Spór na Morzu Południowochińskim. Po Filipinach Malezja przechodzi na stronę Chin?
• Malezja polepsza stosunki z Chinami
• Premier Malezji uchodził za przyjaciela Baracka Obamy
• Wcześniej zbliżenie z Chinami deklarowały Filipiny
• Malezja i Filipiny mają spory terytorialne z Chinami na M. Południowochińskim
• W atmosferze przedwyborczej niepewności w USA tradycyjni sojusznicy Waszyngtonu próbują wypracować lepsze relacje z potężnym sąsiadem
Najpierw były Filipiny, najstarszy wojskowy sojusznik USA w Azji. 20 października prezydent Rodrigo Duterte ogłosił "separację od Stanów Zjednoczonych", a tercet Filipiny-Chiny-Rosja nazwał "trójką przeciwko reszcie świata".
Nazajutrz zdystansował się od tych słów, mówiąc, że nie chodzi mu wcale o zerwanie stosunków dyplomatycznych z USA. Nie przeszkodziło mu to jednak w nazywaniu Amerykanów "głupkami" czy "małpami" w swoich kolejnych wypowiedziach.
W ślad za Filipinami wkrótce może pójść Malezja, która choć dotychczas trzyma się raczej z boku sporów terytorialnych na Morzu Południowochińskim, cały czas ma na nim otwarte roszczenia.
Filipińska gra w sprzeczności
Dryf Filipin ku Chinom wydaje się zastanawiający, szczególnie w świetle polityki poprzedniego prezydenta, którego w czerwcu zastąpił Duterte. Benigno Aquino sądził się z Chinami w Międzynarodowym Trybunale Prawa Morza, a roszczenia Państwa Środka na Morzu Południowochińskim porównywał do działań nazistowskich Niemiec przed wybuchem II wojny światowej.
Ale może dryf jest tylko pozorny? Paweł Behrendt, autor książki "Chińczycy grają w Go. Napięcie w Azji rośnie", w rozmowie z WP, zauważa, że Duterte może usiłować ugrać coś dla Filipin na wielu frontach. Ekspert jako najnowszy przykład przywołuje wizytę w Japonii. Doszło do niej już po owocnych odwiedzinach w Chinach. W Tokio Duterte tłumaczył, że w Pekinie chodziło mu ściśle o gospodarkę, a nie sojusze wojskowe. Przy okazji nazwał Japonię "wyjątkowym przyjacielem, który jest bliższy niż brat", zapewniając, że jego kraj będzie po stronie Japończyków w sporach terytorialnych z Pekinem.
Paweł Behrendt sądzi, że z powodu chaotycznej i żywiołowej polityki Duterte, nowy gospodarz Białego Domu może mieć kłopot z ułożeniem harmonijnych stosunków z Filipinami. - Już teraz wiadomo, że jeśli wybory wygra Hillary Clinton, to będzie miała problem, by znaleźć wspólny język z prezydentem Filipin. Na pewno łatwiej - zważywszy na temperamenty - będzie się dogadać Trumpowi, ale czy z takich rozmów może wyniknąć coś dobrego? - zastanawia się ekspert, dodając, że Duterte "bez zastanowienia głosi antyamerykańskie poglądy, a nawet obraża, by chwilę później za to przepraszać".
Chiński pociąg do Malezji
Najib Razak, premier Malezji, obecnie odwiedza Państwo Środka. Prezydent Filipin właśnie podczas podobnej wizyty w Chinach ogłosił "separację od USA". Nie należy się spodziewać podobnie radykalnego kroku w przypadku Malezji, lecz pewne znaczące gesty już zostały wykonane.
W pierwszej kolejności chodzi o zapowiedź wielkiego projektu kolejowego, łączącego stolicę w Kuala Lumpur z północno-wschodnim wybrzeżem. W czasie wizyty Razaka zapowiedziano, że Malezja i Chiny mają podpisać umowy na realizację tej inwestycji, opiewające na kwotę 13 mld dol. W sferze zainteresowań chińskich inwestorów leży także projekt kolejowego połączenia Kuala Lumpur z Singapurem.
