PolskaByły mąż szczerze o matce Szymona

Były mąż szczerze o matce Szymona

– Uważam, że za to, co zrobiła, powinna ponieść najwyższą karę przewidzianą przez polskie prawo, powinna dostać dożywocie – mówi Marek Dejas (42 l.), były mąż Beaty Ch. (41 l.), matki Szymona, której prokuratura postawiła zarzut zabójstwa chłopczyka. – Ona jest winna! Moja matka, czyli jej była teściowa, ciągle płacze. Nie mieści się jej w głowie, jak można zrobić krzywdę własnemu dziecku...

Były mąż szczerze o matce Szymona
Źródło zdjęć: © Policja.pl

– Kiedy ją poznałem, była 17-letnią ładną dziewczyną, mieszkała w sąsiedztwie. Była dzieckiem adoptowanym, ale jej rodzice adopcyjni to porządni ludzie. Miała wszystkiego pod dostatkiem. Zakochałem się, wtedy była inna – wspomina pan Marek. Ślub był w 1991 r. Doczekali się pięciorga dzieci: Soni (dziś ma 22 l.), Ani (21 l.), Kasi (19 l.), Kamila (18 l.) i Pawła (16 l.). Wszystko układało się dobrze do czasu, gdy pan Marek pracował w kopalni.

– W 2001 r. mnie zwolnili. Moja żona byłą wściekła. Uwielbiała pieniądze, ale sama wtedy nie wzięła się do pracy – twierdzi były mąż Beaty Ch. – Gdy wpadała w furię, czasem dostawałem od niej po pysku, tak za nic.

Pan Marek wspomina, że Beata Ch. dzieciom wmawiała, że ich tata jest alkoholikiem i oskarżyła go o znęcanie. – A po rozwodzie zaczęła chodzić na dyskoteki, zabierała też najstarsze córki, a innym wmawiała, że to jej siostry – mówi pan Marek. – W końcu parę lat temu zostawiła dzieci i poszła za tym facetem do Będzina. Dzieci trafiły do ośrodka i domu dziecka, ja nie miałem pracy, ale staram się mieć z nimi kontakt. Wiem, że ona się nimi nie interesowała...

Jego najstarsze córki odwiedzały matkę w Będzinie. Zdarzyło się kilka razy, że nie chciała ich wpuścić do domu. Bo jej konkubent zakazał. Spotykała się z dziećmi w... parku.

– Nie wiem co się musiało wydarzyć, że moja była żona tak potraktowała swoje dziecko. Jak mogła tyle lat to ukrywać i żyć kłamstwami?! Jak mogła wykorzystać swojego wnuka do podłych kłamstw? – pyta były mąż Beaty Ch. – Ania na pewno nie była świadoma tego, że jej własny syn będzie podstawiony w przychodni zdrowia jako Szymon. To oburzające!

Gdy w Polsce zrobiło się głośno o odnalezieniu martwego chłopczyka w stawie w Cieszynie, pan Marek mówi, że nawet nie przypuszczał, że to dotyczy jego byłej żony. – Moja mama ciągle płacze, choć to przecież nie był jej wnuk. Ale serce nie pozwala jej zrozumieć – mówi pan Marek. – Jak można tak obejść się z własnym dzieckiem albo pozwolić, by skonało, nie udzielając mu pomocy i wyrzucić tak jak się wyrzuca śmieci?!

Polecamy również w internetowym wydaniu Fakt.pl: Matka śp. Madzi wyrzucona z klubu go-go za...

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (239)