Fikcyjne działy, pensja 30 tys. brutto. Porażające wyniki audytu w Agencji Rozwoju Przemysłu
Fikcyjne działy z osobami zatrudnionymi tuż przed wyborami i wysokie pensje, finansowanie wieców wyborczych polityków PiS z publicznych pieniędzy, a w tle niegospodarność i wydatki bez pokrycia. To pierwsze, wstępne wyniki kontroli w Agencji Rozwoju Przemysłu. Wirtualna Polska dotarła do nieoficjalnych ustaleń w tej sprawie.
04.06.2024 | aktual.: 07.11.2024 14:21
Według ustaleń Wirtualnej Polski, po objęciu sterów w Agencji przez nowe władze zaczęto dokładnie analizować wydatki, umowy i przepływy finansowe ARP za poprzedniego kierownictwa. Dotychczasowa analiza dokumentów prowadzi do niekorzystnych wniosków dla osób, które podejmowały decyzje o wydatkowaniu publicznych pieniędzy.
Ustalono m.in., że w okresie przed wyborami i utworzeniem nowego rządu, zatrudniono ok. 30 proc. dodatkowych osób z bardzo korzystnymi dla nich warunkami finansowymi i sześciomiesięcznym okresem wypowiedzenia. Jak ustaliła WP, dodatkowo utworzono de facto fikcyjne działy, w których te osoby zostały zatrudnione, a w których nie realizowano żadnych zadań.
Gros tych osób była powiązana ze środowiskiem PiS. Z kolei fundacja ARP miała finansować wiece wyborcze polityków powiązanych z partią rządzącą. A jak nieoficjalnie usłyszeliśmy, to dopiero wierzchołek góry lodowej.
"Strefa wpływów Mateusza Morawieckiego"
Przypomnijmy, Agencja Rozwoju Przemysłu to spółka Skarbu Państwa utworzona w 1991 roku, działająca w ramach grupy Polskiego Funduszu Rozwoju, ze 100-procentowym udziałem Skarbu Państwa. W założeniu: wspiera przedsiębiorstwa w prowadzeniu i rozwijaniu działalności. Długoterminowo ma odgrywać rolę w zwiększaniu konkurencyjności polskiej gospodarki.
Pod rządami Zjednoczonej Prawicy ARP była uważana za strefę wpływów premiera Mateusza Morawieckiego. Były szef rządu w Agencji budował między innymi swoje polityczne zaplecze.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Od listopada 2018 roku na czele ARP stał Cezariusz Lesisz, w latach 80. jeden z założycieli Solidarności Walczącej. To jednocześnie były kierowca i osobisty sekretarz śp. Kornela Morawieckiego, ojca Mateusza Morawieckiego.
W latach 1989-2011 mieszkał w USA. Jak ujawnił w "Newsweek", prowadził tam małą firmę remontowo-budowlaną, która ostatecznie zbankrutowała. I zostawiła za sobą dziesiątki tysięcy dolarów długu. Po powrocie do Polski założył spółkę, która miała budować drewniane domy, ale i ten biznes nie wypalił.
W 2017 roku został szefem gabinetu politycznego Mateusza Morawieckiego (wówczas ministra rozwoju i finansów), a niedługo później ówczesny szef rządu mianował go pełnomocnikiem ds. rozwoju gospodarczego.
Lesisza formalnie odwołano z funkcji prezesa ARP w kwietniu 2024 r. Na czele Agencji stanął Michał Dąbrowski, wieloletni wiceprezes Regionalnej Izby Gospodarczej w Katowicach.
Jak ustaliła nieoficjalnie Wirtualna Polska, jedną z pierwszych decyzji nowego kierownictwa spółki był audyt decyzji poprzedników.
I jak wynika z naszych ustaleń, pierwsze wstępne wyniki wskazują na upolitycznienie procesu decyzyjnego kierownictwa ARP. Zdaniem zlecających audyt, miało to skutkować w wielu przypadkach kosztownymi wydatkami środków publicznych.
