"Sowieci chcieli, żeby Polska była rozbita"
17 września Sowieci chcieli "zjeść" jak najwięcej, jak najmniej się wysilając. To im się dokładnie udało. Chodziło im o to, żeby Polska była rozbita - powiedział w "Sygnałach Dnia" prof. dr hab. Jerzy Eisler, historyk, dyrektor Oddziału Instytutu Pamięci Narodowej w Warszawie.
"Sygnały Dnia": Na mocy tajnego załącznika do paktu Ribbentrop-Mołotow ZSRR zobowiązał się do zbrojnego wystąpienia przeciw Polsce w sytuacji, gdyby III Rzesza znalazła się w stanie wojny z nami. No i stało się.
Jerzy Eisler: To w ogóle był dziwny dokument. Potem wielu ludzi zastanawiało się, dlaczego tego typu pakt... znaczy my wiemy, dlaczego, ale mówię tu o sytuacji z sierpnia-początku września 39 r., dlaczego dwa państwa niegraniczące ze sobą zawierają tego typu układ, to się rzadko zdarza w historii dyplomacji. Oczywiście, my dzisiaj wszystko czy prawie wszystko już wiemy, że było to porozumienie, które było czymś więcej niż paktem o nieagresji, dużo więcej niż jakimś układem politycznym, że za tym szła radziecka deklaracja (właśnie to, co pan przywołał) o wkroczeniu do Polski w sytuacji, gdy – jak to oni ujmowali – "będą zagrożone interesy białoruskie i ukraińskie" na zachodniej Białorusi i zachodniej Ukrainie, czyli na naszych Kresach Wschodnich, wówczas Związek Radziecki potęgą militarną Armii Czerwonej wkroczy do działania. I tak się stało.
Skąd ta data? Skąd 17 września dokładnie? No bo Rosjanie przyglądali się temu, jak Polacy się wykrwawiają - to jedno, ale zdaje się, że ich niezakończona wojna czy walki z Japonią też miały tutaj znaczenie.
- To było wiele czynników, my tak do końca nie wiemy. Zresztą w historii.
Ale najkrócej mówiąc, 16 września podpisali rozejm z Japonią...
- Tak, ale to...
...i mieli wolne ręce jakby od tego momentu.
- To jednak myślę, że też miało znaczenie, aczkolwiek nie przeceniałbym, bo to kończyło im wojnę na jednym krańcu państwa czy konflikt, a tu otwierali drugi. Myślę, że chodziło jednak o to, żeby Polska była rozbita. 17 września, czego byśmy nie opowiadali o ewakuacji na wschód, ponad pół miliona żołnierzy, o błotach poleskich, gdzie miała być obrona przed jednostkami pancerno-motorowymi III Rzeszy, no to prawda jest taka, że 17 września Polska była rozbita. To nie jest tak jak w propagandzie Goebbelsa, że padła w dwa tygodnie, ale też kiedy my mówimy sentymentalnie o tym 5 października i generale Franciszku Kleebergu, to mówimy o absolutnym końcu walk regularnych. W zasadzie wraz z kapitulacją Warszawy 28 września jest już po wszystkim, siedemnastego, wszystko na to wskazywało. Pamiętajmy, że niemieckie czołówki pancerne znalazły się na Woli już 8 września, na przedmieściach Warszawy.
No zgoda, ale przyzna pan, że to był też bardzo ważny cios ze względu psychologicznego.
- Znaczy ja myślę, że Sowieci tutaj chcieli "zjeść" jak najwięcej, jak najmniej się wysilając. To im się dokładnie udało. Zajęli większą część przedwojennego terytorium polskiego, aczkolwiek mniej zaludnioną, za znacznie mniejszą cenę wysiłku militarnego niż go ponieśli Niemcy. Tych wielkich bitew polsko-radzieckich nie było, bo przecież była to już armia od prawie trzech tygodni walcząca z Niemcami (mówię o polskiej armii), porozbijana, w odwrocie. Zatem ten "nóż w plecy", jak często się nazywa agresję 17 września, trzymając się tego porównania noża, można powiedzieć, że właściwie wchodził jak w masło.