W poniedziałek spotkali się ministrowie obrony obu krajów, którzy zapowiedzieli zacieśnianie współpracy wojskowej. Pierwszy krok został poczyniony - Malezja kupi od Chin cztery okręty patrolowe. W ubiegłym roku oba kraje po raz pierwszy przeprowadziły wspólne manewry wojskowe. Wprawdzie chodziło tylko o przećwiczenie scenariusza na wypadek katastrofy w cieśninie Malakka, ale słowa o "zacieśnianiu współpracy" mogą sugerować, że ewentualny program kolejnych manewrów mógłby już mieć bardziej bojowy charakter.
Co to oznacza dla USA?
W przypadku Filipin Stany Zjednoczone mogą stracić w regionie ważnego sojusznika z punktu widzenia obronności. Oba kraje przeprowadzają regularnie wspólne patrole marynarki wojennej, a żołnierze Filipin i USA biorą udział w cyklicznych manewrach. Filipiny są także kluczowym elementem doktryny obronnej "pierwszego łańcucha wysp", którą Amerykanie wyznają od czasu zakończenia II wojny światowej. W myśl tych ustaleń linia obrony na Zachodnim Pacyfiku powinna przebiegać od Japonii, przez wyspy Riukiu i Tajwan, na Filipinach kończąc. Bez tego sojuszu we froncie pojawia się poważny wyłom, ale czy naprawdę można już mówi o końcu sojuszu?
- Parafrazując Marka Twaina, pogłoski o śmierci tej relacji są mocno przesadzone - ocenia Paweł Behrendt. Ekspert wskazuje przy tym na brak nerwowych sygnałów ze strony USA, skąd płynęły uspokajające komunikaty o ciągłości stosunków dyplomatycznych.
W przypadku Malezji na szali leżą wymiany wojskowe, szkolenia oraz wspólne ćwiczenia. Kraj jest też ważnym punktem na mapie struktur Narodów Zjednoczonych. Znajduje się w nim Centrum Misji Pokojowych, gdzie żołnierze z kraju i zagranicy przechodzą szkolenia pod kątem tego typu operacji. Inicjatywę w dużej mierze finansują Stany Zjednoczone za pośrednictwem specjalnego funduszu federalnego na rzecz światowych misji pokojowych.
Malezja w lutym tego roku ogłosiła, że Stany Zjednoczone dostarczą nowe śmigłowce zwiadowcze MD530G. Kraj stoi też u progu zakupu kolejnych myśliwców wielozadaniowych. Mówiono, że faworytem w wyścigu o ten kontrakt jest amerykańska maszyna F/A-18 Hornet, bo Malezyjczycy mają w hangarach już osiem takich samolotów, pozyskanych we wcześniejszych latach.
Koniec koleżeńskich partyjek w golfa
W ostatnich latach przy okazji opisywania stosunków Malezji i USA zawsze podkreślano bliską znajomość premiera Razaka i prezydenta Obamy. Była ona często przedstawiana jako autentyczne koleżeństwo dwóch polityków, a nie tylko wspólnota interesów. Miały o tym świadczyć wspólne partyjki golfa na urlopie na Hawajach czy zdjęcia w serwisach społecznościowych.
Trwa ładowanie wpisu: twitter
Relacje uległy pogorszeniu, gdy w ubiegłym roku wybuchł skandal związany z funduszem 1MDB. W założeniu miał on przyciągać do Malezji zagranicznych inwestorów. Najib i jego otoczenie zostali jednak oskarżeni przez organy ścigania kilku państw o malwersacje na wielką skalę i czerpanie prywatnych korzyści z pieniędzy 1MDB. Departament sprawiedliwości USA cały czas pracuje nad odzyskiem 1 mld dol., które Amerykanie ulokowali w funduszu.
Śledztwo FBI jest samo w sobie kłopotliwe dla Razaka. Nieuchronny jest także kres prezydentury Obamy. Kolejny przywódca USA nie będzie dla lidera Malezji partnerem od golfa, z którym można zrobić selfie. Może za to mocniej eksponować kwestię malwersacji finansowych premiera Malezji. - Widać to po całym regionie Azji Południowej, która jest w stanie pewnego zawieszenia. Nikt nie wie, co nastąpi po 8 listopada - mówi Paweł Behrendt.
Nie wiedzą tego też Razak i Duterte, dlatego coraz chętniej spoglądają w kierunku Chin i "zabezpieczają tyły".