Niepewna przyszłość porozumienia nuklearnego z Iranem. "Jego zerwanie wzmogłoby napięcia na Bliskim Wschodzie"
Ani Iran, ani my, ani pewnie i sam Donald Trump nie wie, jaka będzie przyszłość porozumienia nuklearnego. Jego zerwanie dodałoby kolejny element destabilizacji do już pełnego chaosu i konfliktów Bliskiego Wschodu - mówi w rozmowie z Wirtualną Polską dr Robert Czulda, znawca Iranu i tematyki bezpieczeństwa na Bliskim Wschodzie z Uniwersytetu Łódzkiego, a także wizytujący wykładowca Islamic Azad University w Teheranie.
WP: Irański minister obrony powiedział ostatnio, że wybór Donalda Trumpa wywołuje niepokój na Bliskim Wschodzie i ostrzegł przed konfliktem, który może przerodzić się w wojnę światową. Jak należy interpretować tę wypowiedź?
Dr Robert Czulda: - Pamiętajmy, że tego rodzaju wypowiedzi w Iranie są dosyć częste, zdarzały się również wcześniej za prezydentury Baracka Obamy. Ton był podobny - groźba wojny, że w razie problemów Iran jest w stanie zaatakować Amerykanów i ich sojuszników oraz zniszczyć Izrael. Wydaje się, że jest to po części próba odniesienia się do ewentualnego wycofania się Donalda Trumpa z porozumienia nuklearnego, ponieważ tak naprawdę ani Teheran, ani my, ani pewnie i sam Trump nie wie, jaka będzie przyszłość tego układu.
WP: Skąd bierze się tak wielka niepewność?
- Z dwóch powodów. Po pierwsze, sam Iran jest trochę z tej umowy niezadowolony. Raczej się z niej nie wycofa, ale pewne niezadowolenie jest. Po drugie, także Trump dawał sygnały swoimi wypowiedziami i nominacjami, że być może zerwie ten układ. Zresztą premier Izraela Benjamin Netanjahu zapowiadał, że będzie doradzać przyszłemu prezydentowi USA, jak to zrobić. Zatem deklarację irańskiego ministra obrony należy odczytywać jako komunikat kierowany w stronę Trumpa, że wypowiedzenie porozumienia nuklearnego, zbyt proizraelska i antyirańska polityka, zakończyć się może wojną. Aczkolwiek musimy pamiętać, że taka retoryka w Iranie jest dość częsta.
WP: Niedawno był pan w Iranie i wskazywał, że sami Irańczycy nie do końca są zadowoleni z porozumienia jądrowego zawartego z USA, UE, Rosją i Chinami.
- Niezadowolone są oba główne obozy polityczne w Iranie. Konserwatyści byli przeciwni od samego początku. Zwolennikami porozumienia byli natomiast reformatorzy skupieni wokół prezydenta Hasana Rowhaniego. Ale gdy we wrześniu byłem w Iranie, nasłuchałem się bardzo wiele złego na temat nie tyle samego układu, co tego, jak jest on realizowany. W odczuciu Irańczyków Teheran z jednej strony wiele poświęcił, zamrażając swój program jądrowy. Z drugiej strony istnieje silne przeświadczenie, że otrzymał niewiele w zamian, ponieważ wielu sankcji gospodarczych wciąż nie zniesiono, np. zakazu wykonywania transakcji bankowych. Nie pojawiły się inwestycje zagraniczne w Iranie, a na pewno nie w takiej skali, jakich oczekiwał Teheran.
WP: Dlaczego tak się dzieje?
- Ten zarzut jest przede wszystkim kierowany do Unii Europejskiej i USA. Tak mocne oskarżenia nie padają pod adresem Rosji i Chin, przynajmniej nie ze strony przedstawicieli systemu, bo oba mocarstwa uznawane są za partnerów i raczej nie krytykuje się ich na forum publicznym. Ale pamiętajmy, że to nie jest tak, że znosimy sankcje i wszyscy się rzucają do inwestowania. Oczywiście nie mówię o wielkich koncernach, które do Iranu powoli wchodzą, ale o mniejszych firmach. Po prostu inwestowanie w tym kraju jest dość ryzykowne, niezależnie od istnienia sankcji. Chodzi o takie kwestie jak choćby nieznajomość miejscowego prawa, brak należytej ochrony (chociażby w zakresie praw autorskich, które w Iranie praktycznie nie występują), brak niezbędnych do działania w Iranie kontaktów osobistych, niepewność co do przyszłości - bo nie wiemy co będzie w Iranie za rok czy dwa. Dotyczy to nie tylko nadchodzących wyborów prezydenckich, ale także konieczności wyboru nowego najwyższego przywódcy Iranu, a wiec faktycznego władcy
islamskiej republiki.
To są obiektywne przeszkody, ale władze w Teheranie głośno wyrażają swoje rozczarowanie, oskarżając w rozmowach Zachód o kłamanie i oszustwa. Z jednej strony to próba wywarcia wpływu na państwa zachodnie, z drugiej - trochę krzyk rozpaczy irańskich "liberałów", którzy obiecali społeczeństwu wyczekiwaną zmianę, otwarcie na świat, wzrost gospodarczy. Bowiem mają oni świadomość, że jeśli nic się nie zmieni, to Irańczycy się rozczarują i to wzmocni przeciwników porozumienia nuklearnego, czyli konserwatystów i przedstawicieli resortów siłowych. Wtedy Iran ponownie zamknie się na świat.
