Koszmar w Mariupolu. Co robią Rosjanie?

Ukraiński Mariupol jest świadkiem jednych z największych zbrodni XXI w. Okupacyjne władze powtarzają stalinowski scenariusz zasiedlania zrujnowanego miasta Rosjanami. W sieci wrze.

Mieszkańcy Mariupola wciąż żyją w terrorze
Mieszkańcy Mariupola wciąż żyją w terrorze
Źródło zdjęć: © Licencjodawca | AA/ABACA

24 lutego rosyjskie wojska rozpoczęły inwazję na Ukrainę. Jednym z kluczowych celów wroga stało się ukraińskie portowe miasto Mariupol. Wówczas nikt nie spodziewał się, że w mieście dojdzie do tak tragicznych scen i aktów ludobójstwa, które zszokują świat.

Mariupol już w trakcie pierwszych dni inwazji znalazł się pod ostrzałem. Dla mieszkańców miasta był to powrót do chwil koszmaru z 2014 roku, kiedy to wspierane przez Federację Rosyjską siły Donieckiej Republiki Ludowej próbowały przejąć kontrolę nad miastem. Atak został jednak odparty przez ówczesną bojówkę Azow, która dzięki swoim osiągnięciom w Mariupolu została uznana oficjalnie za jeden z batalionów Sił Zbrojnych Ukrainy.

Niestety, tym razem sytuacja okazała się być dużo gorsza, a już wkrótce miało dojść do zagłady miasta.

"Mariupol był perłą Donbasu"

Zlokalizowany na brzegu morza Azowskiego Mariupol był jednym z najważniejszych ośrodków przemysłowych Ukrainy, a także miastem, które w ciągu ostatnich 8 lat przeżywało okres ogromnego rozwoju. Poczynione zostały spore inwestycje na rzecz infrastruktury, wypoczynku, kultury i rozrywki.

Dalsza część artykułu pod materiałem wideo

- Gdy przyjeżdżali do mnie znajomi, zawsze z wielkim zdziwieniem mówili: "wow, to naprawdę jest Mariupol?" - opowiadała w filmie dokumentalnym HBO "Mariupol: Opowieści Mieszkańców" lokalna aktywistka Diana Berg.

Kobieta jeszcze wiele dni po inwazji pozostawała w Mariupolu i przekazywała światu informacje z okupowanego dziś miasta. - Mariupol przez ostatnie lata stał się pięknym, europejskim miastem. W 2017 roku przygotowaliśmy w mieście pierwszy marsz równości - opowiadała.

- O Mariupolu mówiło się, że jest miastem przyszłości. I takim dokładnie był, był perłą i najpiękniejszym miastem Donbasu - słyszymy w dokumencie.

Mariupol był przede wszystkim przynoszącym miliardowe zyski miastem portowym i ośrodkiem industrialnym. Huta Azowstal, w której do ostatnich chwil walczyli wojskowi z batalionu Azow, należała do jednych z największych w Europie.

"Wszędzie czekała tylko śmierć"

W pierwszych dniach marca z miasta wyjechały tysiące mieszkańców. Rosyjskie wojska powoli otaczały Mariupol, a w pewnym momencie na wyjazd było już za późno. Wiele osób, którym udało się uciec spod okupacji, mówiło, że "zarówno w domu, jak i w drodze czekała tylko śmierć".

- Szybko okazało się, że pozostawały tylko dwie opcje. Jedną była szybka śmierć podczas wyjazdu, a drugą ta koszmarna, powolna w mieście - opowiadała Diana Berg.

Kobieta zdecydowała się na wyjazd ze swoim partnerem w pierwszej połowie marca. Jak mówi, to był cud, że im się udało. - Decyzję o wyjeździe podjęliśmy tak naprawdę w dniu samego wyjazdu. Uciekając przejechaliśmy przez sam środek rosyjskiej kolumny wojskowej. To było najbardziej surrealistyczne doświadczenie w moim życiu - opowiada kobieta.

Chwilę potem wyjazd z miasta stał się niemożliwy. Naloty odbywały się kilkadziesiąt razy dziennie, a strona rosyjska nagminnie ostrzeliwała ustalone "zielone korytarze", którymi ewakuowano ludność cywilną. Na miasto zrzucano także broń kasetową i bomby fosforowe. Oba typy zakazane są w ramach dwóch konwencji, Genewskiej i Konwencji z Oslo.

Alewtina Szewcowa, prezenterka telewizyjna z Mariupola, pozostała w mieście jeszcze dłużej niż Diana Berg. Relacje kobiety są wprost wstrząsające. - Pierwszy raz zrozumieliśmy czym jest dźwięk nadlatującego samolotu. Jest to dźwięk śmierci - mówi.

- Gdy leci samolot, zakrywasz sobą swoje dziecko i czekasz, czekasz, aż ten koszmar się skończy - opowiada Szewcowa.

16 marca 2022 roku doszło do jednego z największych aktów ludobójstwa w XXI wieku. Zbombardowany został Teatr Dramatyczny w Mariupolu, który stał się schronieniem dla ponad dwóch tysięcy osób. Przy najniższych szacunkach życie straciło wówczas ponad 300 osób, z czego ogromny procent stanowią dzieci.

