Spięcie po tragedii w Poznaniu. "Dlaczego pan przerywa"
Spięcie na konferencji prasowej po katastrofie budowlanej w Poznaniu. - Myślałem, że przyjdzie pan tu przygotowany - oburzył się jeden z dziennikarzy podczas zadawania pytań zastępcy komendanta wojewódzkiego PSP w Wielkopolsce.
Służby wciąż badają przyczyny dużego pożaru kamienicy przy ulicy Kraszewskiego w Poznaniu, podczas gaszenia którego zginęło dwóch strażaków.
W poniedziałek po godzinie 11 służby zwołały konferencję prasową, by przekazać najnowsze informacje.
Dziennikarze dopytywali m.in. o doniesienia dotyczące baterii składowanych w piwnicy budynku. Mieszkańcy kamienicy w rozmowie m.in. z "Głosem Wielkopolskim" wskazywali, że na miejscu działał sklep z bateriami i akumulatorami.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Utknął na przejeździe kolejowym we Wronkach. Nie wiedział, co zrobić
- Wiemy, że trzymali te baterie w piwnicy. One musiały wejść w jakąś interakcje, bo było bardzo gorąco - mówili i podkreślali jednocześnie, że w przeszłości były "podobne awarie", ale nigdy nie skończyły się wybuchami i pożarem. To właśnie ten wątek na konferencji drążył jeden z dziennikarzy obecnych na zwołanej w poniedziałek konferencji prasowej.
"Tak ciężko ustalić?"
- Jeżeli chodzi o punkt, który miał się zajmować serwisem akumulatorów. Czy tu były jakieś kontrole prowadzone? - zapytał zastępcę komendanta wojewódzkiego PSP.
- Jeżeli była oficjalnie zgłoszona działalność, lokal podlegał odbiorowi i kontroli - odpowiedział mu st. bryg. Tomasz Wiśniewski.
- Jeżeli? Czy podlegał? - dopytywał. - Pytamy pana jako komendanta, dobę po tym tragicznym zdarzeniu. Jest kilka firm usługowych. Byliście? Kontrolowaliście? Odbieraliście? Czy nie? - próbował ustalić.
- Ja w tej chwili panu nie odpowiem - przyznał Wiśniewski. Po tej odpowiedzi pytający był zdziwiony, że nie sprawdzono tych informacji. - Kontrole odbywają się na bieżąco w różnych trybach - doprecyzował zastępca komendanta. - No i to tak ciężko ustalić w ciągu doby? - dziwił się dziennikarz.
- Proszę pana, 11 osób mamy poszkodowanych, dwie ofiary śmiertelne - przerwał mu strażak. - Ale dzisiaj pan zwołał konferencję prasową, myślałem, że pan przyjdzie tu przygotowany - irytował się dziennikarz. - Pytam o zabezpieczenia, czy przeprowadzono kontrole przeciwpożarowe - kontynuował.
Zastępca komendanta nie odpowiedział i od razu zapytał, czy są jeszcze jakieś inne pytania. - Zachęcam do zadawania kolejnych pytań - wtrącił do jego wypowiedzi rzecznik prasowy, który stał w pobliżu.
- Ale dlaczego pan przerywa konferencję prasową? Przerywa pan zadawanie pytań, gdy są niewygodne pytania - usłyszał. - Otrzymał pan odpowiedź od pana komendanta -odpowiedział mu rzecznik.
- Otrzymałem odpowiedź, że komendant nie wie, czy w punkcie z akumulatorami były kontrole - stwierdził i zaapelował, żeby rzecznik go nie cenzurował.
Nie wiadomo, co było przyczyną wybuchu
Na briefingu Wiśniewski podkreślił, że nie wiadomo, co było przyczyną wybuchu. Nie ma też pewności, gdzie on nastąpił. Jednocześnie zaznaczył, że siła wybuchu była duża.
Zastępca wielkopolskiego komendanta wojewódzkiego PSP zapytany o to, czy na 100 proc. miejscem wybuchu była piwnica, odparł, że nie ma takiej pewności. - Dopiero oględziny to zweryfikują - powiedział.
Dodał, że trudno też określić, kiedy zakończy się dogaszanie obiektu i ile mogą potrwać oględziny miejsca zdarzenia.
- Budynek i miejsce zdarzenia jest bardzo specyficzne i odbiega od pewnych standardów, które w kryminalistyce przyjęto stosować. Mamy katastrofę budowlaną (...). Czasami bywa, że czynności mogą być prowadzone kilka dni. Jeżeli czynności oględzinowe mają być prowadzone w tym samym momencie rozbiórkowym, to proszę brać pod uwagę, że może to trwać nawet miesiąc - zaznaczył.
Zwrócił uwagę, że czynności rozbiórkowe - zgodnie z prawem budowlanym - muszą zostać podjęte w trybie katastrofy budowlanej, co pozwoli na uproszczenie procedur nadzorowi budowlanemu i "bardzo szybkie wszczęcie czynności rozbiórkowych".
Przekazał, że wewnątrz budynku runęły stropy, co może prowadzić do niebezpieczeństwa dla osób postronnych.
- Mamy do czynienia ze starą konstrukcją kamienic, gdzie występują stropy o konstrukcjach drewnianych, na belkach, które są wypełnione gliną, często tam jest jeszcze materiał izolacyjny w postaci słomy. W związku z powyższym w tej chwili ściany zewnętrzne niczym nie są związane. Może dojść do tragedii, dlatego ta ulica jest wyłączona z użytkowania - powiedział.
Pytany o stan zdrowia poparzonych strażaków zaznaczył, że poparzenia są dość poważne i głównie dotyczą twarzy.
- Musiały nastąpić nacięcia ciała, żeby ograniczyć możliwość kurczenia się skóry po oparzeniach. Jest to dość poważne - mówił.
Czytaj też: