Spotkanie Trump-Putin. "Największym niebezpieczeństwem będzie ich rozmowa w cztery oczy"
Donald Trump i Władimir Putin spotkają się w piątek na Alasce, by rozmawiać o zakończeniu wojny w Ukrainie. Najpierw dojdzie do rozmów w cztery oczy między liderami, później - w gronie doradców. - Szczyt, który mógłby być dla Putina sukcesem propagandowym przez samo zdjęcie z Donaldem Trumpem, może nie spełnić tego celu - mówi Wojciech Jakóbik z Kolegium Europy Wschodniej na Uniwersytecie Warszawskim.
Jak poinformował doradca prezydenta Rosji Jurij Uszakow, spotkanie Donalda Trumpa i Władimira Putina w Anchorage na Alasce rozpocznie się w piątek o godz. 11 czasu lokalnego (21 czasu polskiego). Z kolei rzecznik Kremla Dmitrij Pieskow zapowiedział w czwartek, że "podczas tych rozmów nie jest przewidziane podpisanie jakichkolwiek dokumentów".
Przywódcy Stanów Zjednoczonych i Rosji rozpoczną od spotkania w cztery oczy. Następnie negocjacje będą kontynuowane z udziałem delegacji krajowych. Przed rozpoczęciem rozmów politycy wygłoszą oświadczenia. Z kolei po zakończeniu rozmów odbędzie się wspólna konferencja prasowa przywódców.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Szczyt na Alasce. "Putinowi zaczyna palić się grunt pod nogami"
Według serwisu Politico, podczas środowego spotkania online Donald Trump rozmawiał z Wołodymyrem Zełenskim i przywódcami krajów europejskich o możliwości udzielenia Ukrainie gwarancji bezpieczeństwa.
Amerykański prezydent miał wyrazić gotowość do wsparcia Kijowa, ale podkreślił, że USA nie będą bezpośrednio dostarczać broni ani żołnierzy. Zamiast tego broń miałaby być sprzedawana Europie, a następnie - przekazywana Ukrainie. Druga wersja mówi o tym, że gwarantem byłyby same Stany Zjednoczone, które mogłyby przekazać Ukrainie niesprecyzowane środki odstraszania, tak, by Kijów mógł skutecznie zapobiec ponownej rosyjskiej agresji już po ewentualnym osiągnięciu zawieszenia broni.
"Realizm w Białym Domu jest lepszy"
Zdaniem Wojciecha Jakóbika, zmiana tonu Białego Domu po konsultacjach z europejskimi przywódcami świadczy o wzroście realizmu w Waszyngtonie.
- A to z tego powodu, że Europa i Ukraina postawiły czerwone linie, a także wysokie oczekiwania wobec tych rozmów. Na samym szczycie mogą pojawić się więc bardzo konkretne oczekiwania Trumpa połączone i skoordynowane z Zachodem. Co oznacza, że strona rosyjska będzie miała większą trudność ze spełnieniem tych oczekiwań, bo ona ich spełnić nie chce - mówi WP Wojciech Jakóbik, wykładowca Kolegium Europy Wschodniej na Uniwersytecie Warszawskim i analityk z Ośrodka Bezpieczeństwa Energetycznego.
Jak dodaje, z tego punktu widzenia szczyt, który mógłby być dla Władimira Putina sukcesem propagandowym przez samo zdjęcie z Donaldem Trumpem, może nie spełnić tego celu.
- Dlatego też amerykański prezydent już komunikuje, że być może będzie potrzebne drugie spotkanie. I że nie należy od razu spodziewać się przełomu na Alasce. Ten realizm jest lepszy - ocenia Wojciech Jakóbik.
W jego ocenie, jeżeli Putin po raz kolejny nie spełni oczekiwań ws. zawieszenia broni czy zakończenia wojny, powinny być wprowadzone kolejne, surowe sankcje na Rosję.
"To jest tzw. psychologiczne aikido"
Z kolei Maciej Milczanowski, profesor z Uniwersytetu Rzeszowskiego podkreśla, że Trump rzeczywiście przez ostatnie miesiące nabrał dość dużo sceptycyzmu wobec Putina i jego kręgów politycznych.
- Jakby nieco się przekonał, jaka jest Rosja i jaki jest Putin, były oficer KGB. Problemem jest to, że gdy spotkają się face to face, może się odezwać narcyzm Trumpa. Czyli będzie przekonany, że on potrafi ograć Putina i potrafi go do wszystkiego przekonać. A wtedy rosyjski przywódca będzie grał w swoją grę. Pozwalając na to, że Trump go niby przekonuje, Putin dzięki temu może dużo więcej uzyskać. To jest tzw. psychologiczne aikido. Zgadzamy się co mniejszych postulatów, ale w tych najważniejszych chcemy rekompensaty. Wtedy druga strona się na to godzi - mówi WP prof. Maciej Milczanowski, zastępca dyrektora Instytutu Nauk o Polityce na Uniwersytecie Rzeszowskim
Jak dodaje, to metoda, którą Putin perfekcyjnie ma opanowaną.
- Z kolei Trump ma taką osobowość i podejście, że jest przekonany o tym, że każdego jest w stanie rozgryźć w pięć minut. Dlatego największym niebezpieczeństwem będzie właśnie ich rozmowa w cztery oczy. Dopóki w okolicy będzie sekretarz stanu Marco Rubio czy doradca Trumpa Keith Kellogg, a także inni współpracownicy, będą oni odpowiednio Trumpowi tłumaczyć słowa Putina i jego otoczenia - komentuje Milczanowski.
- Ale gdy amerykański prezydent znajdzie z Putinem się sam na sam, wtedy - obawiam się - Putin będzie miał na niego większy wpływ. To już kwestia bardziej psychologiczna, ale tak naprawdę kluczowa dla tych rozmów - ocenia ekspert.
"Putinowi nie zależy na pieniądzach"
Według brytyjskiego "The Telegraph" Trump przygotowuje się do przedstawienia Władimirowi Putinowi szeregu propozycji, które mają na celu zakończenie konfliktu na Ukrainie. Kluczowym elementem oferty jest dostęp do pierwiastków ziem rzadkich, które znajdują się na terenach okupowanych przez Rosję.
Oprócz dostępu do minerałów Trump rozważa zniesienie zakazu eksportu części i sprzętu dla rosyjskiego przemysłu lotniczego. Dodatkowo Rosja mogłaby zyskać możliwość eksploatacji zasobów naturalnych w Cieśninie Beringa, co wzmocniłoby jej strategiczne interesy w regionie arktycznym.
- Najczarniejszy scenariusz dla Ukrainy zakładałby, że Donald Trump dochodzi do jakichś porozumień gospodarczych z Rosją, pozostawiając Kijów sam sobie. Presja Europy, Kijowa, opinii publicznej może mu utrudnić to zadanie. Ponadto współpraca gospodarcza z Rosją to iluzoryczne korzyści biznesowe, szczególnie wobec faktu, że dalsza eskalacja na Wschodzie mogłaby tym biznesom w każdej chwili zaszkodzić. Są to miraże popularne w prorosyjskich kręgach polityki amerykańskiej - ocenia Wojciech Jakóbik.
Zdaniem rozmówcy WP, Putinowi nie zależy na pieniądzach ani na terytorium Ukrainy.
- Zależy mu na usunięciu suwerenności nad Dnieprem jako konkurencyjnej oferty wobec ruskiego miru. Zatem żadne układy biznesowe z Amerykanami nie odwiodą go od realizacji tych planów. Zresztą on wprost o tym mówi, że cele inwazji się nie zmieniły i nadal nie zostały zrealizowane - przypomina ekspert.
"Otrzeźwienie w Białym Domu"
Według prof. Macieja Milczanowskiego to będzie spotkanie, na którym Putin będzie chciał przekonać Trumpa do swoich racji.
- Przedstawi racje historyczne z jego punktu widzenia. Przede wszystkim to, co on uważa za posiadłości rosyjskie itd. Będzie posługiwał się rosyjską propagandą.Najważniejsze, jak zareaguje na to Trump. Bo jeżeli wszystko przyjmie jako rzeczywistość, to znowu obróci się przeciwko Ukrainie i cały spektakl znowu się powtórzy - uważa prof. Maciej Milczanowski.
Jego zdaniem, czynnikiem, który sprawia, że Trump już nie jest tylko czystym biznesmenem, jest to, że bardzo mu zależy na pokojowej nagrodzie Nobla.
- Albo przynajmniej na uznaniu, że jest człowiekiem, który wprowadza pokój. To jest rzeczywiście jakaś cecha polityczna. Czy on to robi dobrze, czy źle, to już jest inna sprawa. Mógłby przyjąć stronę Rosji i zaszantażować Ukrainę i zmusić ją do poddania się. A jednak tego nie robi. Być może też jego otoczenie i on sam rozumie, że doprowadzenie do kapitulacji Ukrainy jest złe wizerunkowo dla niego i dla bezpieczeństwa ładu światowego - twierdzi rozmówca WP.
W ocenie eksperta niebezpiecznie - w kontekście zakończenia wojny w Ukrainie - zrobi się, jeżeli rozmowy będą bardziej biznesowe.
- Przez te sześć miesięcy prezydentury Trumpa dużo się jednak wydarzyło, więc wydaje się, że w Białym Domu nastąpiło otrzeźwienie. Mam nadzieję, że amerykański prezydent nie wykona po rozmowach w Alasce nagłego zwrotu w stronę Rosji. Wyglądałoby to bardzo niepoważnie - puentuje prof. Maciej Milczanowski.
Sylwester Ruszkiewicz, dziennikarz Wirtualnej Polski