- Nigdy nie zapomnę dnia, w którym zdecydowaliśmy się uciec z miasta. Razem z mężem i synem postanowiliśmy iść wzdłuż morza jak najdalej piechotą. Nie mieliśmy już domu, jedzenia, nie zostało nam nic - wspomina ze smutkiem Alewtina Szewcowa.

Dziś kobieta bezpiecznie przebywa wraz z rodziną w Zachodniej Ukrainie. Z Mariupola wydostała także swoją mamę i brata, ryzykując przy tym własne życie.

- Myślałam, że nigdy ich już nie zobaczę. Gdy znalazłam ich ukrywających się w piwnicy, mama powiedziała, że ma halucynacje. Nie wierzyła, że mnie widzi - opowiada.

Rosjanie odbudowują zniszczony Mariupol

Pod koniec marca z miasta wyjechała większość mieszkańców, a latem z 430 tysięcy osób w Mariupolu pozostało niecałe 100 tysięcy. W mieście ustały bombardowania i ostrzały, ale zniszczona infrastruktura, brak dostaw wody i jedzenia czy brak gazu do ogrzania mieszkań stał się najważniejszym problemem.

W Mariupolu przez długi czas nie działały żadne służby. Mieszkańcy musieli chować swoje rodziny i sąsiadów w ogródkach i pod klatkami schodowymi, co doprowadziło do fatalnej sytuacji sanitarnej w mieście.

Co gorsza, taki stan utrzymał się aż do tej zimy. W mieście doszczętnie zniszczonych zostało ponad 50 proc budynków mieszkalnych (1356 obiektów), a 90 proc. zostało poważnie uszkodzonych. Ukraińskie władze jeszcze w grudniu informowały, że tygodniowo w mieszkaniach zamarza nawet 250 osób.

Takie informacje potwierdza ukraiński dziennikarz Denis Kazanskij, który już w listopadzie 2022 roku publikował zdjęcia, na których mieszkańcy ruin Mariupola pozostawiają napisy pod blokami, w których zamarzli ludzie, a w wielu oknach wywieszone są znaki "SOS" i "HELP".

Tymczasem władze rosyjskie i lokalne władze okupacyjne chwalą się sukcesami w odbudowie miasta. Pod koniec 2022 roku ogłoszono, że Rosja planuje budowę 12 nowych budynków na 1011 mieszkań, która miała zakończyć się do stycznia 2023 roku. Odbudową miała zająć się "Wojskowa Firma Budowlana" (BKC), która podporządkowana jest Ministerstwu Obrony Federacji Rosyjskiej i specjalizuje się w budowie obiektów wojskowych.

W rosyjskim internecie ludzie rozpisują się na temat inwestycji, określając je mianem "większych niż przez 30 lat pod władzą Ukrainy".

Takie doniesienia zdementował portal Voks Ukraina. Radny miejskiej administracji w Mariupolu Petro Andriuszczenko poinformował, że planowane inwestycje odpowiadają potrzebom zaledwie 2 proc. aktualnych mieszkańców miasta. Co więcej, zgodnie z jego przekazem, budynki w pierwszej kolejności przeznaczone są dla rosyjskich wojskowych i propagandystów, a także ich rodzin.

W mieście wyburzane są zbombardowane bloki, a także trwa powolny remont mieszkań nadających się do renowacji. Mieszkańcy jednak uskarżają się, że remonty są bardzo złej jakości, mieszkania zalewa deszcz, a wiele nie ma podłączeń do żadnej infrastruktury.

Stalinowskie metody przesiedlania ludności znowu dotknęły Mariupol

W latach 40. XX wieku jednym z najważniejszych aspektów polityki Stalina było wymieszanie etnicznych grup zamieszkujących tereny nowych republik sowieckich z ludnością rosyjską. Takie zabiegi stosowane były m.in. w Abchazji i Osetii, w Azerbejdżanie, Armenii, Azji Środkowej, na Krymie, a także w Donbasie.

Ich cel był prosty: zniszczyć przynależność etniczną na danych terenach, zmniejszyć wagę lokalnych języków lub zupełnie je wyeliminować, a także zrusyfikować kulturę tych obszarów. Mariupol w latach 40. również był miastem, do którego przesiedlano ludność rosyjską. W 1948 r. jego nazwę przemianowano na Żdanow na cześć bliskiego współpracownika Józefa Stalina Andrija Żdanowa. Nazwa Mariupol powróciła dopiero w 1989 roku.

Do dzisiaj uważa się, że przesiedlenia były jednym z kluczowych aspektów polityki ZSRR i są bezpośrednią przyczyną współczesnych konfliktów w dawnych republikach radzieckich.

Radny Mariupola Petro Andriuszczenko 6 kwietnia poinformował media, że podobne zabiegi stosowane są w Mariupolu ponownie. Co więcej, wielu z nowych mieszkańców nie mówi nawet po rosyjsku i do tej pory zamieszkiwała tereny centralnej części Rosji, m.in. republiki Buriacji.

Andriuszczenko poinformował, że prywatne mieszkania Ukraińców, którzy uciekli z Mariupola, przerabiane są na nowe lokum dla przyjezdnych. Zgodnie z jego słowami jest to dzisiaj blisko 40 tysięcy osób.

Przeczytaj także:

Źródło artykułu:WP Wiadomości
mariupolukraina wojnaukraina
Wybrane dla Ciebie