Sojusznicy Trumpa chcą zmiany reżimu w Teheranie. Przykładem wsparcie dla "Solidarności"
Wpływowi politycy i działacze w Waszyngtonie naciskają na Biały Dom, by przyjął politykę zmiany reżimu wobec Iranu. Jednym ze wzorów dla tej polityki miałby być przykład amerykańskiej pomocy "Solidarności". Ale krytycy ostrzegają, że może to doprowadzić do katastrofy.
Zwolennicy opcji zmiany reżimu w Teheranie liczą na to, że polityka wobec Iranu będzie jednym z pól, w którym Donald Trump będzie chciał całkowicie odwrócić dziedzictwo pozostawione przez jego poprzednika. Trump w kampanii wyborczej był bardzo krtyyczny wobec postawy Obamy wobec Iranu i obiecywał, że z nią skończy. Jednak do tej pory Biały Dom wciąż nie opracował nowej polityki, a prezydent wycofał się z pomysłu anulowania porozumienia nuklearnego. Dlatego nowa adminsitracja jest poddawana intensywnemu lobbingowi ze strony "jastrzębi" w Waszyngtonie.
Z Iranem jak z PRL
Jednym z głównych zwolenników opcji "zmiany reżimu" w Teheranie jest senator Tom Cotton, jeden z najbardziej lojalnych sojuszników Trumpa w Kongresie. Cotton otwarcie wzywa do podjęcia działań, które doprowadzą do upadku władz Islamskiej Republiki. Jak? Według Cottona powinno się to zrobić za pomocą gospodarczych, dyplomatycznych i ukrytych środków do wywierania nacisku na reżim i wesprzeć dysydentów wewnątrz Iranu. Jak podaje portal Politico, szczególną rolę Cotton widzi w mniejszościach etnicznych w Iranie, zwłaszcza w Beludżach i Arabach, którzy "nie są zbyt entuzjastycznie nastawieni do życia pod perskim szyickim depotyzmem".
Swoje próby przekonania nowej adminstracji do polityki zmierzającej do rewolucji w Iranie podejmują też waszyngtońskie think-tanki, m.in. Fundacja na rzecz Obrony Demokracji (FDD). Prezes FDD Mark Dubowitz wysłał do Białego Domu memorandum, w którym przekonuje do obrania podobnej strategii, którą Stany Zjednoczone kierowały się w stosunku do bloku komunistycznego podczas zimnej wojny. Powołuje się konkretnie na przykład wspierania "Solidarności" przez administrację Reagana. Według Dubowitza, tak jak Reagan współpracował z opozycją, Kościołem i związkami zawodowymi w Polsce, tak teraz Trump powinien nawiązać kontakty z związkami zawodowymi, organizacjami studenckimi i dysydenckimi klerykami w Iranie, naświetlając wszystkie wady irańskiego reżimu.
Podatny grunt
Nowa polityka wobec Iranu wciąż znajduje się w fazie konsultacji. Ale wiele może wskazywać na to, że pomysły "jastrzębi" trafią na podatny grunt. Pierwsza wizyta zagraniczna Trumpa, w Arabii Saudyjskiej, będącej głównym rywalem Iranu w regionie, była prawdziwym festiwalem antyirańskiej retoryki. Amerykański prezydent wskazał na Teheran jako na główne źródło terroryzmu i religijnych konfliktów.
Stanowisko irańskich jastrzębi zdaje się podzielać też sekretarz stanu Rex Tillerson. Szef dyplomacji zapowiedział, że USA będą współpracować z grupami irańskiej opozycji, aby osiągnąć pokojową zmianę władzy. Według niego i innych zwolenników tej opcji, niezależnie od formalnych władz, reżim w Teheranie zawsze będzie wrogi Stanom Zjednoczonym i będzie wywierał destruktywny wpływ na region, dlatego jedynym wyjściem jest jego zmiana.
Ryzyko eskalacji
Krytycy tego podejścia przestrzegają jednak, że podjęcie takiej polityki wobec Iranu - szczególnie po ociepleniu, które dokonało się za prezydentury Obamy - może być bardzo ryzykowne. Obama wprost obiecał Teheranowi, że nie zamierza obalać Republiki Islamskiej. Reakcją na otwartą zmianę tej polityki może być jeszcze agresywniejsza postawa irańskiego reżimu. Krytycy wskazują, że taka postawa mogłaby tylko wzmocnić narrację władz o amerykańskich spiskach wymierzonych w Iran i w ten sposób uzasadniać dalsze represje przeciwko dysydentom. Co więcej, po tym, jak w 2009 roku doszło do brutalnego stłumienia protestów "zielonej rewolucji", w Iranie nie działają żadne znaczące organizacje kontestujące porządek.
Ostra polityka wobec Iranu jest tym bardziej ryzykowna, że obecna sytuacja w Syrii i Iraku prowadzona przez Teheran i Waszyngton może prowadzić do zbrojnej konfrontacji. Obie strony zmierzają do zabezpieczenia iracko-syryjskiego pogranicza, które dla Iranu stanowi klucz do ustanowienia drogi lądowej od Iraku po Liban, prowadzącej przez sojusznicze terytoria. Do pierwszych scysji między wspieranymi przez Teheran bojówkami a amerykańskim wojskiem już doszło. Kolejne mogą być tylko kwestią czasu - tym bardziej, że decyzje co do amerykańskich działań wojskowych w Syrii zostały przez Trumpa całkowicie oddane generałom. W takiej sytuacji otwarte opowiedzenie się za zmianą reżimu w Teheranie tylko dolałoby oliwy do ognia w i tak już bardzo napiętej sytuacji.