Zobacz także
Wirtualnej Polsce udało się dotrzeć do jednej z osób znających szczegóły kontroli. Jak mówi, to dopiero początek sprzątania "Stajni Augiasza" po poprzednikach. I zapowiada, że nowe kierownictwo ARP wszelkie nieprawidłowości będzie kierować do odpowiednich organów ścigania.
6 miesięcy wypowiedzenia, pensja 30 tys. zł brutto
- To, co zastaliśmy w Agencji Rozwoju Przemysłu, przerosło nasze wyobrażenia i najśmielsze oczekiwania. W okresie wyborczym, a także tuż przed zmianą rządu, zatrudnienie w spółce urosło nagle o około 30 proc - mówi nam anonimowo osoba z otoczenia nowego kierownictwa Agencji Rozwoju Przemysłu, znająca kulisy audytu w spółce.
- Zmieniono schemat organizacyjny ARP. Takie nagłe ruchy można byłoby jeszcze zrozumieć, gdyby zadania statutowe spółki były tożsame z jej przyrostem zatrudnienia. Ale w tym przypadku, ARP przyjmowała w sposób nieuzasadniony i niezrozumiały. A do tego nowym pracownikom gwarantowano przy zawieraniu umów 6-miesięczne okresy wypowiedzenia. To model, który nie funkcjonuje z żadnej strukturze korporacyjnej i zarządczej - dodaje.
I jak ujawnia, spora grupa osób spośród "zatrudnionych na ostatnią chwilę" to ludzie z partyjnego nadania, którzy mieli związki z rządem PiS. To m.in. bezpośrednia, bliska współpracowniczka b. premiera Mateusza Morawieckiego czy współpracownicy ministrów rządu PiS.
- To były stanowiska tworzone, by zatrudnić określone osoby. Absolutnie nie było merytorycznego uzasadnienia do ich tworzenia. Te osoby nie prowadziły projektów, nie realizowały zadań ani nie były zaangażowane w proces, który dawałby wartość dodaną. Generowały za to gigantyczne koszty dla całej spółki, nie potrafiąc uzasadnić sensu swojego zatrudnienia - ujawnia informator Wirtualnej Polski.
Fikcyjne działy w Agencji?
Z ustaleń kontroli wynika też, że przy okazji zatrudniania osób z politycznego nadania były równolegle tworzone działy bez zadań do realizacji i praktycznie bez żadnej odpowiedzialności. Średnia wynagrodzeń w takich działach miała przekraczać 30 tys. zł brutto miesięcznie.
- Obecne kierownictwo ARP będzie rozwiązywało te umowy i wykazywało pozorność zatrudnienia. Kilka grup, zespołów prawnych pracuje nad tym, by w sposób szczegółowy zapoznać się z tym, jak pod względem finansowym funkcjonowała spółka. Już są sukcesywnie kierowane do prokuratury zawiadomienia o możliwości popełnienia przestępstwa zarówno w działaniu na szkodę spółki, jak i w sprawie pozornie zawieranych umów, za które spółka ponosiła wielomilionowe, gigantyczne koszty - mówi Wirtualnej Polsce nasz rozmówca.
Z naszych nieoficjalnych ustaleń wynika też, że pod lupę zostały wzięte wydatki dwóch fundacji powołanych przez Agencję Rozwoju Przemysłu: Fundacji Agencji Rozwoju Przemysłu i Fundacji Pro Arte Et Historia.
Pieniądze z fundacji na wiece wyborcze PiS
- W szczególności w tej pierwszej, poddawanej obecnie analizie, pieniądze miały być wydawane w sposób absolutnie bezzasadny, kierunkowy i polityczny. M.in. na finansowanie partyjnych wieców wyborczych polityków PiS-u. Mechanizm polegał na utworzeniu fikcyjnego wydarzenia, w terminie i miejscu, zbieżnym z terminem i miejscem, w którym politycy PiS realizowali swoje działania polityczne. Każde z takich wydarzeń przechodziło przez fundację i kosztowało co najmniej kilkaset tysięcy złotych - ujawnia osoba znająca kulisy kontroli w ARP.
