestępca zwiewa, pozostawiając za sobą rozbite samochody, w tym pokiereszowany ostatecznie radiowóz.
Kiedy film trafił na czołówki mediów, rzeczniczka policji próbowała ratować sytuację:
"Mężczyzna uciekł, ale jego personalia są nam znane, więc jego zatrzymanie jest kwestią czasu". Faktycznie zatrzymano go dwa tygodnie później.
Co doprowadziło do strzelaniny? Policjanci z wydziału kryminalnego postanowili interweniować, gdy zauważyli za kierownicą znanego im 43-letniego mężczyznę, który ma zakaz prowadzenia pojazdów. Uciekając przed radiowozem, uderzył w auto przypadkowego kierowcy, który miał włączoną kamerę samochodową - dzięki temu zobaczyliśmy film.
- Akcję oceniam jako pokaz tego, co jest złe w obecnej działalności policji. Strzelanina z błahego powodu w biały dzień, na ulicy, gdzie byli ludzie. Każdy z ponad 20 strzałów był zagrożeniem dla osób postronnych. To powód, aby ci panowie policjanci siedzieli przed dłuższy czas przed komputerami, a nie biegali z bronią po mieście - komentuje Andrzej Turczyn, publicysta związany ze środowiskiem posiadaczy broni.
Narzędziem ulicznej walki policjanta jest radiowóz
W wielu krajach marzędziem do "walki ulicznej" policjanta jest przede wszystkim jego samochód. Gdy na filmie z Gdańska uciekinier zderza się z autem przypadkowego kierowcy, radiowóz powinien zablokować go uderzeniem w tył.
Jednak w Polsce funkcjonariusz najprawdopodobniej miałby więcej problemów z rozliczeniem szkody niż z wytłumaczeniem się z użycia broni. Radiowozy w całej Polsce nie mają ubezpieczeń autocasco. Ewentualne koszty napraw mogą spaść na mundurowych.
Świadczy o tym historia policjantki z Łodzi, która rok temu uszkodziła radiowóz, jadąc "na bombach" do pilnego zdarzenia. Komenda zmierzała do obciążenia jej kosztami naprawy radiowozu. Rachunek mógł wynieść kilka tysięcy złotych.
- Pościg za przestępcą nie zwalnia funkcjonariusza z zachowania reguł ostrożności, a nawet wymusza, aby ta ostrożność była jeszcze większa. Tak, aby osobom postronnym nie stała się żadna krzywda - tłumaczyła wtedy łódzka policja.
Dopiero interwencje związków zawodowych oraz posłanki Hanny Gil-Piątek zmieniły sytuację policjantki.
Jak jest z wyszkoleniem strzeleckim policji?
Raport Najwyższej Izby Kontroli sprzed 4 lat zakończył się pozytywną oceną. Na 209 przypadków użycia broni tylko dwa uznano za niezasadne (analiza obejmowała 18 miesięcy). Na prawie 100 tys. funkcjonariuszy to mało - orzekł NIK.
Niepokojące sygnały znalazły się za to w tzw. wystąpieniach pokontrolnych do poszczególnych komendantów wojewódzkich. W nich można wyczytać, że aby uśmiercić rannego byka, strzelano aż 34 razy, a w innej interwencji na 12 strzałów do bandyty celne były dwa.
Wyjaśnieniem, może być następny punkt wystąpienia NIK. W jednym z garnizonów na 15 losowo wybranych policjantów jeden nie brał udziału w żadnym szkoleniu strzeleckim, a sześciu tylko raz w roku poszło na strzelnicę.
Z funkcjonariuszami biorącymi udział w akcjach nie udało nam się skontaktować. Jeden z oficerów prasowych tłumaczył, że zgodziłby się na rozmowę, gdyby chodziło o ocieplenie wizerunku formacji.
- Gdyby uratowali jakiegoś człowieka czy zwierzę - to pewnie tak. Nie widzę potrzeby rozmowy - wyjaśnił.
Zapytaliśmy Komendę Główną Policji, czy sytuacje pokazane na filmach staną się przedmiotem analizy pod względem szkoleń policjantów i procedur związanych z interwencjami. Czy ktoś zajmie się mitem o strzelaniu w opony?
Odpowiedź ma nadejść w ciągu dwóch tygodni. W końcu sytuacja wymaga rozwagi. Nikt nie chce strzelić w "instrybutor".