"Ta książka jest jak młot, który wali w mur"
W rozmowie z Wirtualną Polską gen. Jaruzelski przyznaje, że to jego ostatnia publikacja. - Mam 88 lat, jestem chorym człowiekiem, więc czy mógłbym napisać więcej? Czasu mam coraz mniej - mówi generał.
Dlaczego, mimo ciężkiej choroby, zdecydował się na wydanie kolejnej książki? - Jestem zahartowanym przez Syberię i front żołnierzem. Dopóki chodzę, będę walczył o prawdę. Nie mogę pogodzić się z faktem, że wszyscy wciąż „klepią” jedną teorię, zadają jedno pytanie – czy faktycznie groziła nam interwencja Rosjan, czy nie? Historycy i politycy idą na łatwiznę zastanawiając się jedynie nad tym czy gdyby stanu wojennego nie było, rzeczywiście dotarłyby do nas czołgi zza wschodniej granicy, czy nie.
Problem – jak przekonuje generał – jest złożony i wciąż istnieje wiele „białych plam”. – Prawda jest taka, że to my doprowadziliśmy do sytuacji, w której interwencja była nieuchronna. Gospodarka się waliła, ludzie nie mieli co jeść, węgla brakowało, było o krok od gigantycznego wybuchu, o czym zresztą sam Kościół ostrzegał. Jest chyba logiczne, że taka eskalacja nie byłaby do zaakceptowania przez Rosjan. Powinniśmy zacząć od szukania błędów u nas samych, a dopiero potem doszukiwać się u innych. Podobnie było w czasach rozbiorów. Zanim do nich doszło, Polska przez kilka wieków była europejskim mocarstwem. To rozkład wewnętrzny, liberum veto i brak dyscypliny przyczyniły się do tego, że zaborcy rwali nas po kawałku – mówi generał.
"Do końca będę uparcie powtarzał, że interwencja Rosjan nie przyszłaby nagle, ale byłaby następstwem pogarszającej się sytuacji wewnętrznej w Polsce" - twierdzi.
Po chwili dodaje, że były momenty, które dawały nadzieję na poprawę, ale zmarnowano szansę na wyjście z impasu. – W swojej książce przypominam o bardzo ważnym wydarzeniu – „Spotkaniu Trzech” – w którym uczestniczyłem wraz z prymasem Józefem Glempem i Lechem Wałęsą na początku listopada 1981 roku. Uzgodniliśmy kontury przyszłych działań a we wspólnym komunikacie określiliśmy owe spotkanie za pożyteczne i przygotowujące do dalszych merytorycznych konsultacji. Znamiennie jest to, że następnego dnia prymas pojechał do Watykanu aby przekazać papieżowi relację z rozmowy. Po stronie „Solidarności” był opór, związkowi radykałowie storpedowali przedsięwzięcie a Wałęsa znalazł się pod murem. Co więcej - 12 grudnia 1981 roku Komisja Krajowa "Solidarności" uchwaliła dzień 17 grudnia, jako ogólnopolski dzień protestu, miliony ludzi wylało się na ulicę... „ – wspomina generał. „Dlaczego temat „Spotkania Trzech” jest wciąż marginalizowany? Niestety takich „białych plam” jest znacznie więcej” – dodaje w rozmowie z Wirtualną
Polską.