Kuźnia Raciborska. "Ktoś, kto tego nie przeżył, nie jest w stanie sobie wyobrazić"
8 października minął rok od tragicznych wydarzeń w Kuźni Raciborskiej, gdzie podczas unieszkodliwiania niewybuchów zginęło trzech saperów z Gliwic. Dowódcą patrolu był chorąży Tomasz Znojkiewicz.
Starszy chorąży sztabowy został ciężko ranny w wybuchu. Potrzebuje teraz wsparcia na dalsze leczenie. Trwa zbiórka kilkudziesięciu tysięcy złotych na poprawę wzroku, bo konieczna jest rekonstrukcja powieki.
8 października 2019 r. w kompleksie leśnym między Kuźnią Raciborską a Rudą Kozielską żołnierze 29. patrolu rozminowania 6. Batalionu Powietrznodesantowego z Gliwic mieli unieszkodliwić niewybuchy znalezione trzy dni wcześniej i zabezpieczone do przyjazdu saperów - prawdopodobnie były to pociski artyleryjskie z czasów II wojny światowej. W wyniku wybuchu, fala uderzeniowa uszkodziła lewą część twarzy dowódcy Tomasza Znojkiewicza. "Wszystkie kości kostki, łuk brwiowy, oczodoły zostały zmiażdżone, popękane, przesunięte, mam też tatuaż powybuchowy - drobiny ziemi wyrwane przez wybuch uderzyły mnie w twarz, zagłębiając się głęboko w skórę. Z okolic oczu wyjęto 28 odłamków. Miałem oparzenia twarzy drugiego i trzeciego stopnia, wybuch poważnie uszkodził mi też słuch" – wspomina żołnierz.
Mimo tragedii którą przeżył nie narzeka, uważając że miał szczęście. Twierdzi, że dostał drugą szansę którą musi wykorzystać. I choć żyje teraz w spowolnionym tempie, wierzy że kiedyś będzie lepiej. Do tej pory przeszedł kilka operacji i odbył leczenie w szpitalach w Rybniku, Katowicach, Siemianowicach Śląskich i Warszawie. Na tym jednak nie koniec. Wciąż potrzebna jest pomoc.
Najpilniejszą potrzebą jest rekonstrukcja lewej powieki, która podczas snu całkowicie się otwiera, co jest ogromnym zagrożeniem dla oka. Saper musi spać w specjalnym opatrunku i okularach. Konieczne są kolejne zabiegi, m.in. usunięcia ziemi ze skóry na twarzy. Jedna w prywatnych klinik podejmie się tego zadania, ale potrzebnych jest kilkanaście tysięcy złotych. I na tym nie koniec, koszty dalszego leczenia szacowane są na ok. 50 tys. złotych.
Chorąży, dziękując bliskim, apelował o ostrożność w razie natrafienia na wojenne pozostałości. "Problem jest gigantyczny. W ciągu swojej 25-letniej służby przekonałem się, że niewybuch może być wszędzie – od strychu po piwnice, cmentarze, a nawet piaskownice w przedszkolach, gdzie został przywieziony z piaskiem, są niewybuchy wrośnięte w drzewa, przybetonowane do fundamentów budynków. Trzeba uważać, jeśli znajdziemy taki przedmiot – lepiej zgłosić raz więcej, niż raz za mało" - przestrzegł.