"Sto dwunasty". Bartek zmarł po zatrzymaniu przez policję
Przez cały wieczór po powrocie z komisariatu Bartek powtarza, że sprawa musi zostać nagłośniona, bo "oni mogą tak skrzywdzić jeszcze kogoś!". Prosi mamę, by zrobiła mu zdjęcia: nóg, rąk, twarzy. Przynosi rodzicom zakrwawione ubrania, mówi, że to dowody, że nie wolno ich prać. Umiera kilkanaście godzin później.
Jaki był? Za wcześnie, żeby tak o nim mówić. Wrażliwy, to na pewno. Kochał zwierzaki. Miał psa i kota przybłędę. I drugiego kota, którego uratował z ulicy. Był też dojrzały jak na swoje 23 lata. Z mamą czasem się sprzeczał, ale nawet w kłótni podchodził do niej, przytulał. A jak widział, że się martwi, mówił: "Nie przejmuj się mamusia!", potem całował w policzek. I tamtego wieczoru 22 grudnia też ją ucałował.
Pani Ania, mama Bartka, siedzi przy stole, tata - pan Daniel - na kanapie. Dom jest duży, ciepły i zadbany, pod nogami biega kot. Za oknem śliczny, drzewiasty ogród. Śmierć zupełnie tu nie pasuje. Proszę rodziców Bartka, by opowiedzieli o wydarzeniach sprzed dwóch tygodni.
Czwartek, 21 grudnia [relacja rodziców]
Podwarszawskie Marki. Zegar w salonie przed chwilą wybił 17. Bartek wkłada kurtkę i buty, mówi mamie, że idzie się przewietrzyć. Często wychodzi, zazwyczaj z psem, ale dzisiaj idzie sam. O 17.50 pani Ania dostaje telefon. Z tego, co udaje jej się zrozumieć, Bartek wdał się w sprzeczkę z kierowcą samochodu, który zarzucił mu, że nieprawidłowo szedł ulicą, a jego zdaniem szedł prawidłowo. Zrozumiała też, że to syn wzywa policję. O 18.05 znów dzwoni. Tym razem jest zdenerwowany. Mówi: "Policja przyjechała bardzo szybko, nie wiem skąd". I jeszcze: "Mamo, ludzie są okropni!". Rozłącza się. Pan Daniel próbuje dodzwonić się do syna, ale ten nie odbiera. Rodzice domyślają się, że został zatrzymany przez policję na 24 godziny. Denerwują się, czekają.
Piątek, 22 grudnia [relacja rodziców]
O 17.30 Bartek wraca do domu. Wygląda zupełnie inaczej, niż wtedy, gdy wychodził. "Mamo, zobacz, co oni mi zrobili. To nie policja, to ZOMO" - mówi. Ma podbite lewe oko, rozcięty łuk brwiowy, liczne zadrapania na ciele, wybity bark, nad lewym nadgarstkiem ślady po przypalaniu papierosami. W ręku trzyma dokumentację z SOR-u, gdzie kilka godzin wcześniej pojechał w asyście funkcjonariuszy. Przeszedł badanie obrazowe głowy, które nie wykazało urazu wewnętrznego. Dostał wypis.
Pan Daniel: - Syn miał uszkodzony bark. Czasem mu wypadał i jeździliśmy z nim na nastawianie do szpitala. "Mówiłem im, że mam chory bark, ale oni nie słuchali" - opowiadał Bartek. Policjanci mieli go przypalać papierosami, podduszać i szarpać za wybity bark.
Pani Ania: - Syn był wykończony, głodny i bardzo zdenerwowany. Powiedział: "Mamo, oni mnie wozili samochodem, w tyle miejsc, że ja nawet nie wiem, gdzie mnie przesłuchiwano. Mówił też, że kazali mu podpisać zeznania, w których przyznawał, że miał przy sobie marihuanę, a on twierdził, że nic nie miał. Dlatego nie chciał podpisać.
