PublicystykaSławomir Sierakowski: Początek wojny Kaczyńskiego z Macierewiczem

Sławomir Sierakowski: Początek wojny Kaczyńskiego z Macierewiczem

Koniec triumwiratu rządzącego Polską. Bartłomiej Misiewicz, jeden z trzech – obok Jarosława Kaczyńskiego i Antoniego Macierewicza – polityków, którzy zdominowali media przez ostatni rok, zrezygnował z członkostwa w partii rządzącej. Aż cztery godziny komisja złożona z wicemarszałka Sejmu Joachima Brudzińskiego, ministra Mariusza Kamińskiego i posła Marka Suskiego oceniała zatrudnienie Misiewicza w Polskiej Grupie Zbrojeniowej z pensją 50 tys. zł. Doszła do wniosku, że jego postawa jest "całkowicie negatywna". Jeśli "całkowicie", to po co siedzieć nad tym aż cztery godziny?

Sławomir Sierakowski: Początek wojny Kaczyńskiego z Macierewiczem
Źródło zdjęć: © East News | ANDRZEJ IWANCZUK/REPORTER
Sławomir Sierakowski

Misiewicz to już będzie postać legendarna. Choć tak wielu próbowało, to dopiero jemu udało się zdetronizować Nikodema Dyzmę, a przynajmniej zająć miejsce ex equo w kulturze masowej i debacie publicznej, funkcjonując jako przykład podobnej kariery. Misiewicz to oczywiście tylko piłka do gry między prawdziwymi zawodnikami, czyli Jarosławem Kaczyńskim i Antonim Macierewiczem - jego dobroczyńcą. O ile nie wiadomo, jakie usługi świadczy Misiewicz Macierewiczowi, o tyle od półtora roku media huczą o tym, jakie usługi świadczy Macierewicz Misiewiczowi. Ale po kolei.

Sympatyczny, uprzejmy młody człowiek…

Dopóki nie doszło do konfliktu między nimi, dopóty Misiewicz się Kaczyńskiemu podobał. I prezes się o nim bardzo ładnie wypowiadał. Choć Misiewicz ponad rok budził zdumienie mediów – a to wtedy, gdy zmieniano pod niego statut jednego z największych koncernów zbrojeniowych w tej części Europy, żeby matura wystarczyła, albo wtedy, gdy odbierał saluty "czołem panie ministrze!" od oficerów, albo gdy rozdawał stanowiska na dyskotece – to prezes większych zastrzeżeń nie miał. Jeszcze w lutym mogliśmy usłyszeć, że "Misiewicz to skądinąd sympatyczny, uprzejmy młody człowiek, bardzo sprawny w tym, czym się zajmuje. I powiedzmy sobie szczerze – to, że poszedł do knajpy i wypił piwo, nie jest zbrodnią, media często robią z igły widły" (wywiad dla "Do Rzeczy"). O zachwytach innych polityków PiS nie ma co wspominać. Skalę głupoty na partyjne zamówienie wyznacza, zgodnie z pełnioną funkcją, rzeczniczka Beata Mazurek, która puściła wodze wyobraźni, jakby to było, gdyby takiego wspaniałego syna miała...

Misiewicza postawa zrobiła się "całkowicie negatywna" nie wtedy jeszcze, gdy jego mocodawca Antoni Macierewicz kompletnie ignorował zastrzeżenia ze strony prezydenta i premier, bo to akurat robią wszyscy. Zaskoczeniem, i to bardzo poważnym, było dopiero to, że Macierewicz nie reagował na formułowaną najpierw bardzo delikatnie (także we wspomnianym wywiadzie), a później coraz wyraźniejszą krytykę Misiewicza ze strony jedynego suwerena w państwie, czyli Jarosława Kaczyńskiego. Jeśli można w PiS lekceważyć zdanie Jarosława Kaczyńskiego, to upada cały system polityczny, który rządzi Polską od półtora roku.

