Starania lekarzy nie przyniosły rezultatu - pilot Marek Szufa zmarł
Podczas odbywającego się w Płocku pikniku lotniczego doszło do tragicznego wypadku - jeden z samolotów wpadł do Wisły podczas akrobacji. Na pokładzie był tylko pilot - po 40-minutowej akcji reanimacyjnej karetką przewieziono go do szpitala, gdzie czekał na niego zespół lekarzy. Niestety nie udało się go uratować. Podczas akcji ratunkowej rannych zostało także dwóch nurków.
Samolot Christen Eagle z 1998 roku pilotowany był przez utytułowanego i doświadczonego pilota Marka Szufę - wicemistrza Polski w akrobacji samolotowej, latającego też samolotami Boeing polskich linii LOT.
W akcji ratunkowej brali udział nurkowie, którym po około 20 minutach udało się wydobyć pilota z zatopionej maszyny. Po długiej, 40-minutowej reanimacji, pilota zawieziono karetką do szpitala wojewódzkiego w Płocku. Tam czekał na niego zespół specjalistów, którzy podjęli walkę o jego życie. Niestety po godzinie 19.00 Marek Szufa zmarł.
Poszkodowani zostali też dwaj ratownicy, których z obrażeniami rąk przewieziono do szpitala. Jak powiedział rzecznik płockiej straży pożarnej Jacek Starczewski, płetwonurkowie, którzy zeszli pod wodę do wraku samolotu, musieli rozcinać fragmenty maszyny, by wydobyć uwięzionego pilota i pokaleczyli sobie dłonie. Po opatrzeniu opuścili szpital.
Do wypadku doszło chwilę po godzinie 17.00 podczas wykonywania jednej z akrobacji - Air Snake (przelotu bardzo blisko lustra wody). Samolot uderzył w taflę wody przy ogromnej szybkości i szybko zaczął tonąć.
Jak poinformował prezes aeroklubu ziemi mazowieckiej Włodzimierz Strześniewski, maszyna uderzając w powierzchnię wody doszczętnie się rozbiła. - Od ratowników otrzymałem informację, że kadłub maszyny wbił się w dno rzeki - powiedział Strześniewski.
Organizatorzy V płockiego pikniku lotniczego odwołali pozostałe sobotnie, a także niedzielne pokazy.
Materiał dowodowy po wypadku samolotu zabezpiecza policja. Zabezpieczane są nagrania filmowe i dźwiękowe z pokazu, w tym wydawane komendy.
Wieczorem wrak samolotu, który znajdował się na głębokości dwóch-trzech metrów, został wyciągnięty z dna Wisły i przetransportowany do portu, gdzie został zabezpieczony do oględzin w ramach wyjaśniania przyczyn wypadku.
Błąd pilota?
- Najprawdopodobniej pilot zaczął wykonywać całą serię manewrów na zbyt małej wysokości - powiedział redaktor naczelny miesięcznika "Skrzydlata Polska" Grzegorz Sobczak. - Trzeba jednak pamiętać, że woda jest dość niewdzięcznym terenem - bardzo trudno ocenić wysokość - dodał Sobczak.
Podkreślił, że w lotnictwie zawsze przestrzega się pilotów, że woda potrafi oszukać. - Pilot mógł ocenić po wcześniejszych manewrach, że jest wyżej niż w rzeczywistości i ma trochę więcej miejsca pod sobą. Być może chciał pokazać publiczności manewr na nieco niższym pułapie - powiedział.
Z kolei gen. Gromosław Czempiński, b. szef UOP oraz tak jak Szufa pilot Aeroklubu Warszawskiego, powiedział, że Marek Szufa to świetny instruktor i akrobata. - To jest ogromne zaskoczenie, bo to jest ostatni człowiek, o którym byśmy mogli pomyśleć, że mógł się pomylić, nieprecyzyjnie wykonać figurę - powiedział Czempiński. - Szufa wyszkolił ogromną liczbę młodych pilotów w akrobacji, bo po prostu miał do tego smykałkę, potrafił to przekazać - mówił Czempiński. Podkreślał, że Szufa przed akrobacjami sprawdzał każdy szczegół i "dopieszczał maszynę", szczególnie silnik, tak, że za każdym razem samolot był świetnie przygotowany do pokazów.
Marek Szufa był uznawany za jednego z najlepszych pilotów akrobacyjnych w Polsce. Swego czasu był wicemistrzem Polski. Latał też w kadrze narodowej. Od pewnego czasu już nie startował jako zawodnik, natomiast latał dalej akrobacyjnie właśnie m.in. przy okazji różnego rodzaju imprez lotniczych.
Na swojej stronie internetowej Szufa pisał, że lotnictwo było od zawsze jego największą pasją. Miał wylatane ponad 20 tys. godzin na różnych typach samolotów i ok. tysiąca godzin na szybowcach.
Od 1979 r. był pilotem liniowym w PLL LOT, miał uprawnienia na samoloty pasażerskie An-24, Ił-18 oraz Tu-154 (w wersjach B2 oraz M), a od 1990 r. był kapitanem Boeinga 767. Na emeryturę odszedł w 2006 r. Potem założył własną firmę i latał na pokazach lotniczych.
Prócz dwupłatowca Christen Eagle, który rozbił się w sobotę w Płocku, na pokazy lotnicze Szufa latał też maszynami: Curtis Jenny, Jak-18 (radziecki samolot szkolno-treningowy z czasów tuż po II wojnie światowej), Spitfire MK VB (słynny brytyjski myśliwiec z II wojny światowej), CSS-13 (polska wersja radzieckiego Po-2, czyli "Kukuruźnika") oraz dwie maszyny akrobacyjne Extra 330 i Extra 300SX.