I jak dodaje, nowe władze Agencji będą kierować roszczenia karno-skarbowe i cywilne wobec osób, które podpisywały dokumenty w tej sprawie.
- W ten sposób, w ocenie ARP wyprowadzano publiczne pieniądze na prywatne cele polityków PiS. To przerażające, w jaki sposób zarządzano spółką i uprawiano partyjniactwo w podejmowaniu decyzji finansowych, w szczególności jeśli chodzi o fundacje – uważa nasz informator.
Roszczenie o 100 milionów złotych
Jako kolejny przykład podaje, sytuację z powołaną przez ARP Grupą Przemysłowa Baltic, która wedle planów rządu PiS z 2018 r. miała odbudować potęgę Stoczni Gdańskiej. Za rok 2022 Grupa Przemysłowa Baltic zanotowała 209 mln zł straty netto. W tym samym roku wynagrodzenia dla zarządu wyniosły 2,5 mln zł.
- W ostatnim czasie ARP na rozwój Stoczni Gdańskiej przelała 200 milionów złotych Grupie Przemysłowej Baltic. Mimo wsparcia kapitałowego, Grupa "przepaliła" te pieniądze, nie dowożąc operacyjnie kontraktów, które były jej zlecone. Tymczasem były już prezes Grupy zwrócił się do zarządu Agencji z pismem, w zasadzie w formie roszczenia, o przelanie kolejnych 100 milionów złotych. Pod rygorem, że jeśli nie otrzyma, to Grupa finansowo się wywróci i będzie skandal – mówi WP informator.
Przypomnijmy, że w ostatnim czasie o działalności Agencji Rozwoju Przemysłu zrobiło się głośno po kontroli NIK.
W 2023 r. ujawniono wyniki kontroli realizacji w ramach ARP programu "Polskie Szwalnie", którego celem było wyprodukowanie ok. 100 mln maseczek przez 200 polskich przedsiębiorców. Wyniki dla ARP były miażdżące.
"Na 13 umów zawartych przez Agencję Rozwoju Przemysłu w ramach programu "Polskie Szwalnie", w przypadku 10, nie było jakichkolwiek śladów umożliwiających wskazanie kto, kiedy i na podstawie jakich kryteriów zdecydował o ich zawarciu. Zupełnym fiaskiem zakończył się realizowany także przez Agencję projekt "Stalowa Wola", w ramach którego (mimo zakupu dziewięciu linii produkcyjnych), poza produktami testowymi, nie wyprodukowano ani jednej maseczki. ARP nie potrafiła nawet wskazać, w ilu szwalniach rzeczywiście uszyto dostarczone jej maseczki" – czytamy w ustaleniach NIK.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Z naszych informacji wynika, że w przypadku obecnego audytu obecne kierownictwo Agencji Rozwoju Przemysłu złoży zawiadomienia nie tylko do prokuratury, ale również do Najwyższej Izby Kontroli, w wnioskiem o sprawdzenie wydatków ARP.
Pytany przez Wirtualną Polskę oficjalnie nowy prezes ARP Michał Dąbrowski przyznał, że kontrola wydatkowania publicznych środków jest w Agencji prowadzona, ale na tym etapie o szczegółach nie chce mówić.
- Mogę potwierdzić jedno: standardy wydatkowania i dystrybucji publicznych pieniędzy miały się nijak do jakichkolwiek cywilizowanych norm. Była za to pełna samowola finansowa. Podobnie z audytem za poprzedników. Audyt w ARP praktycznie nie funkcjonował, był iluzoryczny i oddany poprzedniemu prezesowi Agencji – mówi Wirtualnej Polsce Michał Dąbrowski, prezes ARP.
Już po publikacji materiału skontaktował się z nami Cezariusz Lesisz, były prezes Agencji Rozwoju Przemysłu.
Lesisz wskazuje, że "nieprawdziwa jest informacja, że w okresie wyborczym, a także tuż przed zmianą rządu zatrudniono w ARP S.A. ok. 30 proc. dodatkowych osób". Jak przekonuje - "w okresie tym zatrudniono kilka dodatkowych osób, a zatrudnienie wzrosło o nie więcej niż 2 proc".