Przez cały wieczór Bartek powtarza, że sprawa musi zostać nagłośniona: "Oni mogą tak skrzywdzić jeszcze kogoś!". Prosi mamę, by zrobiła mu zdjęcia: nóg, rąk, twarzy. Przynosi rodzicom zakrwawione ubrania, mówi, że to dowody i że nie wolno ich prać. Potem postanawia iść na obdukcję, ale mama namawia go, by poszedł rano. Jest już późno, a syn jest bardzo zmęczony. Mówi, że nie spał całą noc w trakcie zatrzymania. Na wspomnienie tamtej rozmowy pani Ania chowa twarz w dłoniach. "Gdybym tylko wiedziała" - mówi i zaczyna płakać.
Sobota, 23 grudnia [relacja rodziców]
O tym dniu rodzice Bartka opowiadają w kilku zdaniach.
Pan Daniel: O ósmej syn musiał jeszcze żyć.
Pani Ania: Szłam wtedy na zakupy, zajrzałam do niego, zapytać, czy czegoś potrzebuje, ale spał.
Pani Ania: O dwunastej, już po zakupach, znów weszłam do jego pokoju.
Pan Daniel: I syn był martwy.
Batalia sądowa, czas start
Na wniosek rodziców Bartka prokuratura rozpoczyna śledztwo. Koszty sądowe przekraczają najśmielsze wyobrażenia pogrążonej w żałobie rodziny. Dlatego 29 grudnia w internecie pojawia się zbiórka finansowa na pomoc prawną. Zakłada ją emerytowana psycholog policyjna, profilerka i wykładowczyni Mariola Wołoszyn. Prywatnie przyjaciółka rodziny i przyszywana ciocia Bartka.
Mariola Wołoszyn: - Mój syn przez całą szkołę miał czterech najbliższych przyjaciół. Wśród nich był Bartek. Tysiące razy, gdy wracałam z pracy, widziałam ich pięciu siedzących na mojej kanapie. Ja wołałam: "Cześć synkowie!", a oni się śmieli. Wszyscy "synkowie" planowali spotkanie świąteczne w sobotę 23 grudnia. Ale już nie zdążyli.
To dzięki zbiórce założonej przez panią Mariolę sprawa zyskuje medialny rozgłos. Rodzinę zmarłego 23-latka zgadza się reprezentować kancelaria Pietrzak Sidor & Wspólnicy, która zasłynęła doprowadzeniem do skazania czterech policjantów odpowiedzialnych za śmierć Igora Stachowiaka.
Pełnomocniczka rodziny, mecenas Urszula Podhalańska do sprawy odnosi się krótko: - Z uwagi na toczące się śledztwo nie mogę powiedzieć pani nic ponadto, co powiedzieli już rodzice Bartka. Może tylko tyle, że w sprawie pojawia się dużo pytań i zrobimy wszystko, by dotrzeć do odpowiedzi.
Wołomin milczy, Warszawa działa
Pytań rzeczywiście jest dużo, na przykład o to, skąd na ciele młodego człowieka tyle obrażeń? Gdzie dokładnie przesłuchiwano Bartka? Czy komuś postawiono zarzuty? W sumie spisuję ich siedem i wysyłam do młodszej aspirant Moniki Kaczyńskiej rzeczniczki prasowej Komendy Powiatowej Policji w Wołominie, gdzie prawdopodobnie trafił Bartek w nocy z 22 na 23 grudnia. Po chwili dzwonię upewnić się, czy moja wiadomość dotarła i czy mogę liczyć na odpowiedź.
- Tak, widzę pani wiadomość - aspirant ciężko wzdycha do słuchawki. - Aż siedem pytań! Dużo! Dobrze, odpiszę w ciągu 15 minut.
Kwadrans to niewiele czasu, by odnieść się do postawionych pytań, ale zupełnie wystarczająco, by w kilku lakonicznych zdaniach poinformować o toczących się czynnościach wyjaśniających.
- Proszę chociaż powiedzieć, czy funkcjonariusze, których dotyczą czynności, zostali odsunięci od pełnienia obowiązków do czasu wyjaśnienia sprawy? - dopytuję, ale bez skutku.
