Stefan Paszczyk: nie czuję się odpowiedzialny
(RadioZet)
Gościem Radia Zet jest dzisiaj Stefan Paszczyk, prezes Polskiego Komitetu Olimpijskiego. Witam, Monika Olejnik. Dzień dobry. Dzień dobry. Wczoraj prezydent Aleksander Kwaśniewski poinformował dziennikarzy, że pan się podał do dymisji, a okazuje się, że pan się jednak do dymisji nie podał... Tak. Setny raz w ciągu dwudziestu czterech godzin odpowiadam na takie pytanie jak pani mi zadała. Takiego oświadczenia nie składałem i nie miałem zamiaru. Byłoby idiotyczne, gdybym bez powodu podawał się do dymisji. To skąd ta wiedza prezydenta? Rozmawiał pan z prezydentem? Rozmawiałem z panem prezydentem. Pytałem go skąd taka informacja. Odpowiedział mi, że na oświadczenie, stwierdzenie dziennikarzy, że ja się podałem do dymisji, odpowiedział, że po prostu uznałyby tę moją dymisję za racjonalną, jeżeli ja świadomie ją podjąłem, ponieważ wysoce sobie ceni to co do tej pory robiłem i widocznie miałem powody, dla których to uczyniłem. Nie był źródłem informacji. A dla nas był źródłem informacji. Rozumiem więc, że prezydent
powiedział, że to dziennikarze powiedzieli prezydentowi o pana dymisji? Ja tak nie powiedziałem. No to co powiedział panu prezydent, że skąd czerpał tę wiedzę? Nie powiedział mi skąd czerpał, tylko kiedy uzyskał taką informację. Nie wiem czy udzielał wywiady czy była rozmowa radiowa czy dziennikarz z nim rozmawiał. O to proszę już pytać prezydenta. Ale ja pytam pana, skąd prezydent wiedział o tym? Nie wiem, nie wiem skąd wiedział. Proszę nie ciągnąć mnie za język, ponieważ ta rozmowa odbyła się na lotnisku, telefonicznie i nie chciałbym zniekształcać tutaj... No, ale zapytał pan: panie prezydencie, skąd miał pan taką wiedzę? Nie, nie pytałem. Nie zapytał pan o to? Nie rozumiem. Nie. Zapytałem tylko czy to jest prawda, że pan oświadczył, że zrezygnowałem. Powiedział, że nie oświadczył, tylko skomentował. Tylko skomentował... A my odebraliśmy to jako informację. A czy pan powinien się uderzyć w piersi po tym co się wydarzyło na olimpiadzie? Nie mam powodu, ponieważ jestem jedną z osób, która od lat bardzo
poważnie zajmuje się przygotowaniami olimpijskimi. Można oczywiście powiedzieć, że jeżeli były to moje jedenaste igrzyska, to o kilka za dużo, bo łatwo tak skomentować to co teraz mówię. Robię to zawodowo, chociaż prezesem Polskiego Komitetu Olimpijskiego jestem wolontariuszem. PKOl nie odpowiada za sport wyczynowy w Polsce. A za co odpowiada? PKOl odpowiada za zgłoszenie polskiej reprezentacji olimpijskiej w wyniku świadomego wyboru wolontariuszy, gromadzi środki, by uwalniając podatników i budżet państwa ponieść wszystkie koszty związane z wysłaniem ekipy i utrzymaniem jej. Poszliśmy nawet dalej. Od trzech igrzysk olimpijskich zostały zgromadzone pieniądze sponsorów polskiego ruchu olimpijskiego przez Polską Fundację Olimpijską na wypłacenie nagród, by nie było uwag, że podatnicy nie pytani, z ich pieniędzy, fundujemy wysokie nagrody polskim sportowcom. A czy PKOl przyznaje stypendia utalentowanej młodzieży, wyszukuje utalentowaną młodzież? Nie. PKOl nie ma takiej siły sprawczej. Nie jesteśmy
dystrybutorami budżetu państwa. Za to nie możemy kazać, wymagać. Tworząc wspólnie komitet olimpijski z pracownikami Polskiej Konfederacji Sportu, centralnego ośrodka sportu, tworzymy pewien program strategiczny, ale ten program jest wypełniany treścią realizowaną przez Polską Konfederację Sportu, która jest dystrybutorem środków ministra Edukacji i Sportu oraz polskich związków sportowych, które realizują te programy. Dobrze działa Polska Konfederacja Sportu? Nie chciałbym się wypowiadać i nie chciałbym być stroną. Moim zdaniem źle funkcjonuje zarządzanie polskim sportem. Powiem wręcz, tragicznie. Przed kilkoma laty współtworzyłem program rozwoju sportu na kolejne lata, wszystko zostało zrobione odwrotnie, niż należy. To znaczy, co zostało zrobione odwrotnie? Po pierwsze, Polska Konfederacja Sportu nie ma uprawnień kierowania sportem wyczynowym. Nie podlega jej, ani Instytut Sportu, ani centralne ośrodki sportu. To ministrowi sportu podlegały te wszystkie instytucje? Tak, tak to było. Pan chciał likwidacji
