Sprawa "zdrady dyplomatycznej" Tuska. Tłumaczka wezwana na przesłuchanie: to byłby precedens
Prokuratura zajmująca się doniesieniem Antoniego Macierewicza, który zarzucił Donaldowi Tuskowi "zdradę dyplomatyczną", wezwała na przesłuchanie tłumaczkę premierów i prezydentów. To ona była świadkiem rozmów ówczesnych premierów Polski i Rosji. - Obowiązuje mnie tajemnica zawodowa - mówi Magda Fitas-Dukaczewska.
Magda Fitas-Dukaczewska została wezwana przez prokuraturę na 3 stycznia. To ona była z premierem Donaldem Tuskiem na uroczystościach katyńskich 7 kwietnia 2010 r. Poleciała też z nim do Smoleńska 10 kwietnia. Była świadkiem rozmowy polskiego premiera z ówczesnym premierem Rosji Władimirem Putinem. Rozmowy, którą uwieczniono na słynnej fotografii obu przywódców, która ma być jednym z dowodów na "zdradę dyplomatyczną" Tuska.
Zdjęcie to opublikował 3 lata po katastrofie tygodnik "wSieci".
Towarzysząca Tuskowi tłumaczka, nigdy nie zdradziła przebiegu tamtych rozmów. W rozmowie z "Gazetą Wyborczą" tłumaczy, że obowiązuje ją tajemnica zawodowa. - Etyka zawodu tłumacza nie pozwala mi opowiadać, co się dzieje podczas rozmów, które tłumaczę - wyjaśnia.
Zobacz także: Macierewicz o zarzutach wobec Tuska "dowody w prokuraturze"
- Jestem przed konsultacją z prawnikiem, ale już wiem, że muszę zażądać, by premier Morawiecki zwolnił mnie z tajemnicy. Ale nawet wtedy, gdy tak się stanie, mam ogromne wątpliwości, czy powinnam zeznawać. Prokuratura stawia mnie w sytuacji niemożliwej, nie było precedensu, by przesłuchiwano tłumacza rozmów na tym szczeblu. Istotą naszego zawodu jest zachowywanie wszystkiego w tajemnicy. Mam certyfikat dostępu do informacji z klauzulą "ściśle tajne”, ale w trakcie rozmów, które tłumaczę, nie wiem, która część jest bardziej tajna, która mniej, a która w ogóle. Generalnie klient opiera się na przeświadczeniu, że ode mnie nic nie może wyjść - wyjaśnia "GW".
Fitas-Dukaczewska podkreśla, że do tej pory nikt nigdy nie zwracał się do niej o informacje, dotyczące rozmów, w których uczestniczyła. - Przez ostatnich 18 lat byłam obecna przy spotkaniach na najwyższym szczeblu wszystkich polskich premierów i prezydentów, łącznie z Lechem Kaczyńskim. Zawsze wychodziłam z założenia, że działają oni w interesie naszego państwa. Jeżeli miałabym mówić, co się tam wtedy działo, byłoby to bez precedensu. Dlatego biorę pod uwagę, że nawet zwolniona z tajemnicy będę musiała odmówić. Lepiej ponieść konsekwencje, niż złamać etykę naszego zawodu - podkreśla tłumaczka w rozmowie z "GW". Mam nadzieję, że premier Morawiecki to zrozumie i nie postawi mnie w takiej sytuacji - dodaje.
"Gazeta Wyborcza" przypomina, że kilka miesięcy temu z problem czy można przesłuchać tłumacza, czy też nie, borykał się amerykański Kongres. Chodziło o rozmowę prezydentów Trumpa i Putina, mającą miejsce w Helsinkach z 18 na 19 lipca. Ponieważ przy spotkaniu oprócz rozmówców była tylko amerykańska tłumaczka, Demokraci chcieli ją przesłuchać. Zaprotestowali nie tylko Republikanie, ale także byli prezydenci USA. Zgodnie uznali, że takie przesłuchanie stanowiłoby "niebezpieczny precedens".
W sprawie przesłuchania Magdy Fitas-Dukaczewskiej głos zabrała na swoim profilu na Facebooku jej córka. "Moja mama Magda Fitas-Dukaczewska została wezwana do prokuratury żeby zeznawać w śledztwie dotyczącym 'zdrady dyplomatycznej' Donalda Tuska. Tłumaczyła tysiące rozmów, te w Smoleńsku także. Tłumaczy nie wzywa się na przesłuchanie, moja mama nie była stroną rozmów sprzed 9 lat. Chciałabym żeby jednak ktoś przy wyzwaniu ludzi na przesłuchania kierował się jakąś podstawową przyzwoitością. Moja mama nie jest politykiem, jest tłumaczem z poświadczeniem bezpieczeństwa. Gdy tłumaczka Trumpa miała być wezwana na przesłuchanie w sprawie jego spotkania z Putinem cały świat był oburzony. Do przesłuchania nie doszło. Tajemnica tłumacza powinna być respektowana, nawet jeśli nie ma o niej konkretnej ustawy" - napisała.
Stanowisko w kwestii przesłuchiwania tłumaczy zajęło też AIIC - Międzynarodowe Stowarzyszenie Tłumaczy Konferencyjnych, o czym poinformowała na swoim profilu na Facebooku sama zainteresowana. Stowarzyszenie przypomina, że od czasów II wojny na świecie stosuje się zasadę zapisaną w kodeksie etyki AIIC, dotyczącą zachowania najściślejszej tajemnicy przez tłumaczy.
Zasada ta, a także fakt, że osoby korzystające z usług tłumacza muszą mieć do niego nieskrępowane zaufanie oznacza, że "nie powinni oni nigdy być przesłuchiwani" - czytamy w stanowisku AIIC
Źródło: "Gazeta Wyborcza"