…który powinien zniknąć ze sceny politycznej

Doszło do sytuacji, w której Kaczyński mówi o Misiewiczu "moje stanowisko jest całkowicie jednoznaczne. On powinien zniknąć ze sceny politycznej" i przez miesiąc nie tylko nic się nie dzieje, ale nasz bohater zostaje awansowany na stanowisko w Polskiej Grupie Zbrojeniowej i to z ostentacyjnie wielką kasą. Wszystko wygląda jak demonstracja. Macierewicz pluje w twarz Kaczyńskiemu. A więc otwarty konflikt dwóch najważniejszych osób w partii. O konflikcie świadczy to, że zamiast polecenia wydanego wiceprezesowi, prezes musi zwołać dwóch innych wiceprezesów i powołać komisję.

Spór Kaczyńskiego i Macierewicza doprowadza do kolejnej sytuacji groteskowej po klęsce na szczycie w Brukseli. Siedzi minister z wicemarszałkiem Sejmu kilka godzin, żeby stanąć potem wspólnie na konferencji i oświadczyć nam, że po półtora roku paradowania po urzędach, poligonach i spółkach skarbu państwa (Misiewicz był też w radzie nadzorczej spółki Energa Ciepło Ostrołęka), byłemu pomocnikowi aptekarza ze średnim wykształceniem brakuje kompetencji do tego paradowania. W rezultacie butny jeszcze przed komisją Misiewicz odchodzi z pokorą z partii. Ale skoro był on tylko piłką w grze między Kaczyńskim i Macierewiczem, to obserwujemy raczej początek niż koniec gry.

Macierewicz założy partię?

Przede wszystkim nie wiemy, jaka może być odpowiedź Macierewicza. Wiemy za to, że ma czym odpowiedzieć (może liczyć na elektorat smoleński, radiomaryjny i przynajmniej część elektoratu mundurowego z rodzinami, którego od półtora roku dziesiątkuje z przywódców, ale jednocześnie obsypuje podwyżkami, stopniami i stanowiskami). Nie wiemy, na ilu posłów mógłby liczyć Macierewicz. Dziś zapewne na niewielu, bo PiS to armia selekcjonowanych przez lata i czyszczonych z obcego elementu "Mariuszów", czyli skrajnych konformistów. Bardzo prawdopodobne jednak, że jeśli Macierewicz nie może jeszcze liczyć na grupę posłów, to kilka albo kilkanaście procent teraz lub po wyborach obecny szef obrony może PiS-owi zabrać. Szczególnie przy obecnie spadających sondażach. Może z tego stworzyć swoją partię, choć dotąd raczej słynął z nieudacznictwa w działalności partyjnej. Nigdy jednak nie był aż tak wysoko i nie miał aż tak licznego elektoratu za sobą, od lat musztrowanego na miesięcznicach smoleńskich i ideologizowanego w stałych felietonach ministra w Radiu Maryja. Czy to było zamierzone od dawna szykowanie się do własnej rozgrywki? Niedługo się przekonamy.

Prawdopodobieństwo, że Macierewicz po tym całym półtorarocznym cyrku z Misiewiczem grzecznie przeprosi, powie, że się pomylił i nie wie jak to się stało i sobie pójdzie, jest niewielkie. A jeśli tak, to partia Jarosława Kaczyńskiego po raz kolejny (po Porozumieniu Centrum z 1993 roku i PiS-ie z 2007 roku) wykończy sama siebie. Konflikt dwóch najważniejszych polityków w partii, w której obaj dysponują poważnym zapleczem wśród członków lub w elektoracie, to droga do klęski. Przede wszystkim dlatego, że tak samo Macierewiczowi jak i Kaczyńskiemu obcy jest pragmatyzm. Pragmatyzm to dla nich dowód słabości albo zdrady. Za pragmatyczne podejście z PiS-u się wyrzucało, a nie przyjmowało do niego. Ci dwaj politycy wydają się skazani na konflikt, a ich konflikt może skazać PiS na samobójstwo. Kaczyńskiemu, gdy poprzednio rządził Polską, do klęski nie potrzeba było opozycji i podobnie może być tym razem. Wojna dopiero się zaczyna.

Sławomir Sierakowski dla WP Opinie
Śródtytuły pochodzą od redakcji.

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)