Skoczek za późno otworzył spadochron zapasowy
Podczas skoku, w którym pod Wrocławiem zginął 35-letni spadochroniarz, za późno otworzył się spadochron zapasowy. Sprzęt nie był wyposażony w automat otwierający spadochron zapasowy, ale obecnie nie jest to wyposażenie obowiązkowe - poinformowała prokurator Ewa Owsik z Prokuratury Rejonowej Wrocław Krzyki Zachód.
16.01.2017 07:28
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
Prokuratura ta prowadzi śledztwo w sprawie śmierci spadochroniarza na lotnisku w Mirosławicach (Dolnośląskie). Mężczyzna zginął 14 lipca, podczas pierwszego samodzielnego skoku.
Według prok. Ewy Owsik wypadek spowodowany był tym, że skoczkowi nie otworzył się spadochron główny, a zapasowy otwarty został zbyt późno. Potwierdziła też, że spadochron zapasowy nie miał automatu, który otwiera go bez ingerencji skoczka.
Jednak taki automat nie jest obowiązkowy i skoczek mógł bez niego oddać skok. Dlatego nie możemy jeszcze wskazać, czy wypadek był efektem czyjegoś zaniedbania - powiedziała Owsik.
Jak wyjaśnił instruktor skoków spadochronowych Krzysztof Mikulski, na wyposażeniu skoczka są zawsze dwa spadochrony. W takim przypadku jaki miał miejsce w Mirosławicach, skoczek przypięty jest do specjalnej liny, która powoduje samoczynne otwarcie spadochronu głównego. Jeśli spadochron się nie otworzy, skoczek ma jeszcze spadochron zapasowy, a jego otwarcie ćwiczone jest podczas kursu - tłumaczył Mikulski.
Spadochron zapasowy powinien zostać otwarty około 5 do 8 sek. po wyskoczeniu z samolotu. W niektórych spadochronach zamontowane są tzw. automaty, które otwierają spadochron zapasowy ok. 300 m nad ziemią, jeśli nie zrobi tego skoczek. Ale wyposażanie w nie będzie obowiązkowe od 2010 r. - dodał Mikulski.
Instruktor zapytany co może być przyczyną nieotwarcia się spadochronu głównego odpowiedział, że zdarza się to rzadko, ale w swojej 18-letniej praktyce spotkał się z różnymi przypadkami. Może to być zerwana lina, ale może być też np. zła sylwetka skoczka. Każdy skok jest bardzo indywidualny i każdy reaguje indywidualnie - tłumaczył. Jak dodał, na kursie dla skoczków zawsze jest przedmiot obejmujący sytuacje kryzysowe i ćwiczone są odpowiednie reakcje także w takich wypadkach.
Do wypadku w Mirosławicach doszło 14 lipca około południa. 35-letni policjant, który prywatnie zapisał się na kurs, w sobotę miał oddać pierwszy skok. Jak powiedział PAP Paweł Petrykowski z Komendy Wojewódzkiej Policji we Wrocławiu, funkcjonariusz, który zginął, pracował w Komendzie Miejskiej Policji we Wrocławiu, a prywatnie od dawna interesował się skokami spadochronowymi.