Tragiczny widok ludzi po zażyciu dopalaczy na Śląsku
Agresywni i wulgarni, albo apatyczni na granicy świadomości, a często jej pozbawieni. To bardzo uproszczony widok młodzieży po zażyciu dopalaczy, a zarazem codzienny widok lekarzy ze śląskich szpitali, którzy przyjmują dziesiątki zatrutych.
17.07.2015 | aktual.: 18.07.2015 11:35
Dzięki uprzejmości personelu medycznego, udało się dostać na jeden z oddziałów, gdzie znajdują się pacjenci w najcięższym stanie po zażyciu nieznanych substancji psychoaktywnych.
Krzyki, wrzaski i przekleństwa słychać kilkadziesiąt metrów od szpitala. Odgłosy dobiegające z placówki, przypominały dźwięki z horrorów rozgrywanych w szpitalach dla opętanych.
Czekając na zgodę, by przekroczyć śluzę bezpieczeństwa na oddział, można było usłyszeć chyba wszystkie znane wulgaryzmy i groźby. Te, kierowane do pielęgniarek i lekarzy, skierowano też do mnie.
- "Zabiję cię ch*ju", "Już nie żyjesz", czy "znajdę cię i zadźgam" - to tylko trzy zdania, które usłyszałem pod swoim adresem wchodząc na oddział. Ze względu na bezpieczeństwo personelu i osób postronnych, mężczyźni zostali dokładnie przypięci pasami i bandażami do łóżka.
- To zupełnie normalny obraz. Im po tych środkach odbija. Po alkoholu też ktoś jest agresywny, ale to, co widzimy po dopalaczach, przechodzi nasze wyobrażenie – mówi jedna z pielęgniarek na korytarzu. - Gdy delikwenta rozbierzemy, chce nas obsikać, opluć. Jeśli nie pomoże nam ktoś silniejszy, to możemy dostać w twarz – dodaje.
To obraz tylko jednego szpitala, ale by dowiedzieć się, jak wygląda sytuacja w innych, zadzwoniłem do wszystkich placówek hospitalizujących młodzież po zażyciu dopalaczy na Śląsku. Zgodnie z zebranymi statystykami, obecnie przebywa w szpitalach aż 460 osób, głównie młodych mężczyzn. A od początku miesiąca, zgłosiło się już blisko 700. W tym dwie są w tragicznym stanie.
Osoby, które udzieliły mi informacji przekazały, że zachowanie pacjentów waha się od niezwykle agresywnych po stan apatyczny czy wręcz agonalny.
Osobę w tym trzecim stanie miałem możliwość zobaczyć na oddziale. Mężczyzna leżał nieruchomo, podłączony do urządzeń ratujących życie.
- Proszę tam nie podchodzić, ani nie robić zdjęć. Tego człowieka najprawdopodobniej nie uda się uratować. Jest w tragicznym stanie. Najgorsze jest to, że nadal nie wiemy, jaką substancją się zatruł – wspomniała jedna osoba z personelu.
We wszystkich przeprowadzonych rozmowach, lekarze, pracownicy medyczni czy ratownicy apelowali, by nie zażywać nieznanych środków. Niektóre mogą być śmiertelne.
Byłeś świadkiem lub uczestnikiem zdarzenia? .