Służby szukały Romanowskiego w klasztorze. Terlikowski: Nie tylko "zbrodnia"
W grudniu w jednym z klasztorów doszło do przeszukania, w celu ustalenia miejsca pobytu poszukiwanego posła Marcina Romanowskiego. Przeszukanie tego miejsca to klasyczny przykład tego, o czym Charles-Maurice de Talleyrand określał mianem "to gorzej niż zbrodnia – to błąd".
Tekst powstał w ramach projektu WP Opinie. Przedstawiamy w nim zróżnicowane spojrzenia komentatorów i liderów opinii publicznej na kluczowe sprawy społeczne i polityczne.
Święta Bożego Narodzenia upłynęły - jeśli chodzi o przestrzeń informacyjną w Kościele - pod znakiem informacji o przeszukaniu przez służby klasztoru dominikanów w Lublinie. Ujawniony został list prowincjała dominikanów o. Łukasza Wiśniewskiego do przełożonego Konferencji Wyższych Przełożonych Zakonów Męskich, w którym opisana została ta sytuacja.
"Dokładnego przeszukania obiektu klasztornego wraz z częścią mieszkalną braci, które trwało ok. dwóch godzin, dokonało sześciu policjantów w kominiarkach. W trakcie przeszukania policjanci fotografowali nasze pomieszczenia klasztorne, w tym cele zakonne. W tym czasie nad klasztorem latały policyjne drony. Sprawa jest zaskakująca, gdyż nikt z braci z Klasztoru lubelskiego nie zna p. Romanowskiego i nigdy z nim nie rozmawiał. Pan Romanowski nie ma też jakiegokolwiek związku z Klasztorem lubelskim - tłumaczono.
"Jednocześnie w czasie, kiedy dokonywano przeszukania, w mediach była już podawana informacja, że p. Romanowski przebywa na terenie Węgier, gdzie otrzymał azyl polityczny. Przeszukanie jest czymś bezprecedensowym. Bulwersującym jest fakt, że podejrzewano braci o ukrywanie człowieka poszukiwanego listem gończym. Niezrozumiałe jest również podejmowanie działań przez policję w sytuacji, gdy publicznie podawano do wiadomości, że służby znają faktyczne miejsce przebywaniu p. Romanowskiego" - napisał o. Wiśniewski.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Warto też zwrócić uwagę, że - zgodnie z konkordatem - budynki klasztorne mają szczególny, jako miejsca kultu, charakter.
"Miejscom przeznaczonym przez właściwą władzę kościelną do sprawowania kultu i grzebania zmarłych Państwo gwarantuje w tym celu nienaruszalność" - stanowi artykuł 8, ustęp 3 Konkordatu.
I choć w ustępie 5. znajduje się zastrzeżenie, że pewne działania można podejmować, to dotyczą one ściśle określonych wyjątków. "Władza publiczna może podjąć niezbędne działania w miejscach określonych w ustępie 3. także bez uprzedniego powiadamiania władzy kościelnej, jeśli jest to konieczne dla ochrony życia, zdrowia lub mienia" - czytamy w dokumencie.
I aż trudno nie zadać pytania, czy służby uprzedziły stosowne władze kościelne o działaniach, a jeśli nie, to czyje życie, zdrowie lub mienie było zagrożone?
Kuriozalne tłumaczenia prokuratury
Odpowiedź na tak postawione pytanie jest oczywista: takiego zagrożenia nie było. A jeśli uważnie wczytać się w oświadczenie prokuratury, to nie było także żadnych powodów, by przeszukanie przeprowadzić.
"W dniu 18 grudnia 2024 r. do Prokuratury Krajowej wpłynęła informacja, iż poszukiwany Marcin Romanowski przebywa w Klasztorze Św. Stanisława OO. Dominikanów w Lublinie. Z informacji tej wynikało, iż podejrzany miał być widziany w tym klasztorze "w ubiegłą niedzielę". Informacja dotyczyła konkretnej celi, w której miał przebywać Marcin Romanowski, oraz zawierała opis zmian w jego wyglądzie" - czytamy w oświadczeniu prokuratury.
I nie, to nie jest fejk. Oni naprawdę napisali, że w czwartek przeprowadzili przeszukanie, bo w środę, ktoś im powiedział, że w niedzielę w jednej z cel siedział przebrany Marcin Romanowski. I nikomu nie przyszło do głowy, żeby nie tylko sprawdzić konkordat, ale nawet, żeby zastanowić się, czy doniesienie to ma ręce i nogi.
Nikt nie zadał sobie pytania, jak można zobaczyć przebranego Romanowskiego (swoją drogą prokuratorzy chyba za bardzo naoglądali się memów) w celi, skoro ta objęta jest klauzurą (no, chyba że prokuratorów poinformował jakiś dominikanin) i nie mają do niej generalnie dostępu przypadkowi ludzie.
