Słowik: "Lex TVN". Andrzej Duda odebrał strzelbę Jarosławowi Kaczyńskiemu [OPINIA]
Prezydent Andrzej Duda nie wpisał się w polityczną grę Prawa i Sprawiedliwości. Zarazem jednak trudno mówić o porażce obozu rządzącego, który swój cel i tak zrealizował.
To decyzja mądra, a wyjaśnienie motywów jej podjęcia było przekonujące.
Jednocześnie nie warto doszukiwać się teorii spiskowych. Jarosław Kaczyński, prezes Prawa i Sprawiedliwości, nie miał żadnego interesu w tym, by wspólnie i w porozumieniu z głową państwa "zagrać" na niezależność Andrzeja Dudy. Od dawna bowiem pomiędzy Pałacem a rządem i Nowogrodzką atmosfera jest napięta, a relacje są wyjątkowo chłodne.
Bez udawania
Prezydent mógł odmówić podpisania ustawy i skierować ją do Trybunału Konstytucyjnego. Wówczas jednak strzelba, za którą chwycił Jarosław Kaczyński i wymierzył ją w amerykańskie Discovery i należącą do niego Grupę TVN, nadal byłaby w użyciu. Po prostu płynnie zostałaby przekazana w ręce sędzi Julii Przyłębskiej. I doświadczenie w obserwowaniu niezależności Trybunału Konstytucyjnego od potrzeb politycznych rządzących pokazuje, że strzelba ta by wystrzeliła akurat wtedy, gdy byłoby to korzystne dla Prawa i Sprawiedliwości.
Andrzej Duda doskonale wie, jak bardzo niezależny jest Trybunał Konstytucyjny.
"Lex TVN" obali rządy PiS? Ekspert o "krytycznie ważnym" momencie
Dlatego prezydent postanowił nie udawać i nie pomagać w trzymaniu strzelby. Zabrał ją i wyrzucił do śmietnika. Tak bowiem należy postrzegać weto do "lex TVN". Szanse na jego przełamanie, co wymagałoby zebranie 3/5 głosów w Sejmie w obecności minimum połowy Izby, są w obecnej sytuacji politycznej żadne.
Mądre słowa
Prezydent mądrze mówił o polonizacji mediów. Wskazał, że państwo ma prawo taką reformę wprowadzić. Bądź co bądź, wiele państw dba o to, by na rynku medialnym dominował kapitał krajowy (na marginesie – w Polsce też dominuje). Ale należy to robić, wprowadzając przepisy na przyszłość, a nie na przeszłość. Uchwalona ustawa była zaś rozwiązaniem w praktyce działającym wstecz, łamiącym umowę handlową, zawartą przez Polskę z USA, wymierzonym w jeden konkretny podmiot.
Tak bowiem należałoby postrzegać zmieniony art. 35 Ustawy o radiofonii i telewizji. Przewiduje on, w dużym uproszczeniu, że kontroli nad nadającą w Polsce telewizją nie może mieć spółka spoza Europejskiego Obszaru Gospodarczego.
Szkopuł w tym, że gdy Amerykanie kupowali TVN, stanowisko polskiego państwa było inne: Krajowa Rada Radiofonii i Telewizji uznała, że amerykańska spółka może bez problemu mieć w Polsce telewizję.
Andrzej Duda to wszystko dostrzegł. Zauważył też - nie bez racji - że wejście w życie "lex TVN" naraziłoby Polskę na długie postępowanie arbitrażowe. Niekorzystne dla nas rozstrzygnięcie mogłoby z kolei oznaczać obowiązek wypłaty liczonego w miliardach dolarów odszkodowania.
Bez przesady
W mediach społecznościowych, gdy tylko prezydent ogłosił weto do ustawy, zaczęły pojawiać się komentarze, że cała sprawa to porażka Prawa i Sprawiedliwości.
To jednak daleko posunięty wniosek, zdaje się, że nieuprawniony.
Spójrzmy na sytuację inaczej. Jesteśmy w środku kolejnej fali pandemii koronawirusa. Inflacja w Polsce jest jedną z najwyższych w Europie. Sytuacja na granicy polsko-białoruskiej jest ciągle napięta. Wyszło na jaw, że przed wyborami parlamentarnymi podsłuchiwano szefa sztabu wyborczego największej partii opozycyjnej. Cały czas w internecie umieszczana jest rządowa korespondencja mailowa.
A my rozmawiamy o tym, że nie wejdzie w życie "lex TVN", które jeszcze dwa tygodnie temu leżało w sejmowej zamrażarce i o którym wszyscy zdążyli już zapomnieć.