Kwestionuje również informację, że osoby zatrudnione w okresie wyborczym i tuż przed zmianą rządu otrzymały 6-miesięczne okresy wypowiedzenia. Jak wskazuje "nikt z wówczas zatrudnionych nie otrzymał takiego okresu wypowiedzenia, miały one długość określoną w kodeksie pracy".
Twierdzi, że nieprawdziwa jest informacja, "że utworzono w ARP S.A. fikcyjne działy, w których zatrudnione zostały osoby przyjęte do pracy w okresie wyborczym i przed utworzeniem nowego rządu". Jak dodaje "od kilku lat w ARP nie utworzono żadnego nowego działu w związku z przyjęciem do pracy nowych osób".
Przekonuje również, że "w nowoutworzonych działach średnia wynagrodzeń nie wynosiła 30.000 zł brutto miesięcznie - nie dość, że nie utworzono nowych działów, to w żadnym z dotychczas istniejących średnia wynagrodzeń nie osiągała takiego poziomu".
Zaznacza również, że "na potrzeby zatrudnienia nowych osób w okresie wyborczym i przed utworzeniem nowego rządu nie zmieniono schemat organizacyjny spółki. Po raz ostatni schemat organizacyjny został zmieniony po czerwcu 2023 r. z powodu zmian w składzie zarządu spółki i nie miało to związku z przyjmowaniem nowych pracowników".
Uważa, że w ARP nie "tworzono nowych stanowiska pracy tylko po to, by zatrudnić na nich określone osoby związane z PiS, takie sytuacje nigdy nie miały miejsca, a spółka nie interesowała się poglądami politycznymi pracowników".
Już po publikacji materiału skontaktował się z nami Cezariusz Lesisz, były prezes Agencji Rozwoju Przemysłu.
Lesisz wskazuje, że "nieprawdziwa jest informacja, że w okresie wyborczym, a także tuż przed zmianą rządu zatrudniono w ARP S.A. ok. 30 proc. dodatkowych osób". Jak przekonuje - "w okresie tym zatrudniono kilka dodatkowych osób, a zatrudnienie wzrosło o nie więcej niż 2 proc".
Kwestionuje również informację, że osoby zatrudnione w okresie wyborczym i tuż przed zmianą rządu otrzymały 6-miesięczne okresy wypowiedzenia. Jak wskazuje "nikt z wówczas zatrudnionych nie otrzymał takiego okresu wypowiedzenia, miały one długość określoną w kodeksie pracy".
Twierdzi, że nieprawdziwa jest informacja, "że utworzono w ARP S.A. fikcyjne działy, w których zatrudnione zostały osoby przyjęte do pracy w okresie wyborczym i przed utworzeniem nowego rządu". Jak dodaje "od kilku lat w ARP nie utworzono żadnego nowego działu w związku z przyjęciem do pracy nowych osób".
Przekonuje również, że "w nowoutworzonych działach średnia wynagrodzeń nie wynosiła 30.000 zł brutto miesięcznie - nie dość, że nie utworzono nowych działów, to w żadnym z dotychczas istniejących średnia wynagrodzeń nie osiągała takiego poziomu".
Zaznacza również, że "na potrzeby zatrudnienia nowych osób w okresie wyborczym i przed utworzeniem nowego rządu nie zmieniono schemat organizacyjny spółki. Po raz ostatni schemat organizacyjny został zmieniony po czerwcu 2023 r. z powodu zmian w składzie zarządu spółki i nie miało to związku z przyjmowaniem nowych pracowników".
Uważa, że w ARP nie "tworzono nowych stanowiska pracy tylko po to, by zatrudnić na nich określone osoby związane z PiS, takie sytuacje nigdy nie miały miejsca, a spółka nie interesowała się poglądami politycznymi pracowników".
Sylwester Ruszkiewicz, dziennikarz Wirtualnej Polski