Śledztwo ws. przetargu na caracale. Przesłuchano ważnego świadka
Jak ustaliła Wirtualna Polska, prokuratura regionalna w Szczecinie przesłuchała Wacława Berczyńskiego, b. szefa podkomisji smoleńskiej, w śledztwie dotyczącym kontraktu na zakup śmigłowców dla polskiego wojska. Śledczy nie chcą jednak ujawnić, co zeznał być może kluczowy świadek w głośnej sprawie.
- Śledztwo zostało wszczęte w dniu 24 października 2016 r., toczy się nadal w sprawie. Do tej pory nie wydano żadnego postanowienia o przedstawieniu zarzutów, a w jego toku był przesłuchany w charakterze świadka pan Wacław Berczyński - informuje Wirtualną Polskę Marcin Lorenc, rzecznik prasowy w Prokuraturze Regionalnej w Szczecinie.
- Postępowanie dotyczy istotnych dla Polski interesów, a materiały występujące w sprawie opatrzone są klauzulami tajności. Z tego względu, oraz z uwagi na dobro postępowania, prokurator nie udziela informacji o jego przebiegu - mówi dalej rzecznik. I jak dodaje, "przesłuchanie Wacława Berczyńskiego odbyło się w Polsce, już jakiś czas temu".
Przypomnijmy, że to właśnie Berczyński w wywiadzie dla "Dziennika Gazety Prawnej" stwierdził: "To ja wykończyłem caracale. Znam się na tym, znam się na śmigłowcach, znam się na lotnictwie. Pamiętam, jak przeczytałem o tych caracalach, o tym, że polski rząd zamierza je kupić, to mi włosy stanęły dęba". Po słowach ówczesnego szefa podkomisji smoleńskiej wybuchła burza.
MON tym słowom zaprzeczyło. Również ówczesny wicepremier, minister rozwoju Mateusz Morawiecki zapewniał, że nazwisko Berczyńskiego ani razu się nie pojawiło w trakcie negocjacji przetargu na caracale.
Mimo to naukowiec złożył rezygnację z funkcji szefa podkomisji ds. ponownego zbadania katastrofy smoleńskiej i przestał być przewodniczącym rady nadzorczej Wojskowych Zakładów Lotniczych nr 1 w Łodzi. Wyjechał również do Stanów Zjednoczonych, gdzie mieszka. Jak informował "Super Express", Berczyński miał być właścicielem kilku nieruchomości w USA, które kupił dzięki kredytowi z firmy Boeing.
Przypomnijmy, że chodzi o głośny przetarg z 2012 roku na śmigłowce wielozadaniowe dla polskiej armii. Po długich negocjacjach w kwietniu 2015 roku Ministerstwo Obrony Narodowej wybrało maszynę francuskiego Airbusa – śmigłowiec Caracal. Wartość kontraktu opiewała na 13,5 mld złotych, polskim żołnierzom miało zostać dostarczonych 50 maszyn. Jeszcze w tym samym roku rozpoczęły się negocjacje dotyczące umowy offsetowej.
Mimo zapewnień Airbusa, który oferował polskiej stronie produkcję w zakładach nad Wisłą i transfer technologii wartej niemal tyle samo, co cena śmigłowców, jesienią 2016 roku (po zmianie rządu w Polsce) ministerstwo rozwoju odpowiedzialne za przetarg uznało ofertę za "niezadowalającą”. Rozmowy zerwano. Według rządu z PiS, oferta nie odpowiadała interesom ekonomicznym i bezpieczeństwa Polski, a wartość proponowanego offsetu była niższa od oczekiwanej.
Według wiceszefa MON Michała Dworczyka Berczyński miał dostęp, ale do "archiwalnej dokumentacji" przetargu na caracale. Dworczyk mówił w TVN24, że kiedy Berczyński dostał dokumenty, postępowanie było już zakończone.
W listopadzie 2017 r. śledztwo zostało objęte nadzorem Prokuratury Krajowej. A od ponad 4 lat w szczecińskiej prokuraturze zajmuje się nim specjalny zespół śledczych.
- Przede wszystkim proszę pamiętać, że to śledztwo dotyczy samego zawarcia kontraktu na zakup caracali na kwotę ponad 13 mld złotych - i to jest głównym wątkiem postępowania. Natomiast jest jeszcze szereg wątków pobocznych, które jeszcze prokurator będzie wyjaśniał – mówił jakiś czas temu Bogdan Święczkowski, Prokurator Krajowy.
Zdaniem opozycji, odpowiedzialność za zamieszanie z przetargiem na caracale ponosił w największym stopniu ówczesny minister obrony narodowej Antoni Macierewicz. Berczyński był jego bliskim współpracownikiem.
- Ta sprawa będzie najpoważniejszą aferą od dziesięcioleci, bo jest to 13,5 mld złotych a główny sprawca wyjechał do Stanów Zjednoczonych. Za dużo tych podejrzeń, tych dziwnych zdarzeń (...) Wydaje mi się, że Macierewicz, trochę jak Al Capone, nie za inne rzeczy, tylko za tę sprawę bardzo poważnie odpowie. Bo tu właśnie widać, jak w soczewce ten chory mechanizm prywatnego folwarku Macierewicza w MON, zlecania różnych rzeczy kolegom - mówił w maju 2017 r. Tomasz Siemoniak, wiceprzewodniczący PO.