3 stycznia, czyli tego samego dnia, w którym pani rzecznik przestaje odbierać moje telefony, na portalu X pojawia się wpis nowego ministra spraw wewnętrznych i administracji. Marcin Kierwiński informuje, że w sprawie Bartka zlecił specjalną kontrolę Komendy Głównej Policji. "Wyniki będą znane w ciągu kilkudziesięciu godzin" - zapowiada.
Rozmowa z prokurator
Więcej udaje mi się dowiedzieć od prokurator Katarzyny Skrzeczkowskiej, rzeczniczki Prokuratury Okręgowej Warszawa-Praga, pod którą podlega prowadząca sprawę Prokuratura Rejonowa w Wołominie. Prokurator punktuje:
- "Postępowanie ws. 23-latka dotyczy zarzutu nieumyślnego spowodowania śmierci oraz przekroczenia uprawnień przez funkcjonariusza publicznego".
- "Ze wstępnych wyników sekcji zwłok wynika, że na zgon 23-latka nie miały wpływu zmiany urazowe. Przyczynę zgonu poznamy po uzyskaniu ostatecznej opinii biegłych w tej sprawie - za miesiąc lub dwa. Tyle trzeba czekać na wyniki szeregu badań zleconych przez biegłych, m.in. badań histopatologicznych i toksykologicznych".
- "Wołomińska prokuratura zarejestrowała postępowanie przeciwko 23-latkowi, które później umorzyła ze względu na jego śmierć. Postępowanie dotyczyło uszkodzenia mienia, posiadania marihuany i znieważenia funkcjonariusza policji. Z relacji osób pokrzywdzonych w tej sprawie wynika, że 21 grudnia 23-latek miał wybić szybę w samochodzie, którym podróżowali dorośli z dzieckiem, a policję miała wezwać pasażerka samochodu".
- "Dzisiaj (3 stycznia 2024 roku) do Prokuratury Okręgowej Warszawa Praga wpłynęły akta z Prokuratury Rejonowej w Wołominie z prośbą o przekazanie śledztwa innej jednostce w celu uniknięcia zarzutu o brak bezstronności".
- "W sprawie śmierci Bartka nikomu jeszcze nie postawiono zarzutów, a funkcjonariusze, których dotyczy śledztwo (przynajmniej przez prokuraturę), nie zostali odsunięci od pełnienia obowiązków do wyjaśnienia sprawy".
- Jak to? - pytam. - Prokuratura nie widzi takiej potrzeby? Przecież zarzuty są bardzo poważne.
Prokurator Skrzeczkowska: - Sprawa jest bardzo skomplikowana, a zarzuty? Każdy może formułować zarzuty, jakie chce, a my musimy zbadać sprawę. Jak wiemy, wybicie szyby w samochodzie ręką powoduje obrażenia, a nie wiemy, co mężczyzna robił wcześniej. Musimy to wszystko zweryfikować, musimy ustalić czas obrażeń, bo to, że obrażenia miał, jest ewidentne. Jeśli śledztwo wykaże, że policjanci przekroczyli uprawnienia, zostaną im postawione zarzuty i być może zostanie zastosowany środek w postaci zakazu wykonywania zawodu, ale w tej chwili jest mnóstwo wątpliwości, które trzeba wyjaśnić.
"Sto dwunasty"
Co dokładnie wydarzyło się w nocy z 22 na 23 grudnia?
Pani Ania: - Wiemy tylko to, co powiedział nam Bartek. I jeszcze to, że dziecko wyszło z domu w dobrym stanie, a wróciło z widocznymi obrażeniami po pobiciu.
Od grudnia 2018 roku do połowy grudnia 2023 roku Biuro Rzecznika Praw Obywatelskich prowadziło 111 spraw dotyczących osób zmarłych po interwencji Policji (ustalenia Gazety Wyborczej). Sprawa Bartka będzie prawdopodobnie 112., która trafi na biurko RPO.
Zbiórkę na pomoc prawną dla rodziny Bartka możesz znaleźć tutaj
Marianna Fijewska-Kalinowska dla Wirtualnej Polski