Sławomir Sierakowski: Przyjechał dyktator do dyktatora. Świat patrzy z niedowierzaniem
Standardy polityczne w Polsce są wciąż o niebo wyższe niż w Turcji, ale kierunek jest niestety ten sam. A takie wizyty i ściskanie się z dyktatorami pokroju Erdogana nie pozostawiają skonsternowanej i zaniepokojonej Europie wątpliwości, w którą stronę zmierza Polska - pisze w felietonie dla WP Opinie Sławomir Sierakowski.
Każdy, kto ma oczy i telewizor, wie, jakim Turcja jest dziś krajem. Nawet kłamiące na potęgę media publiczne relacjonują kolejne prześladowania opozycjonistów, dziennikarzy, sędziów, działaczy organizacji pozarządowych, a także mniejszości etnicznych, które wieńczą proces odchodzenia Turcji od zachodnich standardów demokracji liberalnej. W Turcji jeszcze przed puczem siedziało w więzieniach więcej dziennikarzy niż w Rosji i Chinach.
Teraz autora tych poczynań zapraszają nasze władze i przyjmują tak uroczyście, jak żadne inne nie robiły tego dotąd po puczu. Przywódca Turcji wykorzystał go jako okazję, żeby całkowicie podporządkować sobie kraj, który wykonał w XX wieku niesamowity skok cywilizacyjny i był nadzieją całego regionu na to, że niezależnie od kultury i religii modernizacja, a także demokracja mogą się zakorzenić nie tylko na Zachodzie. Nadziei tej tracić nie wypada, od kiedy okazało się, że nawet macierzyste kraje demokracji i liberalizmu potrafią wybrać sobie przywódców niewiele różniących się od Erdogana. Choć nikogo demokracją i modernizacją uszczęśliwiać na siłę nie należy.
Pokłony dla sułtana
Żeby zapraszać dyktatora trzeba mieć w tym albo jakiś interes, albo nie widzieć różnicy między sobą a zapraszanym. Zauważmy, demokratyczni przywódcy częściej Polskę omijają niż odwiedzają: Hollande odwołał wizytę, Macron nas oraz bratnie Węgry ominął w podróży po Europie Środkowej. Nasi przywódcy ściskają się za to z Trumpem, Orbanem, a teraz jeszcze Erdoganem. Jeśli do tego zestawu dołożymy naszego marszałka Senatu chwalącego Aleksandra Łukaszenkę, to do kompletu brakuje już chyba tylko Putina i Północnej Korei. Takie są aspiracje Prawa i Sprawiedliwości?
A jakie bzdury wygadywali politycy partii rządzącej. Oczywiście rekordów nie ma się co spodziewać, bo ocean idiotycznych tłumaczeń i decyzji rozciągających się od Puszczy Białowieskiej do Teatru Starego w Krakowie, zalewa nas codziennie takim tsunami, że toną w nim nawet najbardziej radykalni kiedyś publicyści prawicowi. Swoją drogą, to nie oni stracili na radykalizmie, tylko znaleźli się w otoczeniu armii anonimowych wykonawców propagandowych poleceń. Ograniczmy się więc do relacji Faktów TVN.
Najpierw widzimy ściskających prawice prezydenta Erdogana i prezydenta Dudę. Następnie Dudę wijącego się i zapewniającego, że oczywiście poruszył sprawy sytuacji wewnętrznej w Turcji - z głową dziwnie przekrzywioną na prawo – i zaraz dodającego, że Polska popierała i popiera tureckie starania o wejście do UE. Tylko, że UE dopiero co wykluczyła turecki akces, po tym jak Erdogan kazał aresztować 50 tys. ludzi a150 tys. ludzi straciło pracę za poglądy czy w wyniku podejrzeń. Co tu popierać?
Rozmowy z diabłem
Zimnym pragmatyzmem chciał się popisać senator Jan Maria Jackowski – autor trzytomowej „Bitwy o prawdę” - gdy rzekł: „Owszem są napięcia w relacjach turecko-amerykańskich, ale finalnie liczy się to, że jednak Turcja jest mocarstwem regionalnym”. Jest to pragmatyzm trochę pomylony, bo z dwóch kierunków dyplomatycznych ten amerykański jest chyba ważniejszy, gdyż mocarstwo regionalne jest jednak słabsze, niż mocarstwo światowe. Najbardziej pomylony jest ten pragmatyzm w tym, że owszem można rozmawiać nawet z samym diabłem, ale wtedy kiedy można w ten sposób coś sensownego załatwić. A jaką korzyść może mieć z tego Polska? Bo wciąż może jeszcze tracić te resztki nadziei Zachodu, że zawróci jeszcze z samobójczego kursu jaki obrała. Interesu Erdogana nie trzeba tłumaczyć. Wykorzystuje takiego Dudę, Kuchcińskiego i Macierewicza, żeby pokazywać swoim obywatelom i reszcie państw unijnych, że aż tak izolowany na świecie nie jest, skoro spotykają się z nimi nie tylko ci, którzy muszą (jak na rozmaitych szczytach), ale także ci, którzy nie muszą.
No właśnie, dlaczego to robią? Poseł Jan Mosiński z PiS-u w poetyce wypowiedzi klasowej: „Wywiezie on [Erdogan] z naszego kraju wiele cennych i bogatych doświadczeń, które przydadzą mu się w zarządzaniu tak dużym państwem jak Turcja”. Akurat po lekcje zarządzania to raczej powinni jeździć nasi delegaci spółek skarbu państwa do Turcji, bo poziom rozwoju tamtejszej gospodarki jest wciąż znacznie wyższy od polskiego. A jedyna ubogacająca wymiana cennych i bogatych doświadczeń Prawa i Sprawiedliwości z Erdoganem może dotyczyć polityki. Turecki przywódca rządzi znacznie dłużej niż nasz prezes i jest już znacznie bardziej zaawansowany zarówno w zawracaniu z kierunku europejskiego, jak i wprowadzaniu dyktatury.
Wskazówki od Pawłowicz
Od Erdogana można się uczyć tego, co już obiecuje prof. Pawłowicz, a co byłoby kolejnym etapem po zawłaszczeniu mediów publicznych i wprowadzeniu tępej propagandy: uderzeniu w media prywatne, poddanie sądów presji albo przejęciu, wywaleniu z roboty wszystkich przeciwników ideologicznych, aż po wsadzenie do więzienia przeciwników politycznych. Czy coś innego obiecuje mediom krytycznym wobec władzy PiS? Czy nie obiecuje więzienia Tuskowi? Standardy polityczne w Polsce są wciąż o niebo wyższe niż w Turcji, ale kierunek jest niestety ten sam. A takie wizyty i ściskanie się z dyktatorami nie pozostawiają skonsternowanej i zaniepokojonej Europie wątpliwości, w którą stronę zmierza Polska. Marszałek Brudziński dodał jeszcze, że Polacy zatrzymali „islamską nawałę” pod Wiedniem...
Kaczyński widać nie chce się różnić od Orbana albo Erdogana w swoim pojmowaniu państwa i prawa. Mógłby się chociaż różnić w tym, że Orban i Erdogan wchodząc w konszachty ze sobą albo z Putinem, coś z tego mają dla interesów swoich państw. Przy okazji takich wizyt nie wywozi się ani nie przywozi bogatych doświadczeń, ale kredyty, sojusze wojskowe itp. Nasi przywódcy z dyktatorami przyjaźnią się szczerze.
Sławomir Sierakowski dla WP Opinie