Skatowane 3‑letnie dziecko. Dziewczynka nie żyje
Wraca sprawa tragedii, jaka rozegrała się w Świdnicy. Przed tamtejszym sądem toczy się proces Lucyny K. i Łukasza B - matki i ojczyma 3-letniej Hani, która przez wiele tygodni była bita. Dziewczynka zmarła. Pracownicy socjalni, którzy odwiedzali rodzinę, nie dostrzegli, że dzieje się w niej coś złego.
12.05.2022 13:36
Teraz okazało się, że dramat małej Hani ciągnął się przez jej całe, kilkuletnie życie. Dziewczynka była katowana niemal od dnia narodzin. Zmarła w lutym ubiegłego roku. Wraz z postępami w procesie, na jaw wychodzą kolejne szokujące szczegóły tego, przez co przeszła.
32-letnia Lucyna K. zeznawała na początku, że w dniu śmierci dziewczynki wsadziła ją pod prysznic i zostawiła w strumieniu zimnej wody. Tłumaczyła, że zrobiła tak dlatego, że dziecko nocą się zmoczyło.
Sekcja zwłok wykazała jednak, że bezpośrednią przyczyną zgonu nie było wyziębienie, lecz "wielonarządowe obrażenia jamy brzusznej". Matce dziewczynki i jej 27-letniemu ojczymowi prokurator postawił zarzut zabójstwa ze szczególnym okrucieństwem.
Zobacz też: wstrząsające nagranie z monitoringu w Lęborku. Trzy osoby zaatakowane
Dramat 3-letniej Hani. Była dręczona i bita
Sąd będzie musiał wziąć pod uwagę nie tylko obrażenia małej Hani, ale też to, co ją spotykało wcześniej. Babcia dziecka zeznała, że było ono zamykane w ciemnym pomieszczeniu, nie dostawało jedzenia. Zdarzało się, że musiało wysłuchiwać krzyków i wyzwisk pod swoim adresem.
Pani Anna zeznała też, że niepokojące sygnały pojawiły się dopiero po rozstaniu Lucyny K. z biologicznym ojcem dziecka. Wcześniej, jak przekonuje, nic nie wskazywało na to, że w domu są jakieś problemy.
Pierwszym alarmującym sygnałem były siniaki, które pojawiły się na ciele dziecka wkrótce po tym, gdy zamieszkał z nimi Łukasz B. Matka jednak miała tłumaczyć wówczas, że są one spowodowane tym, że dziecko często się przewraca.
Gdy pojawiły się pierwsze podejrzenia, babcia zawiadomiła kurator. Ta jednak, miała stwierdzić, że w rodzinie nie dzieje się nic złego. Lucyna K. robiła zresztą wszystko, by to udowodnić. - W Mikołajki, tuż przed śmiercią Hani, Lucyna nawet rozebrała Hanię, żeby mi pokazać, że nie ma siniaków. Nie prosiłam jej o to, sama to zrobiła - zapewniła babcia dziewczynki.
Dalszym wyjaśnianiem sprawy zajmuje się już prokurator. Na ostatniej rozprawie Łukasz B. przyznał się do zabójstwa, choć wcześniej przekonywał, że jest niewinny. Matce dziecka i jej partnerowi grozi dożywocie. Zarzuty ma też usłyszeć kurator, która opiekowała się rodziną.
Zobacz też:
Źródło: fakt.pl