Sławomir Sierakowski: Duda podsumował rok zdradą konstytucji
Dziś polski konserwatyzm przeżywa swoją największą kompromitację po 1989 roku. To nie jest jego zwycięstwo, to jest jego porażka, którą podręczniki historii odnotują jako czas wstydu - pisze Sławomir Sierakowski dla Wirtualnej Polski. Zdaniem publicysty "Andrzej Duda ostatecznie objął rolę nie prezydenta wszystkich Polaków, ale zwykłego partyjnego cyngla, jakich w PiS-ie wielu".
28.12.2015 | aktual.: 26.07.2016 13:46
Ten rok został zdominowany przez jeden temat, który uczynił go wyjątkowym. Wszelkie szersze podsumowania tracą znaczenie. Dotąd wymieniano się władzą, teraz jedna partia chce zabezpieczyć swoje rządy, wymieniając ustrój na niedemokratyczny. Ryzykuje tym samym zaprzepaszczeniem odzyskanej w 1989 roku suwerenności, izolacją międzynarodową oraz trwałym osłabieniem państwa. Jak zwykle w polskiej historii - ci, którzy najwięcej gadają o patriotyzmie, są dla kraju największym zagrożeniem. I tradycyjnie ich siłą jest brak skrupułów. W ten sposób można zawłaszczać państwo i krzyczeć, że się je uwalnia. Gwałcić prawo i opowiadać, że się je naprawia. Dokładnie taka jest historia niszczenia Trybunału Konstytucyjnego, jedynej instytucji uprawnionej do kontrolowania większości parlamentarnej w zakresie zgodności uchwalanego prawa z konstytucją Polski.
Złożony w poniedziałek przez Andrzeja Dudę podpis wieńczy błyskawiczną ofensywę PiS-u wymierzoną w państwo polskie. Prezydent, czyli strażnik konstytucji, wymierza w nią ostateczny cios. PiS chciał obalić to państwo i od dawna zapowiadany koniec III RP rzeczywiście nadchodzi. Cieszcie się naiwni jej wrogowie. Wy także będziecie ofiarami swojego rozbójnictwa.
Internet jest pełen zdjęć zwłok podpisanych "III RP", świeczek palonych na jej grobie i uciechy z tego, co się dzieje. Paradoksalnie to internet mówi prawdę. Bo tu nie trzeba już mydlić oczu i pisać, że się właśnie wzmacnia Trybunał, media publiczne albo sądy. Tu nikt niczego nie ukrywa: rozpieprzymy Trybunał, rozpieprzymy was, wypieprzymy z mediów, sądów, administracji, a w końcu i z kraju.
Hejterom nie przeszkadza zbieżność tych postaw z jednoznacznie autorytarnymi. Tu nie ma pisania, że przywrócimy pluralizm w mediach (jeśli ktoś uważa, że go nie było, bo na przykład Lisicki znacznie rzadziej występował w telewizji niż Sierakowski), tu się pisze, że to wasze ostatnie chwile. Nie mówi się, że przywrócimy apartyjność służby cywilnej, bo druga strona tej reguły nie przestrzegała. Nowa władza zlikwiduje hipokryzję, likwidując w ogóle regułę apartyjności i konkursy, po prostu wyrzucając wszystkich i wstawiając swoich. Nie chodzi o to, żeby pokonać przeciwnika w wyborach, chodzi o zniszczenie wroga.
I nikt z prawicy nie protestuje, że tu się dzieje coś więcej niż objęcie rządów przez jedną partię, która realizuje swój program wyborczy. Że tu się nocami łamie jedno prawo za drugim. Znam kilka osób w tym obozie władzy, za które bym wcześniej ręczył, że nigdy by na to nie pozwoliły. Ale jeśli Kornel Morawiecki nie tylko biernie się temu przygląda, ale wręcz dostarcza opinii publicznej uzasadnień dla łamania konstytucji, to trudno wierzyć w to, że ktoś się tam wreszcie opamięta. Naczelną zasadą polskiego konserwatyzmu w historii zawsze była propaństwowość i legalizm. Dziś polski konserwatyzm przeżywa swoją największą kompromitację po 1989 roku. To nie jest jego zwycięstwo, to jest jego porażka, którą podręczniki historii odnotują jako czas wstydu.
Przypomnijmy: wszystkie gremia prawnicze, jakie istnieją w Polsce: pierwszy prezes Sądu Najwyższego, Krajowa Rada Sądownictwa, Naczelna Rada Adwokacka, Naczelna Rada Radców Prawnych, Rzecznik Praw Obywatelskich, Prokurator Generalny, rady wydziałów prawa najważniejszych uniwersytetów w Polsce zaprotestowały lub wezwały do złożenia wyjaśnień. Podobnie najważniejsze instytucje międzynarodowe: Rada Europy, Komisja Europejska, ONZ, a nawet administracja amerykańska, która postanowiła na razie wstrzymać się z ustaleniem daty spotkania prezydenta Polski z prezydentem USA. Nie wspominam o całym zestawie wiodących organizacji pozarządowych na czele z Helsińską Fundacją Praw Człowieka (jej autorytet i bezstronność potwierdza na przykład to, że protestowała również, gdy wcześniej Platforma Obywatelska robiła skok na dwa nienależne jej miejsca w Trybunale, które Trybunał uznał za niekonstytucyjne), które PiS traktuje po prostu jako swoich wrogów.
Przypomnijmy też, że nie ma żadnego gremium prawniczego, które by poparło zmiany wprowadzanie przez PiS. I po tym wszystkim prezydent z pisowskiej łaski - Andrzej Duda, wychodzi do opinii publicznej i mówi, że analizował nowelizację przez święta, konsultował się z ekspertami i bez wahania podjął decyzję o podpisaniu ustawy.
Nie konsultował się z żadnym z protestujących gremiów prawniczych, z żadnym autorytetem konstytucjonalistą, nie uznał za stosowne także spotkać się z liderami partii, choć w uzasadnieniu swojej decyzji jako pierwszy powód podał wolę uspokojenia sytuacji politycznej.
Ostatecznie objął rolę nie prezydenta wszystkich Polaków, ale zwykłego partyjnego cyngla, jakich w PiS-ie wielu.
Sławomir Sierakowski dla Wirtualnej Polski