Nikt nie zastanawiał się też, jak osoba zgłaszająca miałaby się dowiedzieć o obecności Romanowskiego w klasztorze, skoro miał on się ukrywać w celi. Dominikanie - i to także mógłby sprawdzić prokurator - raczej nie słynęli i nie słyną ze wsparcia dla Suwerennej Polski, i naprawdę nie widać powodów, żeby to akurat u nich miał ukrywać się Romanowski.
I naprawdę nie trzeba mieć szczególnej wiedzy o Kościele i Polsce, żeby to ustalić. Nie jest też tajemnicą, że akurat ten zakon jest niezwykle demokratyczny, rozdyskutowany i że jest ostatnim miejscem, gdzie można się ukryć. Poseł Romanowski, jako człowiek dobrze osadzony w Kościele, doskonale o tym wiedział.
Jak ośmieszyć prokuraturę i stracić katolickich wyborców
I jedno z dwojga: albo prokurator prowadzący tę sprawę specjalnie mądry nie jest i uwierzył w głupi żart (co powinno skłonić jego przełożonych do zdjęcia go z tej sprawy) albo prokuratura za idiotów ma obywateli, co powinno skłonić jej przełożony do zmiany składu i odpowiedzialnych. W obu przypadkach tak tej sprawy zostawić nie można. No, chyba że rzeczywiście chciano stracić katolickich wyborców i pokazać, że narracja PiS o "opiłowywaniu katolików" jest prawdziwa. Jeśli tak to gratuluje kursu na przegrane dla Rafała Trzaskowskiego wybory.
Dlaczego? Odpowiedź jest prosta. Nie trzeba mieć nie wiadomo jakiej wiedzy o Polsce i Kościele, żeby wiedzieć, że dominikanie mają wizerunek tych najbardziej liberalnych w Kościele. Ludzie, którzy chodzą do ich kościołów, często głosowali na obecną koalicję, i z pewnością nie są - w zasadniczej części - wielbicielami PiS (nawet jeśli jakaś część na nich głosowała).
Uderzenie akurat w nich jest więc klasycznym strzałem w stopę. Swoją, a nie Kościoła. I nie PiS-u.
Jeśli Koalicja Obywatelska chce pozbawić Rafała Trzaskowskiego głosów nawet krytycznych wobec PiS katolików, to prokuratura jest na dobrej drodze, żeby się do tego przyczynić. PiS - i trudno się temu dziwić - tego nie odpuści, a kuriozalne tłumaczenia prokuratury krajowej tylko mu w tym pomogą.
Gang Olsena nie jest groźny
Jeśli nic się w tej sprawie nie wydarzy, jeśli nie pojawi się sensowne wyjaśnienie działania, albo nie pojawią się konsekwencje dla osób, które w tej sprawie nadużyły prawa, to pozostanie wniosek, że Koalicja Obywatelska chce takimi działaniami pokazać, że może pewne rzeczy zrobić i będzie je robić, niezależnie od prawa. Metoda zastraszania jednak - i to trzeba powiedzieć zupełnie jasno - na Kościół działa bardzo słabo.
Dlaczego? Powody są przynajmniej dwa. Po pierwsze jest on instytucją długiego trwania, przetrwał nie takie szykany i prześladowania, a wciąż żyją jeszcze ludzie, którzy pamiętają komunę i to, jak wówczas traktowano Kościół.
Ale jest i drugi powód.
Zastraszanie, jeśli ma byś skuteczne, nie może prowadzić do ośmieszenia zastraszającego. A tak jest w tym przypadku.
Opowieść o przebranym i ukrywającym się w celi Romanowskim i informacja, że prokuratura szukała go tam, gdy on był już na Węgrzech (i sam o tym informował), ośmiesza prokuraturę. Ba, pokazuje ją jako gang Olsena.
I właśnie dlatego trudno tu uciec od twierdzenia Talleyranda. Jeśli miała to być "zbrodnia", to okazała się ona głównie potężnym błędem. Romanowski i tak wywiódł w pole służby, nic nie wskazuje na to, by ukrywał się u dominikanów, a Kościoła w ten sposób zastraszyć się nie da.
Straci na tym Koalicja Obywatelska i Rafał Trzaskowski. Jeśli ktoś odniósł z tego "genialnego" posunięcia prokuratury korzyści, to z całą pewnością PiS i ta część Kościoła, która przekonuje, że z tą władzą nie da się rozmawiać.
I takie są owoce lubelskich działań prokuratury.
Tomasz P. Terlikowski dla Wirtualnej Polski
Tomasz P. Terlikowski, doktor filozofii, publicysta RMF FM, felietonista "Plusa Minusa", autor podcastu "Wciąż tak myślę". Autor kilkudziesięciu książek, w tym "Wygasanie. Zmierzch mojego Kościoła", "To ja Judasz. Biografia Apostoła", "Arcybiskup. Kim jest Marek Jędraszewski".