WP: Irańscy konserwatyści tak mocno sprzeciwiają się układowi jądrowemu, bo wietrzą w nim zachodni podstęp?
- Ta wrogość ma wymiar ideologiczny. Konserwatyści powtarzają, że z Amerykanami nie można rozmawiać i nie można im ufać, bo oni na pewno będą chcieli Iran oszukać. Poza tym antyzachodniość jest jednym z filarów Islamskiej Republiki Iranu. Tymczasem dogadujemy się z wrogiem, znosimy sankcje i pojawiają się zachodnie, a przede wszystkim amerykańskie firmy. To otwarcie jest w oczach konserwatystów zagrożeniem dla systemu, bo umożliwia Zachodowi wejście do Iranu i podważenie podstaw rewolucji islamskiej. Jednocześnie dla osób liberalnych, szczególnie młodych, z dużych miast, to otwarcie jest wyczekiwane - chłoną one zachodnią kulturę i zwyczaje. Po drugie, z perspektywy irańskich konserwatystów rezygnacja z elementów programu jądrowego, co miało miejsce na mocy umowy nuklearnej, osłabia bezpieczeństwo państwa.
WP: Jakie argumenty mogą stać za retoryką Donalda Trumpa, który w kampanii wyborczej bardzo krytykował układ wynegocjowany przez Baracka Obamę i zapowiadał jego zerwanie?
- Podejrzewam, że Trump tej umowy w ogóle nie czytał. Pamiętajmy jednak, że retoryka przedwyborcza rządzi się swoimi prawami. Po zwycięstwie Trump sygnalizował wycofanie się z większości swoich postulatów z kampanii. On budował wokół siebie narrację osoby zdecydowanej, która postawi na pierwszym miejscu interesy Ameryki, dlatego wydaje się, że wycofanie się z porozumienia z Iranem było jednym z elementów tej twardej, nieprzejednanej narracji. Natomiast uważam, że wynegocjowanie tego układu wymagało tyle czasu i poświęceń, że rezygnacja byłaby najgorszą z możliwych opcji. Mimo niewątpliwych problemów i różnych kwestii, które pozostają nieuregulowane, warto dać mu szansę. To jest bardzo ważny punkt wyjściowy do procesu unormowania stosunków z Iranem, który należy kontynuować. Być może to się nie uda, ale jeśli nie spróbujemy - zgodnie z zasadą ograniczonego zaufania - to postępu na pewno nie będzie.
WP: Czy pozostałe strony porozumienia nuklearnego, czyli UE, Rosja i Chiny, będą wywierać presję na Waszyngton, by go nie zrywać?
- Unia Europejska na pewno tak, bo dla niej to szansa na inwestycje, poza tym Bruksela zawsze jest zwolennikiem "miękkiego" podejścia do problemów międzynarodowych. Wiele dużych firm europejskich od dawna liczyło na możliwość swobodnego inwestowania w Iranie. Natomiast co do Rosji i Chin, to nie mam takiej pewności. To co prawda państwa zaprzyjaźnione z Iranem, ale jeżeli spojrzymy z punktu widzenia ich interesu narodowego, to szczególnie Rosji tak naprawdę paradoksalnie zależy, żeby te sankcje były. Wtedy bowiem Iran będzie miał mniej partnerów, będzie więc niejako skazany na współpracę z Kremlem. Zniesienie sankcji powoduje, że Teheran ma większe pole manewru, może na przykład - tak jak teraz - kupować samoloty z USA. Tym samym nie jestem do końca przekonany, że to działa na korzyść Moskwy i Pekinu.
WP: Izrael z premierem Benjaminem Netanjahu i Saudowie, bliscy i wpływowi sojusznicy USA, nie są zadowoleni z porozumienia z Iranem. Być może wpłyną też na Trumpa?
- Istnieje taka możliwość, ale na chwilę obecną pewnie sam Trump nie wie, co się wydarzy. Ale niewątpliwie walka wokół tej umowy będzie się toczyć, również udziałem Izraela i Arabii Saudyjskiej oraz grup lobbingowych w Waszyngtonie. Umowa jądrowa z Iranem to przecież nie tylko potencjalne korzyści, ale problemy - Iran od dłuższego czasu mieszka w bliskowschodnim kotle, dozbrajając wierne Teheranowi siły w Bahrajnie, Jemenie, Syrii, Libanie i Palestynie.
WP: Czego powinniśmy się spodziewać, jeśli jednak nowy prezydent USA zrealizuje swoją przedwyborczą obietnicę i zerwie porozumienie z Teheranem?
- Bliski Wschód już jest pełen chaosu i konfliktów, a to dodałoby jeszcze jeden element destabilizacji. Zerwanie porozumienia nuklearnego mogłoby bardzo mocno wzmocnić kręgi konserwatywne i antyzachodnie w Iranie. Tym bardziej, że w przyszłym roku odbędą się tam wybory prezydenckie. Wtedy okres delikatnego otwarcia Teheranu na świat, który nastąpił za prezydentury Rowhaniego, dobiegnie końca. Nowej wojny bym się nie spodziewał, ale na pewno będzie więcej napięcia i wykorzystywania przez Iran różnych grup w regionie do zwalczania interesów amerykańskich czy zachodnich.