resortu sportu? Chciałem, żeby Polska Konfederacja Sportu była jedynym organem zarządzającym sportem polskim. Pan tak chciał, ale okazuje się, że Konfederacji nic nie podlega... To może były to złe plany? Może trzeba było chcieć i wiedzieć czy tej instytucji będzie coś podlegało czy nie...? Czym innym jest rozpisanie programu i planu, weryfikacja tego programu pośród działaczy, ludzi, którzy się na tym znają, a co innego wprowadzenie w życie. Wprowadzono w życie skarłowaciały system zarządzania sportem polskim. Bardzo mocne słowa, ale... Ale ja się pytam, kto jest za to odpowiedzialny? Pan był przecież przez wiele lat posłem... Tak i powiem szczerze, z mojego posłowania wiele wyszło. W latach 1993-97 ustawodawca zrobił wiele dobrego na rzecz sportu. Cały system dopłat do gier liczbowych, z których powstało ponad dwa tysiące obiektów nowej generacji, cały system sportu dzieci i młodzieży - tamten okres był bardzo chwalebny. Pamiętam premiera Kołodkę, który został przekonany do sportu, był naszym orędownikiem
i sporo pieniędzy dodatkowo poszło na sport wiejski i akademicki. W momencie, gdy był likwidowany sport w policji, wojskowy, to w tę lukę bardzo sensownie wchodził sport wiejski i akademicki. Nie wiem czy pan widział wczorajszą „Gazetę Wyborczą”? Są tam zdjęcia obiektu olimpijskiego, który kosztował 40 mln złotych. 8 mln pochodzi z dopłat Totalizatora Sportowego, a biura PKOl – u i Fundacji Olimpijskiej zajmują 500 m2 Pani mówi o Centrum Olimpijskim? Tak. Nie widziałem, ale co w tym zdrożnego? Warto było wydawać tyle pieniędzy? Obok są zdjęcia kortów w centrum Warszawy, stadionu Skry, który podupada i słynnego stadionu Dziesięciolecia, który każdy zna. Myślałem, że będę ja i będziemy chwaleni za to. To nie jest pomnik polskiego ruchu olimpijskiego. To jest budynek, w którym jest, tak jak pani powiedziała, tylko 500m dla urzędników i wolontariuszy, a pozostałe metry kwadratowe są przeznaczone dla Centrum Edukacji Olimpijskiej, dla muzeum sportu. Czy była pani kiedyś w muzeum sportu na Wawelskiej? Nie byłam.
To powiem pani, że w każdym roku przez pół roku to muzeum, w którym jest zgromadzone wszystko co dotyczy wspomnień o świetności i historii sportu polskiego, jest nieczynne, bo jest zalane zimą wodą, zamarznięte, wyłączone światło. Postanowiliśmy to ratować i przez to miejsce będzie przechodziło rocznie ok. 200 tys. młodzieży. Pan powiedział, że system jest winny, że zdobyliśmy tak mało medali. Ktoś powinien ponieść za to odpowiedzialność. Kto jest winien? Za brak wyszukiwania młodych talentów chociażby... To jest bardziej skomplikowane. Powiem tak, w sporcie wyczynowym przygotowania olimpijskie wymagają wieloletniego procesu, programu. W ostatnim roku przygotowania prowadziło ok. 400 zawodników, w ostatnich czterech latach 800. Mamy bardzo dużo utalentowanych zawodników. Wynika to z systemu, który dobrze funkcjonuje w sporcie polskim, sporcie dzieci i młodzieży. Myślę o igrzyskach wojewódzkich, olimpiadach młodzieży szkolnej. W przygotowaniach olimpijskich powinno jednak brać udział 2.500 utalentowanych, a
bierze ich 800. Dlaczego? Bo nie ma na to pieniędzy. Czyli kto jest winien? Rząd? Władza państwowa. I nie kieruję tego do tego rządu czy poprzedniego. Od lat jest tak samo. Od 1990 roku było dziesięciu szefów sportu polskiego. Od 1990 roku do 2004 nakłady budżetowe zmniejszyły się z 0,55 proc. do 0,07 proc., czyli ośmiokrotnie. Rozumiem. Nie widzi pan więc w sobie winy, a widzi ją w skarłowaciałym systemie. Czy będzie pan ponownie kandydował na funkcję prezesa PKOl – u? Jeszcze nie wiem. Do marca mam bardzo dużo czasu. Dlaczego pani tak formułuje pytanie? Dlaczego? Czy będę kandydował... To jest chyba normalne pytanie. Na miesiąc przed wyborami to rozumiem. Sam pan powiedział w studiu ateńskim, czytałam, że zastanawia się pan czy będzie kandydował, więc dzisiaj się pytam czy będzie pan kandydował? Jeszcze nie wiem. Jeszcze pan nie wie...? Dziękuję bardzo. Gościem Radia Zet był Stefan Paszczyk, prezes PKOl – u.